Tam, gdzie Kościół jest żywy

mk

|

Gość Łowicki 41/2015

publikacja 08.10.2015 00:00

– W Kairze jest ok. 2 tys. Polek, które wyszły za muzułmanów. Przychodzą do mnie i płaczą. Słyszę: „Ojcze! Cierpię, bo zdradziłam Chrystusa” – mówi ks. Kazimierz Kieszek SMA.

Ks. Kieszek w czasie odpustu w Domaniewicach Ks. Kieszek w czasie odpustu w Domaniewicach
Marcin Kowalik /Foto Gość

Dla ks. Kazimierza wizyta w Polsce to okazja do podreperowania nadszarpniętego zdrowia. Pracuje na misjach w Afryce od ponad 26 lat. Urlop spędził m.in. w Domaniewicach, korzystając z gościny ks. Krzysztofa Osińskiego, proboszcza miejscowej parafii św. Bartłomieja. Wikariuszem jest tam ks. Radosław Sawicki, kuzyn misjonarza.

Czarna Afryka

Większość rodziny ks. Kieszka mieszka na terenie diecezji łowickiej. W Lewinie, w pięknym modrzewiowym kościele, został ochrzczony. Po skończeniu podstawówki osiedlił się z rodzicami w okolicach Łodzi, ale do dziś czuje się związany z rodzinną parafią. Zanim został księdzem, studiował najpierw na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dalszą formację teologiczną odbył w Strasburgu. Tam został wyświęcony i skierowany do pracy w Afryce. Przystąpił do Stowarzyszenia Misji Afrykańskich, założonego w 1856 r. przez francuskiego bp. Melchiora de Marion-Brésillaca.

– Czarna Afryka jest priorytetowa w naszej pracy. Zajmujemy się pierwszą ewangelizacją. Tworzymy parafie i formujemy katechetów, a potem oddajemy parafię miejscowemu klerowi. Katecheci to ludzie dojrzali, jakby wikarzy, każdy ma przydzieloną wioskę, w której sprawuje celebrację, kiedy nie ma kapłana. Bo nie sposób jest objechać wszystkie. Są duże odległości między nimi. Drogi są fatalne. Przykładowo: w parafii, gdzie jest 30 wiosek, ksiądz pojawia się co 3 miesiące. A w porze deszczowej jeszcze rzadziej. Te miejsca są wtedy odcięte od świata – mówi ks. Kieszek.

Na początku odbył staż, żeby sprawdzić, czy podoła pracy w Afryce. – Bałem się upałów. Wyobrażenie w Polsce jest takie, że tam panują ogromne temperatury i to mnie przerażało. Faktycznie są miesiące, że jest gorąco, ale to jest znośne. Co mnie uderzyło, to żywy Kościół, gdzie ludzie lgną do Ewangelii. Liturgia tam jest radosna. Tańczą i śpiewają. Na przekazanie znaku pokoju trzeba przeznaczyć 10 minut. Ściskają się wtedy i całują. To są bardzo biedni ludzie. Mieszkańcy miast może już mniej niż kiedyś, ale na wsiach bieda się utrzymuje. W dużej parafii na tacę zbierałem 3–4 euro – opowiada misjonarz. Niestety, organizm ks. Kieszka coraz gorzej bronił się przed skutkami malarii. Ze względów zdrowotnych musiał opuścić placówkę. Rok spędził w Jerozolimie, gdzie dominikanie prowadzą szkołę archeologiczno-biblijną. – Takie dokształcanie jest ważne. W wysokich temperaturach, jakie panują w Afryce, człowiek nie ma siły czytać. Nawet kazania mówi się proste – wyjaśnia ks. Kazimierz.

Kairska parafia

Przełożeni zaproponowali ks. Kieszkowi objęcie parafii we Francji lub w Egipcie. – Może we Francji materialnie miałbym lepiej, ale to nie jest istota kapłaństwa. Tam jest Kościół umierający. W niedziele na Mszach nie ma młodych. Sami Francuzi do tego doprowadzili i tego żałują. Wolałem Egipt – mówi misjonarz. Teraz jest proboszczem parafii św. Marka w Kairze. Potężny kościół, przypominający bazylikę Sacré-Cœur w Paryżu, może pomieścić 5 tys. osób. W Egipcie dominują muzułmanie. To ok. 90 proc. społeczeństwa. Chrześcijanie to głównie członkowie koptyjskiego Kościoła ortodoksyjnego. Jest tylko jedna diecezja Kościoła rzymskokatolickiego. Składa się z 16 parafii, z czego 4 są w Kairze.

– Starsi ludzie wspominają, że kiedyś panowała tu wielka tolerancja. Ludzie różnych wyznań ze sobą doskonale współżyli. Teraz też zdarzają się gesty życzliwości. Kiedy jest święto muzułmańskie, kilka rodzin przynosi mi jedzenie. Do Kościoła rzymskokatolickiego Egipcjanie są przyjaźnie nastawieni, gorzej do Koptów – mówi ks. Kieszek.

Mimo to każdą większą uroczystość w jego parafii ochraniają policjanci. Czuwają, żeby ktoś z ekstremistów nie podłożył bomby. Parafianie ks. Kieszka to głównie potomkowie Francuzów, Włochów i Greków. Są też Polacy. – To nie są tłumy, ale ten Kościół jest dość silny. W Egipcie niedziela jest dniem roboczym. Wolne są za to piątki. To jest przeszkoda do uczestnictwa w Mszy św. niedzielnej. Ale w święta, szczególnie w Wielki Piątek, kościół jest pełen. Przyjeżdżają ludzie z innych dzielnic do miejsca, w którym zostali ochrzczeni – mówi proboszcz.

Ksiądz Kieszek wprowadził polskie zwyczaje, m.in. nieznaną tu adorację Najświętszego Sakramentu. W maju odmawiana jest Litania Loretańska, wierni modlą się na Różańcu. U wejścia do świątyni wita wszystkich obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Cieszy się dużym uznaniem. Miejscowi zastanawiają się tylko, skąd te szramy na twarzy Maryi? Jeżeli chodzi o Polaków, to gromadzą się w świątyni na polskich Mszach św., uroczystościach patriotycznych i opłatku. Bywa na nich polski ambasador. Los Polek, które związały się z Egipcjanami, w większości jest tragiczny.

– To są dramaty, które rozgrywają się w ambasadzie i u mnie w kościele. Jedynie te, które mają wykształconych mężów, mogą liczyć na większą swobodę i praktykować wiarę w Jezusa – mówi ks. Kazimierz. Parafia znana jest z tego, że prowadzi szkołę dla niepełnosprawnych, założoną przez Francuzów. – Do tej pory pokutuje wśród Egipcjan przekonanie, że osoba niepełnosprawna w rodzinie to hańba. Zamykano je, przykuwano łańcuchami. Zdarza się, że w jednej rodzinie są 3 takie osoby. To efekt małżeństw między bliskimi krewnymi. Taka szkoła to przede wszystkim ulga dla umęczonych matek – mówi ks. Kazimierz. To była pierwsza taka placówka w Kairze. Za jej przykładem poszli inni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.