Po raz pierwszy w Głownie odbyło się święto chleba i ciasta drożdżowego. To była główna atrakcja pikniku jakubowego.
Piknik zorganizowała parafia pw. św. Jakuba. W niedzielę, po wieczornej Mszy św., proboszcz ks. Stanisław Banach zaprosił parafian na zaplecze plebanii. Tam, nad wodą, delektowali się smakiem chleba i ciasta drożdżowego. To pomysł na integrację parafialnej wspólnoty.
Zdaniem proboszcza, oprócz duchowego wymiaru, parafialny odpust powinien mieć też wymiar społeczny. - Można to nazwać echem odpustu św. Jakuba. Innym echem jest zobowiązanie, które podjęliśmy my, kapłani tutaj posługujący. Będziemy częściej przebywać w konfesjonałach, szczególnie przed Eucharystią - mówi ks. Banach.
Zamiast święta chleba i ciasta drożdżowego mogło być święto zalewajki. - Ten smak kojarzy mi się z dzieciństwem. Po konsultacji z ks. proboszczem doszliśmy do wniosku, że łatwiej będzie zorganizować święto chleba i ciasta drożdżowego. To też nawiązanie do wspomnień. Jako młody chłopak zajadałem się chlebem z cukrem polanym wodą. Potem szedłem z kolegami grać w piłkę. Dzięki tym słodkim kromkom chleba miałem siłę do biegania - mówi Zdzisław Chmielewski, parafianin, który wziął na siebie ciężar organizacji święta.
Dzieciom największą frajdę sprawiało ognisko, przy którym piekły kiełbaski
Marcin Kowalik /Foto Gość
O pomoc zwrócił się do okolicznych piekarni. Odpowiedziały zakłady Jerzego Gocka, Roberta Zakrzewskiego, Wandy Dzionek i Krzysztofa Parola oraz Grażyny Goździńskiej z Kołacina. - Prosiliśmy tylko o trzy chleby, a otrzymaliśmy o wiele więcej - mówi pan Zdzisław. To on dzielił i rządził przy stołach uginających się od różnych gatunków pieczywa. Według uznania smarował kromkę smalcem lub doskonałym olejem. Przygotował go osobiście mieszanką ziół na styl włoski. Smakował wyśmienicie, jak też samo pieczywo.
- Wszystkie bochenki zostały uformowane ręcznie i upieczone w tradycyjnym piecu. Jesteśmy firmą rodzinną. Receptura i sposób wypieku przekazywane są z pokolenia na pokolenie - tłumaczy tajemnicę wyjątkowego smaku chleba Małgorzata Goździńska, synowa właścicielki piekarni z Kołacina.
Biesiadzie towarzyszyły muzyka i śpiewy, w czym prym wiedli Sylwester Kujawiak wraz z proboszczem, a przy ognisku można było upiec sobie kiełbaskę.