Podpalacz poczytalny

Agnieszka Napiórkowska

publikacja 06.05.2015 10:19

62-letni Leszek G., mieszkaniec Słomkowa, który 15 grudnia podpalił GOPS w Makowie, gdzie zginęły dwie kobiety, w chwili dokonywania przestępstwa był poczytalny.

Podpalacz z Makowa odpowie przed sądem za podwójne zabójstwo Podpalacz z Makowa odpowie przed sądem za podwójne zabójstwo
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość

Prokuratura Rejonowa w Skierniewicach otrzymała opinię sądowo-psychiatryczną, opracowaną po zakończeniu obserwacji. 62-latek podejrzany jest o dokonanie ze szczególnym okrucieństwem zabójstwa dwóch kobiet zatrudnionych w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Makowie oraz spowodowanie pożaru, który zagrażał życiu i zdrowiu wielu osób. Grozi mu kara nawet dożywotniego więzienia.

Jak wyjaśnia Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi, podejrzany - na wniosek skierniewickiej prokuratury - poddany został obserwacji sądowo-psychiatrycznej. - Odbywała się w szpitalu więziennym Zakładu Karnego nr 2 w Łodzi. Biegli stwierdzili, że poczytalność podejrzanego w chwili czynów była ograniczona, ale jedynie w stopniu nieznacznym, co oznacza, że może on ponosić odpowiedzialność karną za to, co zrobił. Jak wynika z opinii, może także uczestniczyć w czynnościach procesowych. Prowadzone śledztwo zmierza ku końcowi, prawdopodobnie zostanie sfinalizowane w ciągu najbliższych kilku tygodni, po uzyskaniu wyników ekspertyzy fizyko-chemicznej  tłumaczy prokurator Kopania.

Przypomnijmy. Do tragedii doszło w poniedziałek 15 grudnia 2014 r. ok. godz. 13 w siedzibie Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Makowie. 62-letni mężczyzna wtargnął na pierwsze piętro budynku i oblał łatwopalną substancją pracujące tam urzędniczki. Następnie jedną z kobiet podpalił. Ogień błyskawicznie rozprzestrzenił się wewnątrz pomieszczenia. Sprawca tragedii zbiegł. Pracownicy ewakuowali się na dach sąsiedniego budynku. Niestety, w płonących pomieszczeniach pozostały dwie osoby. Gdy na miejsce zdarzenia przyjechała straż pożarna, z płomieni wyciągnęła dwie poparzone kobiety. Pomimo trwającej ponad 45 minut reanimacji, 40-letnia urzędniczka zmarła. Drugą, 41-letnią ofiarę, z ciężkimi oparzeniami śmigłowcem przetransportowano do jednego z warszawskich szpitali, gdzie po kilku dniach również zmarła.