Poznawać Chrystusa, by iść za Nim

s. Anna Maria Pudełko AP

publikacja 13.09.2015 08:10

Jedynie w Nim cierpienie nabiera sensu.

Tylko w Jezusie możemy cierpieniu nadać sens Tylko w Jezusie możemy cierpieniu nadać sens
Henryk Przondziono /Foto Gość

Dziś rozważamy Ewangelię wg św. Marka 8,27-35:

Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: „Za kogo uważają Mnie ludzie?”. Oni Mu odpowiedzieli: "Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków". On ich zapytał: "A wy za kogo Mnie uważacie?". Odpowiedział Mu Piotr: "Ty jesteś Mesjaszem". Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie.

A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: "Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie".

Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa".

W każdym z nas jest naturalnie obecny lęk przed cierpieniem. Nie chcemy go, uciekamy przed nim, a jednak wcześniej czy później nas spotyka pod różnymi postaciami: cierpienia fizycznego, moralnego, duchowego, relacyjnego itp. Cierpienie jest w tajemniczy sposób konsekwencją grzechu i naszych grzesznych wyborów. Jezus wiedział, że aby nas zbawić, będzie te wszelkie konsekwencje musiał wziąć na siebie. I uczynił to.

My dziś możemy przekuć cierpienie na coś wartościowego jedynie wtedy, kiedy przeżyjemy je razem z Chrystusem. Tylko w Nim możemy cierpieniu nadać sens i to sens zbawczy, bo samo w sobie cierpienie jest bezsensowne.

Każdy, kto idzie za Jezusem, czyli wybiera drogę miłości, wcześniej czy później spotka się z cierpieniem niezrozumienia, odrzucenia, zdrady, wyśmiania. Podejmowanie tego cierpienia Jezus widzi nie jako stratę, lecz właśnie jako "dar" z własnego życia. Dopóki boję się coś stracić i walczę o zachowanie tego na wszelkie sposoby, to właśnie nie dzieląc się - tracę. Jeśli coś pozornie tracę ze względu na Jezusa, to już to w Nim odnalazłem i odkryłem, że mogę dać jeszcze więcej, bo to "więcej" otrzymuję od Niego!

Aby jednak być zdolnym do pójścia za Jezusem, potrzebuję dziś i ja odpowiedzieć sobie na pytania, które Jezus zadał apostołom: za kogo uważają Go ludzie, których spotykam w pracy, przy rodzinnym stole, w sklepie, na ulicy, w kościele? A ja za kogo uważam Chrystusa? Kim On jest dla mnie?

Znalezienie tej odpowiedzi jest pierwszym krokiem w pójściu za Panem. Potem przyjdzie czas na kolejny, trudniejszy. A jest nim zaufanie. Zaufanie, że On wie lepiej, a mnie wystarczy iść za Nim, czyli przyjąć Jego, Boży sposób myślenia, a nie - jak Piotr - "wybiegać" przed Jezusa, proponując Mu swoje własne rozwiązania. Do tego zaprosił apostoła Chrystus. "Zejdź mi z oczu" dosłownie znaczy "stań za Mną", idź za Mną.

Obyśmy mieli zawsze odwagę iść za Jezusem, myśląc Jego myślami, a nie wybiegać wciąż przed Niego, narzucając Mu nasze mizerne pomysły.