– Jeśli choroba dzieci ma doprowadzić nas do zbawienia lub posłużyć w dobrym celu, przyjmujemy ją bez szemrania – mówi Małgorzata Czech.
Pani Małgorzata (z prawej), mama Mai (w środku), pochodzi z wielodzietnej rodziny. Rodzeństwo bardzo ją wspiera. Na zdjęciu z siostrą Bogumiłą
Monika Augustyniak /Foto Gość
Kiedy dowiedzieli się o chorobie córki, nie złorzeczyli, nie buntowali się, ale przyjęli wolę Boga z pokorą. Wieść o chorobie syna powaliła ich z nóg, ale zamiast zadawać pytanie „dlaczego?”, dołożyli wszelkich starań, by umożliwić swoim pociechom normalny rozwój. Dziś, gdy są w wielkiej potrzebie, przekonują się, że otacza ich mnóstwo ludzi o wielkim i hojnym sercu. Na procesor mowy, który umożliwia Mai słyszenie i porozumiewanie się z otoczeniem, zbierają pieniądze setki ludzi w wieku od kilkunastu do kilkudziesięciu lat.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.