Między Łodzią a Warszawą przybywa Ukraińców, których chętnie zatrudniają polscy pracodawcy.
Ukraińcy, którzy zginęli pod koniec lipca w zderzeniu busa z pociągiem w Bratoszewicach, jechali do pracy w pobliskim zakładzie przetwórstwa warzywno-owocowego. Przyjechali do Polski miesiąc temu i zamieszkali w Cesarce koło Strykowa. Na torach zginęli głównie ludzie młodzi, 6 kobiet i 3 mężczyzn, którzy – tak, jak Polacy wyjeżdżający na Zachód – chcieli zakosztować lepszego życia.
Każdego roku w Polsce pracuje coraz więcej Ukraińców, co związane jest z ułatwieniami, jakie wprowadza państwo dla pracodawców chcących zatrudnić siłę roboczą zza wschodniej granicy. – Moi rodacy pracują w coraz lepszych warunkach, co nie znaczy, że nie ma nadużyć – mówi Marija Jakubowycz z Fundacji Ternopilskiej w Żyrardowie. – Myślę, że przez ostatnie lata Ukraińcy dali się poznać jako solidni pracownicy. We własnym kraju nie mają możliwości zarabiania, więc przyjeżdżają do Polski i biorą każdą pracę – głównie taką, której nie podejmują się Polacy. I nie jest tak, że wypieramy Polaków – dodaje. Na terenie diecezji łowickiej najwięcej Ukraińców pracuje nie od strony Strykowa, ale Rawy Mazowieckiej. W całym powiecie rawskim sąsiedzi ze Wschodu znajdują zatrudnienie w sadach – głównie latem i jesienią – przy zbiorze jabłek, wiśni i śliwek. Sadownicy współpracują z Ukraińcami od lat i bywa, że w to samo miejsce na zbiory przyjeżdża już kolejne pokolenie. Wielu zbiera jabłka legalnie, ale nie brakuje też tych, którym już dawno skończyło się pozwolenie na pobyt w Polsce. – To właśnie oni najbardziej narażeni są na wykorzystywanie przez pracodawcę, bo „nielegalny” Ukrainiec tak naprawdę nie istnieje w firmie w przypadku kontroli, a jeśli nie istnieje, to nie ma praw – pracodawca robi z nim, co chce. Dlatego lepiej postarać się o legalny pobyt – mówi Zbigniew Wafflard z agencji zatrudnienia obcokrajowców East West Link. Ukraińcy, oprócz sadów, pracują także w gospodarstwach mlecznych, na budowach, kobiety cenione są jako sprzątaczki i nianie. Godzą się na niższe stawki, ale i tak zarabiają dużo więcej niż mogliby we własnym kraju. Dla nich dobre zarobki to 2,5 tys. zł. W Warszawie sprzątaczki dostają nawet 4 tys. zł, dzięki czemu mogą utrzymać siebie i rodzinę na Ukrainie. Spłacają też zaciągnięte tam kredyty w dolarach. Sytuacja ta do złudzenia przypomina intencje Polaków, którzy patroszą ryby w Islandii czy zmywają garnki w Londynie. Pokazuje także, jak Wschód idzie w kierunku Zachodu, gdzie są lepsze warunki do życia. Obecnie Polska jest bardzo kuszącym miejscem dla obcokrajowców ze Wschodu – nie tylko sąsiadów znad Dniepru, ale i Nepalczyków czy Filipińczyków. W fordzie transit, który wjechał pod pociąg w Bratoszewicach, jechało 10 osób, a pojazd był zarejestrowany tylko na 6.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się