Jezus upomniał się o Bev

Magdalena Gorożankin

publikacja 09.12.2017 12:30

24 lata temu przyjechała do Polski z misją nawrócenia katolików na protestantyzm. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w szymanowskim klasztorze sióstr niepokalanek s. Maria Loyola od Chrystusa Baranka Bożego złożyła śluby wieczyste.

Niepokalanka S. Loyola od Chrystusa Baranka Bożego Niepokalanka S. Loyola od Chrystusa Baranka Bożego
Magdalena Gorożankin /Foto Gość

S. Loyola, a właściwie Bev Vinall, urodziła się w Anglii. Została wychowana w rodzinie protestanckiej, choć otwarcie przyznaje, że jej rodzina nie była głęboko wierząca.

W wieku 13 lat po raz pierwszy poczuła, że chciałaby poznać bliżej Jezusa, jednak nikomu o tym nie mówiła. Po latach odbiera to jako pierwszy znak, że Jezus się o nią upominał.

W czasie studiów - Bev studiowała historię - współpracowała z organizacją protestancką. W zgromadzeniu baptystów pracowała z młodzieżą. Spotykali się w małych grupach biblijnych, czytali i rozważali Pismo Święte.

Podobne spotkania Bev miała poprowadzić w Polsce, gdzie w 1993 r. została wysłana przez zgromadzenie z konkretnym zadaniem. Miała nawrócić katolików na protestantyzm.

- W Anglii uczyłam historii natomiast w Polsce, we Wrocławiu uczyłam języka angielskiego. Uważałam, że katolicy są mało biblijni. Miałam na celu ich nawrócić, ale kiepska ze mnie misjonarka, jak widać - opowiada z humorem s. Loyola.

We Wrocławiu poznała swoją przyjaciółkę Barbarę. Obie szukały mieszkania do wynajęcia, a że dobrze im się rozmawiało postanowiły zamieszkać razem.

Początkowo Bev myślała, by uczyć koleżankę o Biblii, jednak szybko zorientowała się, że Barbara jest głęboko wierzącą osobą.

- Basia często znikała u siebie w pokoju. Kiedy pytałam ją, co tak długo robiła ona odpowiadała, że trochę się modliła, czytała Pismo Święte. Ja nie umiałam się modlić, bardzo jej tego zazdrościłam. Poprosiłam ją, by nauczyła mnie modlić się, ale Basia nie czuła się na siłach - mówi niepokalanka.

Koleżanka nie czuła się na siłach, by uczyć Bev modlitwy, ale poleciła jej wyjazd na rekolekcje ignacjańskie do Częstochowy. Z racji swojego pochodzenia i wyznania, s. Loyola musiała prosić o zgodę na udział w rekolekcjach.

Odpowiedź była pozytywna. W ośrodku rekolekcyjnym ówczesna protestantka czuła się zakłopotana, że jako jedyna nie przystępuje do Komunii św. podczas codziennych Eucharystii.

- Siadałam z tyłu kaplicy, by nikt tego nie zauważył. Podobnie było podczas adoracji. W Anglii adoracja wygląda zupełnie inaczej. Jest dużo śpiewu, radości, muzyki, gitar. A tutaj? Ksiądz wystawił mały opłatek w naczyniu, które dla mnie wyglądało jak słońce na patyku, na ołtarz i wyszedł. Czekałam na gitary i zespół, ale się nie doczekałam. Wiedziałam, że katolicy wierzą, że w tym kawałku chleba jest Jezus, ale nie mogłam jakoś tego pojąć. Do czasu tej adoracji. Wtedy doświadczyłam Jego obecności, jak nigdy wcześniej. Zmieniło się powietrze, poczułam jakby prąd, uświadomiłam sobie, że On tu jest. Wszystko, czego się uczyłam do tej pory, wywróciło się do góry nogami. Teraz chciałam być blisko Niego, chciałam z nim rozmawiać. Poczułam smutek, gdy ksiądz schował Najświętszy Sakrament. Wtedy już wiedziałam, że chcę przyjąć Go także do swojego serca w Komunii św. - dodaje.

Po rekolekcjach Bev wróciła do codziennego, zwykłego życia. Jednak jej ciekawość i chęć poznawania Jezusa była ogromna. Szukała informacji w internecie, ale gdy ktoś wchodził do pokoju, od razu zmieniała stronę, by nikt nie widział, czego szuka.

- To jest tak, jak z perłą. Znalazłam perłę, ale schowałam ją głęboko do szuflady. Nie chciałam, by ktokolwiek wiedział, o kim czytam, kogo poznaję - wspomina s. Loyola.

Dopiero pewnego dnia, podczas spaceru z koleżanką Marzeną jej „język rozwiązał się”. Przyznała się, że poznała Jezusa i chce stać się katoliczką. Po dwóch tygodniach znalazł się jezuita, który postanowił pomóc Bev przejść na wiarę katolicką.

Po czasie przygotowań, Bev po raz pierwszy przyjęła Komunię św. oraz została bierzmowana.

- Stałam się legalną katoliczką. Do Komunii poszłam ubrana „normalnie”. Biała sukienka przyszła później - żartuje s. Loyola.

Podczas kolejnych rekolekcji spotkała s. Janę, która uczyła w Szymanowie. Niepokalanka zafascynowana świadectwem Bev, poprosiła ją, by dała świadectwo uczennicom szkoły podczas rekolekcji wielkopostnych.

Zgodziła się. W klasztorze oprócz rekolekcji, przeżywała czas Triduum Paschalnego. W Wielki Piątek poprosiła o przyjęcie do zgromadzenia, w Wielką Sobotę otrzymała zgodę. W tym miejscu poczuła, że to tu chce spędzić swoje życie, poświęcić się Bogu. S. Loyola przyznaje, że wiele zawdzięcza wspólnocie sióstr.

- Gdyby nie siostry, pewnie nie poszłabym na badania i nie znaleźliby u mnie guza, który bezobjawowo doprowadziłby mnie do śmierci - mówi niepokalanka. Po chorobie został tylko ślad w postaci problemów ze słuchem, przez co s. Loyola wciąż uczy angielskiego, lecz tylko indywidualnie.

8 grudnia, w Godzinie Łaski, w obecności sióstr, przyjaciół, znajomych i niektórych absolwentek szkoły s. Loyola złożyła śluby wieczyste.

Znakiem tego, iż już na zawsze oddana jest Panu Bogu otrzymała szafirowy sznur. Podpisała także śluby - w dwóch językach, bo nieustannie bliska jej sercu jest Anglia. Liturgia słowa również przeczytana była w jęz. polskim i angielskim, gdyż na uroczystość przyjechali także przyjaciele z rodzinnego kraju niepokalanki.

Wśród gości nie zabrakło pani Barbary, przyjaciółki s. Loyoli. Panie nieustannie mają kontakt, choć wiele zmieniło się w ich życiu.

- Siostra Loyola jest darem dla mnie, to ona została mi dana przez Pana. Wiele zmieniła w moim życiu. Ja nie czuję się tak, jakbym zmieniła ją lub jej życie. To Duch Święty w niej działał. Ja byłam tylko narzędziem w Jego rękach - mówi pani Barbara.

- Dziś podczas Eucharystii dziękowałam Bogu za to, że postawił mi ją na drodze. Zawsze pełną ciepła, miłości, radości, ogromnego poczucia humoru. Taką ją poznałam i taką jest, choć w klasztorze widać, że odnalazła to, czego jej brakowało. Nauczyła się trochę więcej pokory i spokoju, który daje jej Matka Boża - dodaje przyjaciółka niepokalanki.

S. Loyola przyznaje, że Maryja stała się dla niej darem. Wcześniej nie znała jej i, co zabawne, przez prawie rok postulatu nie wiedziała, że zakon, do którego chce wstąpić jest zgromadzeniem maryjnym. Dziś uważa, że Matka Boża przynosi jej spokój, wskazuje drogę i tak naprawdę od początku towarzyszy w drodze.

- Fragment Pisma, który przypadł na dzisiejszą uroczystość towarzyszy mi już kolejny raz w ważnym dla mnie momencie życia. Modlitwa różańcowa prostuje myśli, a Pani Jazłowiecka jest wzorem. Jestem taka szczęśliwa - mówi s. Loyola od Chrystusa Baranka Bożego.