Więcej niż przypowieść…

Ks. Sławomir Wasilewski, rektor WSD w Łowiczu

Według słownikowej definicji przypowieść to taki gatunek literacki, w którym za pomocą prostej, łatwo zapadającej w pamięć fabuły, przy zastosowaniu alegorii lub symboli, przez obrazowe przedstawienie wydarzeń i występujących w nich postaci, przybliżona zostaje jakaś ważna idea, prawda czy rzeczywistość.

Więcej niż przypowieść…

Ewangelia wg św. Mateusza (Mt 21,33-43)
Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: Posłuchajcie innej przypowieści! Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: To jest dziedzic; chodźcie zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami? Rzekli Mu: Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze. Jezus im rzekł: Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce.
 
Przypowieść o dzierżawcach w winnicy jest jednak dla mnie czymś więcej, niż samą tylko przypowieścią. Czytając ją, słuchając i medytując nad nią, jawi mi się ona nie tylko jako obrazowa przypowieść, ale jako opowieść, i to opowieść dosłowna. Z jednej strony jest to dosłowna opowieść o tym, co już się wydarzyło, a więc jak najbardziej historyczna. Z drugiej strony jest to opowieść dosłowna o tym, co – z perspektywy mówiącego przez wiekami Jezusa i słuchających Go wówczas ludzi – miało się dopiero wydarzyć, a więc opowieść jak najbardziej profetyczna i – o czym dziś już wszyscy dobrze wiemy – prawdziwa aż do bólu.
 
Słudzy posyłani do winnicy Pana, którą jest dom Izraela (por. refren psalmu), żyli naprawdę. Byli nimi liczni prorocy posyłani do narodu wybranego, Ludu Pierwszego Przymierza. Posyłani byli przez Boga, który był, jest i wciąż pozostaje gospodarzem winnicy. Owi prorocy wcale nie w jakiejś przenośni czy w jakiejś literackiej alegorii, ale dosłownie, bardzo realnie i konkretnie byli obijani, obrzucani kamieniami i – w ten właśnie, albo w inny sposób – zabijani (por. Mt 21,35).
 
Posłany do winnicy syn gospodarza to nie kto inny, tylko sam Jezus Chrystus, Syn Boży, jedyny, jednorodzony, umiłowany. Przypowieść jest zatem opowieścią o Tym, który został posłany przez Ojca i który rzeczywiście przyszedł do swojej własności, ale swoi Go nie przyjęli (J 1,11). Co więcej, wyprowadzili Go, a nawet wyrzucili z winnicy (Mt 21,39), czyli poza miasto, za mury Jerozolimy i faktycznie zabili Go (Mt 21,39) krzyżując na wzgórzu Golgoty.
 
Przypowieść o rolnikach jest opowieścią także o nas, dzisiejszych chrześcijanach, którzy z siebie samych nigdy nie znaleźlibyśmy się w winnicy Pana, miejscu tak dobrze zorganizowanym, przygotowanym i przystosowanym do przynoszenia dobrych owoców.
 
Przypowieść o winnicy z otaczającym ją murem, prasą do tłoczenia owoców i wieżą jest wreszcie opowieścią o inwestycji gospodarza, który wykorzystał do założenia winnicy wszystkie swoje zdolności, wiedzę, majątek, a przede wszystkim... serce.
 
Źle się stało, że ewangeliczni robotnicy nie zgodzili się z prawdą, że właścicielem winnicy jest Bóg; że to jest cały czas Jego dzieło, Jego winnica, Jego latorośle i Jego owoce. Wielka szkoda – przede wszystkim dla nich samych – że zapomnieli, iż sama winnica, praca w niej, zbieranie owoców, radość ze zbiorów i wszystko, co się z tym wiąże, jest łaską, zaszczytem i wielkim przywilejem…
 
Na szczęście nie wszyscy robotnicy w opowiadaniu całej historii zbawienia okazali się niewdzięczni, źli, pazerni, zaborczy, pyszni i niesprawiedliwi...
 
Myślę o Hiobie, który po utracie swojego bogactwa: inwentarza, wołów, oślic, owiec i wielbłądów, po utracie niewolników i sług, a nawet po utracie swoich synów i córek, potrafi mówić: Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Pan dał i Pan zabrał. Niech będzie błogosławione imię Pana (Hi 1,20).
 
Myślę o Najświętszej Maryi Pannie, która wraz z Józefem, nie zatrzymuje Jezusa dla samej siebie, ale przynosi do świątyni jerozolimskiej zrodzone przez siebie dziecię Jezus, by Je poświęcić, ofiarować, po prostu duchowo oddać Panu (por. Łk 2,22-23).
 
Myślę o Jezusie Chrystusie, Jednorodzonym Synu Boga Ojca, który sam składa siebie w duchowej i cielesnej ofierze i podczas krwawego ofiarowania się na Golgocie w ręce Ojca powierza (oddaje) ducha swego (por. Łk 23,46).
 
A jak jest ze mną? Czy ja – umiejący brać i przyjmować – umiem dawać i oddawać?
 
Czy jako ludzki robotnik boskiej winnicy jestem w stanie podpisać się dzisiaj pod modlitwą założyciela zakonu jezuitów?
 
***
 
Przyjmij Panie całą moją wolność. Przyjmij pamięć, rozum i całą wolę. Cokolwiek mam i posiadam. Ty mi to dałeś. Wszystko to zwracam Tobie i całkowicie poddaję panowaniu Twojej woli. Daj mi tylko miłość ku Tobie i Twoja łaskę, a będę dość bogaty; niczego więcej nie pragnę (św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowe, 234).