Doba u Miriam

Agnieszka Napiórkowska Agnieszka Napiórkowska

publikacja 03.08.2017 01:24

We wtorek i środę pielgrzymi z różnych stron diecezji gościli w domu Matki Bożej Świętorodzinnej. A Ona... jak zwykle zaprosiła wszystkich do stołu. Miejsca przy nim nie zabrakło także dla tych, którzy przybyli do Jej domu następnego dnia.

Na odpust w Miedniewicach pieszo przybyli pielgrzymi z różnych stron diecezji Na odpust w Miedniewicach pieszo przybyli pielgrzymi z różnych stron diecezji
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość

1 i 2 sierpnia wszystkie drogi prowadziły do Miedniewic. Modlili się tu wierni z diecezji i miejscowości położonych w promieniu 30 km od sanktuarium, 2 sierpnia uczestniczyli w uroczystościach odpustowych Matki Bożej Anielskiej (odpust Porcjunkuli), a 1 sierpnia oddawali także hołd poległym w powstaniu warszawskim.

W 250. rocznicę koronacji cudownego obrazu pielgrzymowały całe rodziny. W kompanii skierniewickiej najmłodszy pielgrzym - Antek - miał 2,5 roku. W drogę wyruszył z rodzicami i starszymi braćmi Maksem i Aleksandrem. Bracia garnęli się do niesienia flag, a nawet krzyża. Włączali się także w śpiew. Przez całą drogę modlili się za swoich ukochanych chrzestnych. Jak zapewniali, jeśli Matka Boża ich wysłucha, w następnym roku przyjdą Jej podziękować. W tej samej grupie do Matki Bożej wędrował także 85-letni pątnik. Mimo różnic wieku w 130-osobowej grupie niemal natychmiast wszyscy stali się dla siebie braćmi i siostrami. Nie inaczej było w grupach wędrujących z Łowicza, Sochaczewa czy Błonia. Idących w upale pielgrzymów klaksonami pozdrawiali kierowcy.

Na miejscu każdą grupę witali bracia franciszkanie. Przybycie kolejnej kompanii zapowiadały bijące dzwony. Uroczystości przed cudownym obrazem poprzedziło wycie syren strażackich w godzinie „W”. Później za powstańców podczas Mszy św. za ojczyznę modlili się nie tylko pątnicy, ale także władze gminy Wiskitki na czele z jej wójtem Grzegorzem Franciszkiem Miastowskim, policjanci, myśliwi i wierni z parafii. Eucharystii przewodniczył bp senior Józef Zawitkowski. Biskup do zebranych wygłosił także słowo Boże i poprowadził Apel Poległych, podczas którego pod tablicą upamiętniającą powstańców złożono wieńce i kwiaty.

Po Mszy św. i apelu pątnicy wzięli udział w nabożeństwie dróżek Najświętszej Maryi Panny, opowiadających o Jej życiu i czuwaniu. Modlitwę poprowadziła Męska Wspólnota Czcicieli Niepokalanej Matki Miłosierdzia. Jej członkowie przez dwa dni rozprowadzali wśród pielgrzymów "Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny". O północy zostały odprawione kolejna Eucharystia oraz nabożeństwo za wstawiennictwem MB Miedniewickiej.

W dniu odpustu od rana poszczególne grupy uczestniczyły w Eucharystiach. W samo południe przed sanktuarium została odprawiona uroczysta Msza św., której także przewodniczył bp Zawitkowski. Z kilkunastoma kapłanami modlili się także szwoleżerowie i pątnicy z Żyrardowa, Wiskitek, Międzyborowa, Mszczonowa, Zawad, Radziwiłłowa, Jesionki, Puszczy Mariańskiej, Bobrownik i Baranowa. Nie zabrakło także braci franciszkanów z innych klasztorów.

Na zakończenie Eucharystii odbyła się procesja z Najświętszym Sakramentem. Później wszyscy obecni odmówili akt zawierzenia rodzin Matce Bożej Świętorodzinnej. Przed wyruszeniem w drogę powrotną posilili się smakołykami przygotowanymi przez wiernych z miedniewickiej parafii i siostry klaryski.

– W tym roku pielgrzymowałam już z Góry Kalwarii do Lichenia – mówi Zofia Pietraszek. – Podczas tamtej pielgrzymki szło mi się bardzo dobrze. Nie miałam ani jednego odcisku, bąbla, więc pomyślałam, że jeszcze mogłabym gdzieś odwiedzić Maryję. Wybór padł na Miedniewice. Lubię pielgrzymować. Przez 15 lat chodziłam z nocną pielgrzymką z Błonia do Niepokalanowa. Teraz szłam w intencji wnuczki, która ma miesiąc – opowiada pani Zofia.

Swoim doświadczeniem pielgrzymowania podzieliła się także 66-letnia Elżbieta Stokowska. – Nie pamiętam, ile miałam lat podczas pierwszej pielgrzymki do Miedniewic. Zdaje mi się, że koło 12 – mówi. – Pielgrzymowałam tam ze swoją babcią. Nie szłyśmy z kompanią, jak się wtedy nazywało grupę, ale same. Tylko we dwie – ja i babcia. Wyruszyłyśmy o świcie z Grabców-Towarzystwa, które należały do mszczonowskiej parafii. Do przejścia miałyśmy ok. 26 km. Skracałyśmy sobie nieco drogę, idąc przez pola. Był to czas żniw. Na krótki odpoczynek zatrzymywałyśmy się w kopkach zboża. Po przyjściu do sanktuarium uczestniczyłyśmy w Mszy św. Pamiętam, że dużo się też modliłyśmy. Po uroczystościach babcia kupiła mi na odpuście obwarzanki i pierścionek. Tego samego dnia wróciłyśmy do domu. Od tamtego momentu jestem przywiązana do tego miejsca i pielgrzymki. Teraz już nie chodzę, ale przyjeżdżam z córką samochodem. Wiek i wieloletnia ciężka praca zrobiły swoje. Nie mam złudzeń – dziś nie dałabym rady przejść takiej drogi. Nie wyobrażam jednak sobie, by mogło mnie zabraknąć na tych uroczystościach – zaznacza E. Stokowska.