Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Edyta od św. Stanisława

Miłosierna Samarytanka. – Kiedy byłam w szkole podstawowej, chciałam czuć się potrzebna. Gdy zostałam farmaceutką, spełniły się moje dziecięce marzenia. Praca, w której spotykam się z ludźmi cierpiącymi, pomaga mi nie tylko czytać Ewangelię, ale także próbować wcielać ją w życie – mówi Edyta Sukiennik, jedna z laureatek plebiscytu Miłosierny Samarytanin Roku 2013.

W środę 2 kwietnia, w 9. rocznicę śmierci papieża Polaka, w auli Jana Pawła II w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach odbył się finał plebiscytu na Miłosiernego Samarytanina. Plebiscyt, organizowany przez krakowskie Stowarzyszenie „Wolontariat św. Eliasza”, propaguje nauczanie Jana Pawła II, wspólne budowanie „kultury miłości” poprzez promowanie osób niosących pomoc potrzebującym. Do 10 edycji konkursu zgłoszonych zostało kilkuset kandydatów, spośród których kapituła wyłoniła10, którzy w dwóch kategoriach zostali uhonorowani wyróżnieniami i statuetkami. W kategorii „pracownik służby zdrowia” wśród wyróżnionych znalazła się Edyta Sukiennik, skierniewicka farmaceutka. Plebiscyt odbywał się pod patronatem Anny Komorowskiej, żony prezydenta RP.

Niezwykła wiadomość

– Kiedy zadzwonił do mnie przedstawiciel krakowskiego stowarzyszenia i powiedział, że zostałam laureatką plebiscytu, nie uwierzyłam – mówi E. Sukiennik. – Od razu powiedziałam, że to musi być jakaś pomyłka, bo ja się do żadnego plebiscytu nie zgłaszałam. Kiedy zaczął podawać mi szczegóły, byłam w szoku, bo nie miałam pojęcia ani o plebiscycie, ani tym bardziej o tym, że ktoś mnie do niego zgłosił. Później dowiedziałam się, że moją kandydaturę wysunęli ks. Grzegorz Gołąb i katechetka Urszula Pawlak. W pomaganiu innym zawsze znajdowałam wiele radości. Będąc jedynaczką, w ten sposób uczyłam się dostrzegania innych. Możliwość niesienia pomocy była i jest dla mnie pasją, dlatego nawet przez myśl mi nie przeszło, by spodziewać się za to jakichkolwiek podziękowań. Dobrze pamiętam 7 chudych lat w swoim życiu. One wpłynęły na moją wrażliwość i nauczyły mnie pokory. Kolejne lekcje odbierałam, budując pierwszą aptekę i dom. Nie mieliśmy pieniędzy zakopanych w słoikach. Do wszystkiego dochodziliśmy ciężką pracą i determinacją. Ważnym etapem w życiu było 10 lat poświęconych na urodzenie i odchowanie trójki dzieci. Od wyjścia za mąż małżeństwo i rodzina są moim priorytetem. Dzięki nim mam siłę do pracy i pomocy innym – podkreśla Edyta. Jadąc do Łagiewnik z mężem i ks. Grzegorzem, nie liczyła na wyróżnienie. Do końca myślała, że znalazła się tylko wśród nominowanych. Stało się inaczej. – Największą radością uczestnictwa w gali było to, że mogłam się znaleźć wśród tak wielu wspaniałych ludzi – opowiada Edyta, która – zamiast o sobie – chętniej mówi o ludziach poznanych w czasie rozstrzygnięcia plebiscytu. – Spotkałam tam niesamowite osoby. Jedna z pań w szpitalu czytała bajki bardzo chorym dzieciom. Wśród nich był umierający Pawełek, który poprosił ją, by zawiozła jego list do Jana Pawła II. Dzięki pomocy znajomych udało się jej tę prośbę spełnić. Z Rzymu wróciła z listem od papieża. Dzień później chłopiec zmarł. Inni zakładali hospicja, rezygnowali z kariery i dobrych posad, by być bliżej potrzebujących. To był dla mnie sens tych nominacji. Cieszę się, że mogłam tam być i usłyszeć o tym, jak ludzie potrafią być niesamowici – mówi wzruszona Edyta.

Laurka i 200 głosów

– Kiedy dowiedziałem się o plebiscycie, od razu zdecydowałem, by zgłosić do niego Edytę – mówi ks. Gołąb. – Przyglądając się jej pracy i służbie, nie mam wątpliwości, że jest to fantastyczna kobieta, która pomaga innym w sposób cichy i subtelny. Ona nigdy nie zajmuje się sobą, ale zawsze szuka miejsc, w których może być pomocna. W naszej parafii idea Caritas oparta jest na trzech filarach – modlitwie, słowie i czynie. Ta kolejność jest też zachowana u Edyty. Nieraz, patrząc na nią i całą jej rodzinę, byłem zbudowany. Są to ludzie, którzy w każdą niedzielę przyjmują Komunię świętą. W pierwszy piątek miesiąca przychodzą do spowiedzi. Wiem też o ich wspólnej rodzinnej modlitwie. Przy takich ludziach można się prostować – przyznaje ks. Grzegorz. Wystawiając laurkę Edycie, na którą głos oddało ponad 200 osób, ks. Gołąb przywołuje jeszcze jeden fakt bezpośrednio związany z plebiscytem. – Kiedy przyjechaliśmy do Łagiewnik, mimo że do rozpoczęcia uroczystości było niewiele czasu, Edyta – zamiast iść do auli – najpierw poszła do sanktuarium przed Najświętszy Sakrament. Zrobiła to, mimo że w czasie drogi wiele czasu poświęciliśmy na modlitwę – wspomina ks. Grzegorz. W samych superlatywach o wyróżnionej wypowiada się także Ula Pawlak. – Kiedy dowiedziałam się, że moja kandydatka została wyróżniona, skakałam z radości. Przed podjęciem pracy katechetycznej byłam pielęgniarką. Nieraz, jadąc na różne pielgrzymki czy rekolekcje, dawałam Edycie listę potrzebnych leków i środków opatrunkowych. Nigdy nie odmówiła swojej pomocy. I, co ważne, za każdy razem deklarowała dalsze wsparcie – podkreśla pani Urszula. Wiele ciepłych słów o Miłosiernej Samarytance wypowiada także Anna Zarębska, mama bliźniaków chorujących na dystrofię mięśniową. – Edytę znam od lat. Kiedy usłyszałam o wyróżnieniu, od razu pomyślałam, że zostało ono przyznane właściwej osobie. Wobec mnie ona nieraz była jak miłosierny Samarytanin, który nie tylko wspiera i pomaga, ale także rozbudza nadzieję. Ludzi o tak dobrym sercu daleko trzeba szukać – dodaje. Piotr, mąż Edyty, nie ukrywa, że jest bardzo dumny ze swojej żony. – Jej zawód to po części posługa i misja. Cieszę się, że pracę w aptece Edyta traktuje nie tylko jako realizację zawodową, ale także jako powołanie. Jestem dumny, tym bardziej, że wśród wszystkich wyróżnionych była ona jedyną osobą spoza regionu krakowskiego. O jej dobroci serca, wrażliwości, konsekwencji, determinacji, umiejętności budowania zespołu mógłbym mówić godzinami. Życie z takim człowiekiem jest wyjątkowym doświadczeniem i szczęściem. O nudzie nie może być mowy. Znając ją, wiem, że zapał do służby czerpie z miłości, jaką otrzymuje w rodzinie, która jest fundamentem naszego życia. Będąc szczęśliwa i spełniona, ma siłę nie tylko spalać się w domu, ale także otwierać na innych – podkreśla z niekrytą radością Piotr.

Dobro jak bumerang

Farmaceutka, która jest właścicielką dwóch aptek św. Stanisława w Skierniewicach, wyróżnienie otrzymała m.in. za przygotowywanie i wyposażanie pielgrzymkowych i oazowych apteczek, za systematyczną pomoc i angażowanie się w akcje Caritas, pomoc w zdobywaniu lekarstw osobom biednym, a także za wspieranie misji prowadzonych przez siostry franciszkanki w Peru i w Afryce. Zapytana o szczegóły, wymawia się od odpowiedzi. Znajomi i przyjaciele wiedzą, że niechętnie opowiada o tym, co robi dla innych. – Taka już jestem. Kiedy słyszę, że trzeba coś zorganizować, robię to. Mówienie o tym wydaje mi się zbędne. Miejsca i dzieła, w które warto się angażować, często wskazuje mi ks. proboszcz. On jest naszym duchowym opiekunem. Od kiedy jesteśmy sąsiadami kościoła, mamy ze sobą częsty kontakt. Dzięki jego pomocy udało się nam uzyskać zgodę od ks. biskupa na to, by nasze apteki nosiły imię św. Stanisława. Bardzo zależało nam, by ten święty męczennik patronował naszej pracy i służbie. Tak wyjątkowy opiekun to z jednej strony duchowe wsparcie i pomoc, którego doświadczamy, a z drugiej – motywacja do większej troski o klientów. Słysząc o problemach chorych, staramy się – w myśl tego, co mówił Jan Paweł II – na nowo pisać przypowieść o miłosiernym Samarytaninie – tłumaczy Edyta, która poza zamawianiem leków, środków opatrunkowych dla pielgrzymów, oazowiczów i misjonarzy, przekazuje parafii także buteleczki na wodę święconą. – Bądź co bądź, to najlepsze lekarstwo na wiele chorób – mówi z uśmiechem. Fakt otrzymania przez Edytę wyróżnienia Miłosiernego Samarytanina w roku, w którym przypada jej 20. rocznica ślubu, a Jan Paweł II zostaje wpisany w poczet świętych, traktuje jako niezwykły zbieg okoliczności. – Nasz papież, który tak wiele mówił o miłości, rodzinie, służbie innym i wymaganiu od siebie, jest dla mnie drogowskazem. Otrzymaną statuetkę traktuję jako jedno z potwierdzeń na to, że idę w dobrym kierunku. Innymi są słoiki przetworów, świeżo upieczony chleb czy kawałek ciasta, którym dzielą się ze mną moi klienci. Ich gesty, mimo że się ich nie spodziewam i nie oczekuję, są dowodami na to, że każde dobro ma w sobie coś z bumerangu – wyjaśnia Edyta, która otrzymaną statuetkę planuje postawić w widocznym miejscu w domu. Jej widok ma przypominać jej samej, mężowi i dzieciom, że w życiu warto spalać się dla drugich. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy