Jubileusz przewodników. – Jechało się na rowerze oprowadzać wycieczki, żeby taniej wyszła podróż do Soboty, Walewic czy Nieborowa. Tyłki bolały, dziewczyny płakały, ale jechały – mówi znany z poczucia humoru pan Eligiusz.
Oddział PTTK w Łowiczu należy do najstarszych w Polsce. Niedawno świętował stulecie istnienia. Ludzie, którzy kilkadziesiąt lat temu działali na rzecz łowickiego społeczeństwa, stworzyli podwaliny pod obchodzące w tym roku 50-lecie Koło Przewodników w Łowiczu. Swój udział w jubileuszowych obchodach zgłosiło ponad 90 osób z 42 kół przewodników z całej Polski.
To także dowód uznania dla działalności członków łowickiego koła. Dziś aktywnych przewodników PTTK w Łowiczu jest ok. 30, ale sporo osób związanych jest z kołem. Mimo że nie oprowadzają wycieczek, służą regionowi w inny sposób. Zajmują się publikowaniem prac o mieście i okolicy, organizowaniem wystaw fotograficznych czy ratują przed zniszczeniem kilkusetletni przydrożny krzyż. Przed obchodami swojego jubileuszu spotkali się na zebraniu, podczas którego opowiadają o swojej działalności.
Trudny egzamin
– Żeby zostać przewodnikiem, trzeba zdać państwowy egzamin, który do łatwych nie należy. Składa się z trzech części. Jest test, później losuje się zestaw pytań, tak jak na starych maturach. Po pomyślnym zdaniu części teoretycznej trzeba oprowadzić egzaminatorów i opowiadać o zabytkach, i to z całego województwa łódzkiego – mówi Dorota Wiśniewska, jeden z młodszych wiekiem łowickich przewodników. Bo to, co wyróżnia członków łowickiego koła, to średnia wieku, która wzbudza zazdrość wśród kolegów z innych miast. – Gdy uczestniczymy w ogólnopolskich zjazdach, dominuje siwy kolor włosów – żartują między sobą. U nich najmłodszy ma 19 lat. Po co młodzi ludzie chcą zostać przewodnikiem? Na pewno nie dla pieniędzy. – Za pracę ponad 8 godzin w ciągu dnia przewodnik dostaje 100–150 zł. Często jest tak, że zaczynamy oprowadzać wycieczkę o 10.00 w Łowiczu, a kończymy o 19.00 w Niepokalanowie. A przecież jeszcze trzeba wrócić do domu – mówi Zdzisław Kryściak, który na co dzień jest wychowawcą w łowickim Zakładzie Karnym. Oprócz tego, że wśród łowickich przewodników znaleźć można sporo młodych ludzi, spośród innych kół wyróżniają się również ubiorem. Każdy z nich ma czerwony polar i odznakę. Kilkanaście lat temu sprawili sobie nawet sztandar.
Sztandar „wydłubany”
Podczas pielgrzymki w Częstochowie powstał pomysł wykonania sztandaru. Tylko skąd wziąć pieniądze na ten cel? Przewodnicy nie zarabiają wiele, ale otacza ich grono życzliwych ludzi. Znalazły się więc pieniądze na materiał do sztandaru, na nici, na kanwę, znalazło się też i drewno na drzewiec. Wykonawca zgłosił się sam. Sztandar wyhaftowała Jagoda Lendzion, przewodnik z ponad 30-letnim stażem. – Tak naprawdę to wyhaftowałam tylko znak i same litery. Resztę zrobiły siostry bernardynki z Łowicza. Wcześniej sztandar trzeba było jednak rozrysować. To zrobił nieodpłatnie Jacek Rutkowski. Od sióstr dostałam cały warsztat do haftowania i tak w domu wolnymi wieczorami sobie dłubałam. Zajęło mi to pół roku – mówi pani Jagoda, z zawodu pielęgniarka. W trudnych chwilach J. Lendzion zwracała się do sióstr o porady. Nieocenionej pomocy i wsparcia duchowego udzielała głównie siostra Urszula Kępka. Szczególnie wtedy, gdy pani Jagoda miała wątpliwości, czy dobrze robi, czy haft na sztandarze ma tak wyglądać. Wyglądało to jak korepetycje z hafciarstwa. – Na wiosnę 1996 r. sztandar był już w Częstochowie. Przed pielgrzymką przewodników, dokładnie 10 marca, został poświęcony podczas Mszy św. przez o. Petroniusza. Oczywiście w kościele sióstr bernardynek – dodaje Jagoda Lendzion.
Kajakiem wśród śmieci
Pomiędzy członkami łowickiego koła PTTK znalazła się grupa zapaleńców wypraw kajakowych. – Skrzyknęło się kilku przewodników na wariackich papierach, żeby pokazać, że warto zrobić na Bzurze szlak kajakowy. I już na pierwszym spływie zrodziła się akcja sprzątania rzeki, okazało się bowiem, że w wodzie jest dużo różnych nieczystości – opowiada Zdzisław Kryściak.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się