O nadwyrężonym kręgosłupie i białej eutanazji z Barbarą Mordzak, szefową szpitalnej „Solidarności” w Kutnie, rozmawia Marcin Wójcik.
Marcin Wójcik: Kim jest ta schorowana pielęgniarka z laską w ręku, okularami na nosie i cewnikiem u boku, która patrzy na nas ze ściany?
Barbara Mordzak: – To zdjęcie z protestu „Solidarności”, a pielęgniarką jestem ja. Było to wtedy, kiedy minister Jerzy Hausner chciał wydłużyć wiek emerytalny. Przebrałam się za schorowaną, starą pielęgniarkę. Przebrałam się również teraz, w maju, kiedy protestowaliśmy przed Sejmem. W imieniu pielęgniarek krzyczałam tak głośno, żeby premier Donald Tusk usłyszał. Pytałam go, jak pielęgniarki mają pracować w wieku 67 lat. Czy zdaje sobie sprawę, że jeden zastrzyk będą wykonywały przez pół godziny i to ogromną strzykawką. W obawie przed zwolnieniem nie przyznają się przed pracodawcą, że sobie nie radzą. Nie dziwi mnie to, bo z wcześniejszej emerytury w wysokości 500 złotych nie da się przeżyć. Albo pójdą pod most, bo nie opłacą czynszu, albo będą głodować, bo nie będzie ich stać na jedzenie.
Pani jest pielęgniarką?
– Nie jestem i nigdy nie byłam, ale od lat pracuję na stanowisku szefowej szpitalnej „Solidarności” i widzę, jak ciężka jest praca pielęgniarek. W szpitalu w Kutnie nie ma już ani jednej salowej, więc do zadań pielęgniarki doszło mycie i przebieranie pacjentów, zmienianie pampersów, karmienie. To wyniszczająca praca. Proszę sobie wyobrazić 63-letnią pielęgniarkę, która ma zmienić pampersa 100-kilogramowemu mężczyźnie. Na Zachodzie są specjalne dźwigi do podnoszenia chorych. W Polsce czegoś takiego nie ma i nie będzie, bo dyrektorzy szpitali liczą każdą złotówkę. My tutaj w kutnowskim szpitalu marzymy, żeby udało się wymienić stare windy, bo pielęgniarka, gdy wiezie chorego, musi podnieść łóżko, chcąc wyjechać z windy. Taka jest różnica poziomów między podłogą w windzie a korytarzem. Poza tym po 60. roku życia człowiek nie ma już tak sprawnej pamięci, nie ma takiego refleksu, a pracując przy ciężko chorych, trzeba reagować natychmiast. Możemy powiedzieć, że przez wydłużenie wieku emerytalnego ucierpią pacjenci. Jak już powiedziałam pielęgniarka na pewno nie przyzna się pracodawcy, że sobie nie radzi, że mimo okularów nie widzi żyły pacjenta, i zanim trafi, ukłuje go z dziesięć razy.
Widziałem na ulicach Kutna kobiety w podeszłym wieku sprzedające gazety. Bez problemu można tu dorobić do emerytury?
– W Kutnie emeryci mogą zapomnieć o stałej pracy, a dorywczą, żeby parę złotych zarobić, znajdują czasami. A dorabiać muszą, bo gdy ktoś ma 600 czy 700 złotych emerytury, to jak ma z tego wyżyć. Dobrze, jeśli jest małżeństwo i ma podwójną emeryturę. Gdy łącznie mają około 2 tys. zł, to są w stanie przeżyć. Problem się zaczyna, kiedy jedno z nich umrze. W pojedynkę trudno jest utrzymać mieszkanie, zapłacić za prąd, gaz, nie mówiąc o jedzeniu i lekach. W Kutnie emeryci znają chyba wszystkie sklepy spożywcze. Wiedzą, gdzie jest promocja na jogurty, a gdzie przecenili kurczaka. Przemierzają czasami całe miasto, żeby znaleźć promocję. Oszczędzają każdy grosz. Na przykład moja teściowa nie włącza telewizora po to, żeby tylko grał. Nie zostawia włączonego światła w kuchni, choć zaraz i tak wróci. Za każdym razem gasi, bo trzeba oszczędzać. Oskarżam rząd, że dokonuje białej eutanazji na emerytach, na ludziach chorych i biednych, których nie stać na jedzenie, a cóż dopiero na leczenie. Kto ma pieniądze, nie czeka w kilkumiesięcznych kolejkach, żeby zrobić sobie rezonans. Kto nie ma pieniędzy, czeka. Ale zanim się doczeka, jego choroba na tyle spoważnieje, że będzie za późno na leczenie. Rząd powinien zająć się służbą zdrowia, a nie naszymi emeryturami. Jeśli chcą, żebyśmy pracowali tak długo, to niech najpierw zapewnią każdemu należytą opiekę medyczną – bez stania w kolejkach od samego świtu. Emerytury niewiele osób dożyje – czy o to chodzi rządzącym? My płacimy im pensje, więc niech się wezmą do roboty i wymyślą takie rozwiązania, które będą dobre dla ludzi. Od dawna wiedzą o problemie. Gdzie ustawy prorodzinne? Wstyd. Powinni zostać zwolnieni dyscyplinarnie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się