W promieniach Miłosiernego - Wielki Piątek

Agnieszka Napiórkowska Agnieszka Napiórkowska

publikacja 10.04.2020 15:00

W ramach naszego cyklu "Mimo drzwi zamkniętych" publikujemy świadectwa kapłanów, którzy zgodzili się podzielić z nami swoim przeżywaniem kapłaństwa i wiary w czasach pandemii.

Publikujemy kolejne świadectwa kałanów. Publikujemy kolejne świadectwa kałanów.
Józef Wolny /Foto Gość

Zgodnie z obietnicą, podobnie jak wczoraj, także i dziś publikujemy kolejne świadectwa księży, którzy opowiadają o swoim kapłaństwie, wierze, wyzwaniach i trudnościach w czasie pandemii. Msze św,. przy zamkniętych kościołach, samotne adoracje Najświętszego Sakramentu, a czasem także niezrozumienie wiernych dla wielu z nich jest powodem bólu i smutku.

Dziś, prezentujemy świadectwa: ks. Tomasza Stępniaka, ks. Rafała Woronowskiego, ks. Tomasza Szcześniaka,  ks. Pawła Olszewskiego i ks. Pawła Pietrzaka.

Ks. Tomasz Stępniak, wikariusz parafii św. Bartłomieja Apostoła w Domaniewicach, przewodnik Łowickiej Pieszej Pielgrzymki Młodzieżowej na Jasną Górę

Chiny, Włochy, Hiszpania, USA, nagle i Polska. Słyszeliśmy wszyscy, co się dzieje wokół nas, ale gdzieś myślę, że każdy tak samo jak ja, nosił się z nadzieją, że ok, wszędzie, ale nie u nas. I nagle przychodzi nam śpiewać, jak kiedyś, na kolanach: „Święty Boże, Święty mocny, Święty a Nieśmiertelny - zmiłuj się nad nami… Od powietrza, głodu, ognia i wojny - Wybaw nas Panie! Od nagłej i niespodzianej śmierci - Zachowaj nas Panie! My grzeszni Ciebie Boga prosimy - Wysłuchaj nas Panie!” Wezwani przez biskupów do śpiewu tego wyjątkowego hymnu, czy modlitwy o 20:30, uświadamiamy sobie, że trzeba prosić o przebłaganie. Dochodzi do umysłu, że decyzje ludzkie i chęć władania, zabrnęły za daleko w pewnych sprawach, a ta jeszcze bardziej pokazuje nam, że nie panujemy nad wszystkim i trzeba uznać swoją małość przed Majestatem Boga i prosić o pomoc. Jednocześnie widzimy, że kościół ma być tym miejscem, gdzie kapłan czeka na powrót zbłąkanej duszy. Zresztą takie jest założenie Jezusa Chrystusa, kiedy posyłał apostołów, aby poszli opowiadać światu Ewangelię i potwierdzać ją czynami.

Stanęliśmy wszyscy przed dylematem, jak ma wyglądać nasza wiara w tym czasie. Jakich odpowiedzi udzielić ma kapłan pytającym parafianom. Parafianie – pytać księdza, czy samemu podjąć decyzję. Trwając w tym nie łatwym czasie, doświadczam różnych gestów jako ksiądz.

ILOŚĆ OSÓB: Najtrudniejsze dla mnie było mówienie parafianom, „zostańcie w domu”, a we Mszy Świętej uczestniczcie przez środki masowego przekazu. Pierwsza niedziela nawet niecałe 50 osób. Kolejna, już tylko po 4 – 5. Trudno było, ale doświadczyłem również wspaniałego gestu zrozumienia. Przed naszą świątynią parafialną i sanktuarium w Domaniewicach, zawisła kartka od jednej z parafianek: „Z uwagi na wprowadzony stan zagrożenia epidemicznego APELUJĘ do mieszkańców parafii POZOSTAŃMY JUTRO W DOMACH!!! Zadbajmy o zdrowie i bezpieczeństwo naszych duszpasterzy! Nie każmy księżom wybierać, kto będzie uczestniczył we MSZY ŚWIĘTEJ! Pozostańmy NA MODLITWIE W DOMACH !!! – Parafianka”. Uważam, że to piękny gest miłosierdzia i braterskiego zrozumienia. Ciężko było przed Mszą wyjść i poprosić nadmiar osób, bo i tak się zdarzyło np. w Niedzielę Palmową, aby opuściły wnętrze kościoła, mimo że jest ogromny. Kapłan zawsze robił wszystko, aby przyprowadzić ludzi do wspólnoty Kościoła, a teraz…. Czy znaczy, że zdradza Chrystusa podporządkowując się dyrektywom? Jednak może to ma też jakiś cel? Może Panu Bogu chodzi o to, aby nasza modlitwa ponownie wróciła w naszych rodzinach? Aby przestać się wstydzić zrobić znak Krzyża przed posiłkiem i po nim. Może mamy znów się nauczyć wspólnie modlić przy Krzyżu, który został wyjęty i postawiony przy telewizorach z zapaloną święcą jako symbol Chrystusa, gdy oglądana jest transmisja Mszy Świętej. Może, przestać się wstydzić tego, że klęka się do modlitwy i dzięki transmitowanej Mszy, ponownie tego uczymy się, gdy jest podniesienie i ukazanie postaci Eucharystycznych. Wielki Post, zupełnie inny niż zawsze. Może mamy uczyć się na nowo relacji z bliskimi, z którymi teraz czasem jesteśmy w domach 24h. Wrócę - Krzyż, który był obecny i widoczny na kolędę, już nie leży w pudełku, ale jak kiedyś stoi znów na komodzie lub w oknie, aby nas strzec. Piękna ozdobna świeca, nie ma tylko charakteru dekoracyjnego, ale odpalona, stała się iskrą do modlitwy i symbolem obecnego na niej [modlitwie] Jezusa.

KOMUNIA ŚWIĘTA: Jedni przyjmują Komunię Świętą na rękę, dbając o swoje zdrowie i, jak mówią, o zdrowie kapłana. Bo jak on zachoruje, to kto nam odprawi Eucharystię? Te wieczne modlitwy, aby nie zabrakło tych, którzy będą sprawowali sakramenty ukazują światło dzienne. A jeśli zachoruje? Kto odprawi Mszę dla nawet naszej piątki? To zrozumienie mnie ujmuje w tym czasie. To posłuszeństwo, że jeśli chcę przyjąć Komunię Święto do ust, poczekam na koniec, aż wszyscy, którzy chcą przyjąć na rękę, uczynią to, a dopiero ja. Widać tą wrażliwość ludzi, której tak brakowało, bo wielu nabrało z nas nawyku, jestem i należy mi się.

MODLITWA PRZED TV: Ale czasy nastały, że prawie z każdego kościoła, kaplicy jest transmitowana Msza Święta. Jedni mówią, że to odciągnie ludzi od praktykowania wiary. Drudzy „nareszcie mogę zobaczyć moich księży, bo będąc chora, albo gdy mnie nie ma kto zawieźć, bo córka jest w pracy, wnuczka poprosiłam i włączył mi tą Mszę, nie z naszego, ale z Głowna. Tych też znam, bo czasem tam jeździmy”. Może to też właśnie tak ma być, aby odnaleźć w tym Internecie tych, którzy w nim utknęli, pogubili się. By mogli zająć czas czymś dobrym, pożytecznym. Dlatego cieszy mnie fakt, tak wielu rekolekcji wielkopostnych umieszczanych na kanałach YouTube.

SPOWIEDŹ: Przygotować się do świąt. Rekolekcje odwołano, ale jednak były i to do wyboru - tego, którego chciał każdy posłuchać. Wybór należał do nas. Niebezpieczna spowiedź w konfesjonale! A gdzie indziej można? Ja uważam, że bardziej wymagająca jest ta, na spacerze, jaką zaproponowałem w tym roku u nas w parafii. Ksiądz Proboszcz tradycyjnie, ja innowacyjnie J. Spacer w koło świątyni i ta wymagająca spowiedź z nie pozwalającą schować się za kratkami, a twarzą w twarz z kapłanem. Dla mnie to luksus! Nareszcie nie miałem piętna, że ktoś chce pogadać, a tu kolejka, kogoś pewnie już kolana bolą. Każdy początek spowiedzi był z lekkim stresem, ale końcówka była już z uśmiechem i zadowoleniem penitenta. Zdziwienie, że tak inaczej, że można było zapytać, porozmawiać. Dziękuję każdej osobie, którą mogłem w tym roku w taki sposób pojednać z Bogiem na spacerach „Ty&Miłosierdzie”. To ogromna odwaga, a dla mnie kolejne doświadczenie.

TRIDUUM: To największy ból. Zawsze mnóstwo przygotowań. Grób, ciemnica, asysta, śpiew… A w naszym Kościele „bez ludzi”. Tylko Ci, których potrzebujemy, aby wszystkie czynności liturgiczne wypełnić z ogromnym szacunkiem dla obchodzonych wydarzeń. Czy bez ludzi? Właśnie uważam, że nie. To jest to, o czym wcześniej mówiłem. To jest zaproszenie, aby całą Rodziną uczestniczyć w Triduum Paschalnym, bo będzie transmisja. Dla mnie jest to wyzwanie stanąć przed pustą świątynią. Natomiast trzeba teraz sobie uświadomić, że jestem w miejscu Chrystusa, a przez tą małą kamerkę, która stoi przede mną, jestem „dostarczony” do każdego domu. Czyli Chrystus jednocześnie jest w każdym tym domu, (Mt 18,20) „bo gdzie dwóch lub trzech zebranych w moje imię, tam jestem wśród nich”. Znajomi śmieją się: „dziś siedziałam z Werką w ławce na Mszy”. Pytam: jak razem przecież ty w Łodzi jesteś, a ona w Sochaczewie? „Tak, ale byliśmy razem na Mszy w Nowym Mieście J”. Rewelacyjne ujecie sprawy. Wszystko dzięki transmisji Mszy. Bardzo mi to odpowiada, ale pamiętajmy tylko w tym czasie, kiedy jesteśmy zwolnieni od obowiązku uczestnictwa, bo trwa epidemia. Wszystkim czytającym ten tekst, życzę, aby ten czas nas nie dołował, nie popadajmy w depresję, w czczą paplaninę, że te święta to nie święta. Bóg obecny jest w świecie, dociera do nas dzięki obecności Swojego Słowa, ludzi i wydarzeń. Starajmy się zrozumieć, co On chce do nas powiedzieć. Słuchajmy z ogromną uwagą czytań przez całe Triduum Paschalne. Słuchajmy aktualizacji tych słów w nauczaniu naszych duszpasterzy. Słuchajmy papieża Franciszka, biskupów. Niech nas prowadzą w tym czasie. Mojżesz też był posłuszny i dlatego: (por. Lb 21,8-9)„ sporządził więc [Mojżesz] węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogoś wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu”. Ile razy my już w swoim życiu jesteśmy ukąszeni przez ten świat, który wreszcie się zatrzymał. Jak wiele grzechów z nami już się zaprzyjaźniło, i wytłumaczyło nam, że to przecież dobre, normalne, tak już teraz jest. Ilu z nas jest oblanych jadem nienawiści, albo oblaliśmy nim bliźniego. To może właśnie nadszedł czas najbardziej właściwy, czas Wielkiego Postu 2020, kiedy mamy spojrzeć na Krzyż, jako nasze uzdrowienie. W Krzyżu cierpienie, w Krzyżu zbawienie, w Krzyżu Miłości nauka. Kto Ciebie Boże, raz pojąć może, ten nic nie pragnie ni szuka ….

Chcę na koniec powiedzieć za duszpasterzem młodzieży naszej diecezji łowickiej - Bóg jest Dobry cały czas! Czyli zawsze troszczy się o nas, kocha nas i uczy mnie i Ciebie życia, które ma sens, a nie tylko pozór prawdy i szczęścia. Wyjdźmy mądrzejsi po tym okresie izolacji. Zaprzyjaźnieni ze swoimi bliskimi i z ogromnym zapałem Ewangelicznym, bycia miłosiernymi.

Ks. Rafał Woronowski, student Prawa Kanonicznego na UKSW.

Zacząłem się zastanawiać, co w czasie pandemii koronawirusa z odległego Wuhan zmieniło się w moim życiu tu i teraz we wcale nieodległym Ursusie. Coraz bardziej dostrzegam jak świat jest mały i jak nieznane mi do tej pory Wuhan stało się bliższe niż mogłoby się jeszcze całkiem niedawno wydawać.

Wprowadzono stan epidemii. Przyznam, że odpocząłem. Nie tylko od obowiązków na uczelni, ale także od obowiązków parafialnych. Oczywiście one wciąż są, ale w zupełnie innym wymiarze. Mam teraz więcej czasu, również na rozmyślanie, na zweryfikowanie mojej posługi kapłańskiej. Pytam samego siebie: jak mam służyć? Nagrałem rekolekcje dla Łowickiej Pieszej Pielgrzymki Młodzieżowej na Jasną Górę, odprawiam Msze święte, spowiadam, modlę się, uczę. Szczerze mówiąc na nowo odkrywam moją relację z Bogiem. Widzę jak jeszcze wiele jest w tej materii do zrobienia, a z drugiej strony cieszę się każdą chwilą oddaną Bogu w modlitwie i na posłudze.

Mam też czas, aby legalnie „zdystansować się” od ludzi. Dosłownie. Dystans czasami jest dobry, potrzebny. Dzięki niemu można spojrzeć na pewne rzeczy, wydarzenia, osoby z innej perspektywy. Podziwiam wielu, zwłaszcza tych, którzy pozostają wierni Panu Bogu, którzy stają każdego dnia na modlitwie, szukają internetowej Mszy świętej, zwyczajnie i troskliwie pytają: „Jak to będzie, proszę księdza?”; „Kiedy to wszystko się skończy? Tęsknię już za Eucharystią w kościele…”

Ja też tęsknię. Odprawiam Mszę świętą każdego dnia, ale tęsknię. Za widokiem ludzi wypełniających kościelne ławki. Za tymi, którzy stoją w kolejce do konfesjonału. Za spotkaniami na żywo i rozmowami o wierze, o Bogu… Myślę, że w tym wszystkim wyraża się kapłańska posługa.

Ale z drugiej strony zastanawiam się, czy ludzie rzeczywiście tego potrzebują, czy potrzebują posługi kapłańskiej. Skąd takie przemyślenia? Jak już wspomniałem, podziwiam wielu, to prawda, ale wielu doprowadza mnie również na skraj udręczenia. Dlaczego? Widzę ogromną nieodpowiedzialność u ludzi, którzy za wszelką cenę „muszą wyjść z domu”. Widzę, jak wielu nie szanuje siebie nawzajem. Przychodzą na Mszę, bo „nie wyobrażają sobie, żeby nie być na Eucharystii”. Przecież z jednej strony to dobre pragnienie, ale z drugiej, w tych okolicznościach… wyraz nieposłuszeństwa, braku pokory i zrozumienia. To taki brak troski również o innych... Najgorsze jest to, że często ci „niewyobrażający sobie dnia bez Eucharystii” byliby w stanie z gniewu i frustracji niemalże „zabić dla Jezusa”, a już z całą pewnością przepychać się przed kościołem, krzyczeć, wysuwać roszczenia oraz obrażać pozostałych, spokojnie czekających w tej przedziwnej „kolejce do Boga”. Niestety to ci sami ludzie, którzy w innych okolicznościach, już w Wielki Czwartek, składaliby kapłanom życzenia, przynosili kwiaty, dziękowali za posługę… Tylko, po co to wszystko?

Z bólem serca wypraszam ludzi z kościoła każdemu osobno tłumacząc, że pięć osób to pięć osób i nie ma wyjątków. Z bólem serca tłumaczę tym, którym ciężko tłumaczyć, że są wśród nas bliscy zmarłego, za którego odprawiana jest Msza Święta i to oni powinni mieć pierwszeństwo uczestnictwa w tej Eucharystii. Z bólem serca patrzę na rozgoryczenie wielu i zupełny brak zrozumienia, tak jakby to „zły kapłana, zdrajca Jezusa” pozbawiał ludzi łaski bożej i zamykał niebiosa. Z bólem serca czytam smsy od ludzi, jak mi się wydawało wierzących, zawierające wyjęte z kontekstu fragmenty Apokalipsy św. Jana czy przepowiedni świętych lub nieświętych, które mają na celu wywołanie strachu, paniki i rozpaczy? Czy naprawdę taka jest nasza wiara? W poczuciu lęku, rozpaczy, beznadziei. Bez miłosierdzia i troski o dobro innych? Można by pomyśleć, że Bóg jest jakimś bezlitosnym maniakiem, który chaotycznie rządzi światem, a w tym właśnie czasie ten chaos wymknął Mu się spod kontroli i jesteśmy zdani na pastwę naszych lęków, wizji i domniemywań.

Modlę się za tych, którzy źle mi życzą, ale też za tych, którzy życzą mi całkiem nieźle. Wierzę, że Pan Bóg czuwa nad nami i wszystko jest w Jego ręku. Nie mam w sobie lęku o przebieg tej choroby w świecie i w Polsce, bo wiem, że Chrystus i tak zmartwychwstanie, że On i tak zwycięży. Mam jednak w sobie pewne zmartwienie o nas, o ludzi, o to, że przejdziemy wobec Niego obojętnie pochylając się nad sprawami, które są mało istotne, że ten Wielki Post i ta Wielkanoc będą inne nie tylko dlatego, że nie będziemy wszyscy w Kościele, ale może przede wszystkim dlatego, że biegnąc za fałszywymi wyobrażeniami zapomnimy o Zmartwychwstaniu Chrystusa.

Dziękuję Bogu za moje kapłaństwo, za dar sprawowania Najświętszej Ofiary i wierzę, że jeszcze pozwoli przeżywać mi moją wiarę tak, jak nauczyli mnie w domu, na katechezie i w seminarium. Ale jeśli nie, jeśli przyjdzie nam żyć w zmienionym świecie, to wiem, że i w tym Bóg da mi łaskę wiary, dzięki której nauczę się wierzyć na nowo i na nowo przeżywać swoje kapłańskie powołanie.

Ks. Tomasz Szcześniak, neoprezbiter, wikariusz parafii Przemienienia Pańskiego w Międzyborowie.

Należę do tej grupy ludzi, którzy lubią wracać myślami do przeszłości. To taka psychologiczna retrospekcja. Wracam do konkretnego momentu mojego życia i przypominam sobie, jakie wtedy miałem plany, jakie wyobrażenia przyszłości i porównuje je z tym, co jest dzisiaj.

I tak odtwarzam sobie w pamięci zeszłoroczne Triduum Paschalne. Byłem wtedy już diakonem, ale jeszcze nie prezbiterem. Te święta wielkanocne przeżywałem więc po raz ostatni jako nie-kapłan. W głowie kłębiły mi się wtedy myśli, o tym jak to będzie za rok, kiedy będę już samodzielnie sprawował tę piękną liturgię odnoszącą się do najważniejszych zbawczych wydarzeń. Układałem sobie scenariusze, których nieodłącznym elementem były tłumy ludzi, które zawsze brały udział w tych świętach. Choćby w rezurekcji uczestniczą przecież nawet i ci mniej gorliwi katolicy.

Do głowy mi wtedy nie przyszło, że za rok kościoły, ze względu na pandemiczną chorobę, będą świeciły pustkami. Nawet kilka dni temu mój proboszcz zadał mi pytanie, czy spodziewałbym się kiedyś, że moja pierwsza kapłańska Wielkanoc będzie taka inna.

Bo faktycznie, będzie inna, osobiście dla mnie smutna. Liturgie będą się odbywały, ale w bardzo kameralnym gronie, a przecież Kościół to wspólnota ludzi. Dla mnie to bardzo ważne, bo od moich najmłodszych lat, na największych uroczystościach kościelnych fascynowały mnie tłumy wiernych i ten potężny, wspólny, radosny śpiew, którego siły w tym roku pewnie zabraknie.

Istnieje w tym wszystkim pewna pokusa, żeby czas pandemii koronawirusa był czasem odpoczynku od Kościoła. Nic bardziej mylnego. Właśnie szczególnie w tym momencie musimy starać się, aby tak istotna wspólnotowość Kościoła wybrzmiała podczas rodzinnej modlitwy w domach, podczas uczestnictwa w transmitowanych przez media obrzędach. To jest czas, w którym musimy pokazać, że wszyscy w Chrystusie jesteśmy jednością.

Już od kilku niedziel obowiązują rygory, co do ilości wiernych uczestniczących we Mszach Świętych. Dziwne to dla mnie doświadczenie głosić Słowo Boże do niemal pustego kościoła, ale z drugiej strony, uczy mnie ono, jak bardzo ważni dla kapłana są ludzie. Tak, nawet w złym doświadczeniu, trzeba szukać dla siebie jakiejś nauki na przyszłość.

Ks. Paweł Olszewski, wikariusz parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Rawie Mazowieckiej

„Proszę księdza, proszę się pomodlić…” – to słowa, które od dawna, od początku mojego kapłaństwa, słyszę w rozmowach czy odczytuję w smsach. Przeważnie są to prośby, zwłaszcza kiedy ktoś przeżywa trudności; ale nie brakuje też i podziękowań związanych z czyjąś radością! W obecnym czasie rozprzestrzeniającej się zarazy również nie brakuje tego typu próśb. Płyną one z serc ludzi przeżywających dramaty, lęki, obawy, zwłaszcza o życie swoje i swoich bliskich. A tym samym i modlitwa staje się bardziej świadoma i potrzebna.

W tym czasie przypominają mi się słowa Ojca Świętego Benedykta XVI, który wypowiedział je do duchowieństwa polskiego, w Archikatedrze Warszawskiej, w dniu 25 maja 2006 r.: „Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem”. Mogę powiedzieć, że to mój program na moje kapłaństwo i na ten czas trwającej epidemii. Co się pod tym kryje? Przede wszystkim niesienie Ludowi Bożemu Chrystusa w sakramentach świętych. W sprawowanej Eucharystii, która przypomina, że Pan Bóg stale jest z nami, nawet w trudnych chwilach; spowiedzi – te są niezwykle przejmujące, piękne i wzruszające, bo dotykające głębi ludzkich serc; oraz sakramencie namaszczenia chorych, który podtrzymuje i daje moc w przezwyciężaniu trudności.

Moja posługa kapłańska – zwłaszcza w tym czasie – to również sianie Nadziei, która ociera łzy zwątpienia i niesie pocieszenie strapionym. Staram się z moimi rozmówcami przekierowywać ich wzrok na Jezusa Zmartwychwstałego, zwycięskiego. W obecnym czasie wiele osób ma myśli skoncentrowane na panoszącą się zarazę, staje się ona niemalże „bożkiem”, który celebrowany jest każdego dnia. Staram się wtedy przypominać, że obecna sytuacja, nie może spychać na margines naszego życia przeżywania czasu Wielkiego Postu, naszego osobistego nawrócenia, czy Świąt Paschalnych. Przypominam, że jako uczniowie Jezusa mamy być ludźmi nadziei; że jako ludzkość pokonaliśmy wiele wciągu wieków; i że mamy być apostołami nadziei, czyli optymizmem, radością, pogodą ducha i osobistą wiarą mamy zarażać innych, aby nie dać się zwyciężyć smutkowi, rozpaczy i beznadziei. Pragę jednocześnie ten czas zarazy widzieć nie jako „trudny”, ale jako „inny”, może nawet „wyjątkowy” czy „błogosławiony”. Ten czas może rodzić także dobro i to dobro również dostrzegam. Najlepszą nagrodą po takich spotkaniach jest uśmiech, który powraca na twarze ludzi!

Moje działanie duszpasterskie nie jest ograniczone jedynie do słów. Kiedy w ostatni I Piątek miesiąca odwiedzałem swoich chorych, pytałem ich, czy czegoś im w tym czasie nie brakuje, czy mają kogoś, kto ich zaopatruje w potrzebne środki do życia. Wymieniliśmy się numerami telefonów i zaoferowałem, w razie potrzeby, swoją pomoc. (Właśnie kiedy pisałem te słowa [07. 04. 2020 r. godz. 20:00], miałem taki telefon. I jestem umówiony, że jutro z posługą sakramentalną odwiedzę starszą osobę – Panią Jadzię, która nie może w tym czasie wyjść z domu do kościoła)

Obecny czas pozostawania na plebani jest także dla mnie czasem, w którym mogę regenerować swoje siły. To więcej czasu na spokojniejszą duchową refleksję, lekturę książki, odpoczynek czy sen. Jednocześnie kumulują się w głowie nowe pomysły duszpasterskie, które ufam, że będę mógł zrealizować w bliższej czy dalszej przyszłości. Ale na pewno ta przyszłość nadejdzie! 

Pozdrawiam wszystkich Czytelników Łowickiego Gościa Niedzielnego, zapewniam modlitwę i składam najserdeczniejsze życzenia – błogosławionego czasu Świąt Paschy Pana! Niech Chrystus Zmartwychwstały daje Wam wiele powodów do chrześcijańskiej radości, która potrafi „biadanie nasze zamienić w taniec radości” (por. Ps 30, 12).

Ks. Paweł Pietrzak, wikariusz parafii św. Andrzeja Apostoła w Łęczycy, moderator Domowego Kościoła diecezji łowickiej.

W momencie, gdy ludzi nie ma w świątyni uświadomiłem sobie, jak bardzo są oni ważni. Nieraz narzekałem, że za cicho odpowiadają na wezwania, słabo śpiewają, nieraz nie wiedzą kiedy uklęknąć itp. Teraz tęsknię za tymi ludźmi, nieraz niedoskonałymi, bo ci niedoskonali ludzie tworzą doskonały Kościół. Nie wiadomo jak długo będziemy musieli zmagać się z ograniczeniami co do ilości osób uczestniczących w nabożeństwach. Tu rodzą się dwie myśli. Pierwsza, że jest zagrożenie, że niektórzy odzwyczają się od uczestnictwa w Eucharystii, bo im tak będzie wygodnie. Druga wręcz przeciwna, że w wiernych pojawi się wielka tęsknota za Bogiem. Taka, której do tej pory nie było u współczesnego człowieka. Chciałbym, by jednak ta druga postawa zaistniała. Czas pandemii jest trudnym dla wszystkich. Zapewne będzie to czas refleksji, przemyśleń, analizy dotychczasowego życia. Niektórzy będą się buntować na zaistniałą sytuacje i może Boga o nią obwiniać. Będą też tacy, którzy dojdą do wniosku, że ten czas też jest "po coś". Niech to nie będzie czas stracony, ale oddany Bogu, na jeszcze większą Jego chwałę. Mnie osobiście, brakuje spotkań formacyjnych Domowego Kościoła, tych w parafii, jak i tych na poziomie diecezji. Gdy są regularnie, wydają się takie oczywiste, że spotkamy się w danym gronie, wypełnimy program… Dopiero, gdy ich nie ma, wtedy dostrzega się jak ważne miejsce w życiu, także kapłana, mają ci ludzie, spotkania, rozmowy, modlitwa i jak tęskni się za tymi, którzy tworzą poszczególne kręgi i cały Domowy Kościół.