Nowy numer 38/2023 Archiwum

Cud miłości i cud techniki

– Jeśli choroba dzieci ma doprowadzić nas do zbawienia lub posłużyć w dobrym celu, przyjmujemy ją bez szemrania – mówi Małgorzata Czech.

Kiedy dowiedzieli się o chorobie córki, nie złorzeczyli, nie buntowali się, ale przyjęli wolę Boga z pokorą. Wieść o chorobie syna powaliła ich z nóg, ale zamiast zadawać pytanie „dlaczego?”, dołożyli wszelkich starań, by umożliwić swoim pociechom normalny rozwój. Dziś, gdy są w wielkiej potrzebie, przekonują się, że otacza ich mnóstwo ludzi o wielkim i hojnym sercu. Na procesor mowy, który umożliwia Mai słyszenie i porozumiewanie się z otoczeniem, zbierają pieniądze setki ludzi w wieku od kilkunastu do kilkudziesięciu lat.

Implant i ćwiczenia

– Kilka dni po porodzie lekarze powiedzieli nam, że Maja ma głęboki niedosłuch – opowiada pani Małgorzata, mama. – Byliśmy przekonani, że to po antybiotykach, które dostała w pierwszych dniach życia. Dopiero po latach, gdy syn urodził się z tą samą wadą, przekonaliśmy się, że to choroba dziedziczna. Małgorzata i Krzysztof są rodzicami trójki dzieci. Dziś wszystkie rozwijają się prawidłowo, ale początki nie były łatwe. – Próbowaliśmy korzystać z aparatów słuchowych, ale zupełnie nie pomagały. Na szczęście trafiliśmy do wspaniałej pani doktor, która poprowadziła najpierw Maję, a po latach Miłosza – tłumaczy pani Małgosia. Maja była jednym z pierwszych dzieci w Polsce, które w wieku niemowlęcym zostały zaim- plantowane. Część wewnętrza została operacyjnie wszczepiona do ślimaka ucha i pnia mózgu, zewnętrzna zaś pozostaje na uchu, zbiera dźwięk i wysyła go do środka. Operacje, choć bardzo poważne, zarówno w przypadku Mai, jak i Miłosza, przebiegły pomyślnie. – Oczywiście sam implant niewiele zmienia – mówi pani Małgorzata. – Potrzebne są systematyczne wizyty u logopedy, pedagoga i psychologa, którzy za pomocą przeróżnych ćwiczeń pobudzają obie półkule mózgu. Dzięki cudowi techniki, jakimi są implanty, i dzięki wspaniałej opiece medycznej specjalistów nasze dzieci słyszą, mówią, chodzą do masowych szkół i przedszkoli. Dla mnie to ogromny cud miłości Boga względem nas i jestem pewna, że gdyby nie wiara w Bożą opiekę, nie dalibyśmy rady przebrnąć przez te trudne chwile, których nie brakowało w naszym rodzicielstwie.

Nauka nie poszła w las

Mimo że implanty są bardzo delikatne, mimo że wymagają codziennego osuszania i niezwykłej dbałości, pani Małgorzata nie zrezygnowała z tego, co od wielu lat kocha całym sercem – pielgrzymek z diecezją łowicką. Sama kilkanaście razy pokonała dystans do Częstochowy, jej dzieci kilkakrotnie uczestniczyły już w drodze na Jasną Górę. – Wszyscy patrzymy na nich z podziwem. Z dziećmi, z wózkami, prości, pełni miłości i radości pielgrzymują do Matki, nie szukając wygód i nie narzekając – mówi s. Alicja, apostolinka. Niestety w tym roku kilka dni po pielgrzymce Maja zgubiła część implantu wartą... 40 tys. zł. – Byliśmy przerażeni – wspomina mama dziewczynki. – Rozwiesiliśmy ulotki, przez kilka dni szukaliśmy zaginionego procesora, ale nic nie udało się wskórać. Przez 2 tygodnie, kiedy nie mieliśmy zastępczego sprzętu, słuch i mowa Mai bardzo się pogorszyły. Bez stałego stymulowania ucha kilka tygodni wystarczy, by zaprzepaścić roczną pracę. Dlatego koniecznie musimy kupić nowy procesor. A uzbieranie pokaźnej kwoty nie jest takie proste. Maja znajduje się pod opieką Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”, która natychmiast rozpoczęła zbiórkę pieniędzy. Okazało się też, że państwo Czechowie mają wokół siebie wielu życzliwych ludzi, którzy zareagowali w mgnieniu oka. – Przyznam szczerze, że trudno uwierzyć w to, co nas spotyka. Dostajemy mnóstwo telefonów z zapewnieniem o modlitwie i pomocy finansowej. Mamy ze szkół i przedszkoli organizują składki, zbieraliśmy ofiary w parafii w Międzyborowie i Młodzieszynie, gdzie ludzie okazali się dla nas bardzo hojni. Dostaliśmy nawet pieniądze od biskupa łódzkiego... Ja od dnia, kiedy zgubił się procesor, nie przespałam ani jednej nocy, ale czasem śmieję się, że jak tak dalej pójdzie, uzbieramy na dwa procesory – śmieje się pani Małgosia. Nie zawiedli też pielgrzymi, którzy szybko przekazywali sobie wieści o potrzebie państwa Czechów. – Maja jest naszą małą siostrą pielgrzymkową, dlatego chcieliśmy jej pomóc – tłumaczy s. Alicja z grupy fioletowej. – Razem z ks. Pawłem zamieściliśmy na stronie informację o akcji. Ja sobie pomyślałam, że choćbyśmy zebrali 50 zł, to już coś. Jednak nasi pielgrzymi bardzo mnie wzruszyli. Dorośli nie szczędzili grosza, młodzież wysypywała wszystko, co miała w portfelu. Uzbieraliśmy naprawdę dużą sumę pieniędzy. Cieszę się tym bardziej, że w tym roku na pielgrzymim szlaku dużo mówiliśmy o braterstwie, wrażliwości na innych i potrzebie pomagania sobie wzajemnie. Mam nadzieję, że ta zbiórka jest owocem tegorocznych treści, że nauczyliśmy się nie tylko widzieć potrzeby innych, ale też na nie reagować.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast