– W dzieciństwie powiedziałem, że zostanę zakonnikiem. Mama wzięła to sobie do serca i codziennie się o to modliła – mówi nowicjusz.
Na zakończenie Tygodnia Misyjnego z naszą akcją ewangelizacyjną odwiedziliśmy parafię, w której posługują... misjonarze. W Cielądzu, niedaleko Rawy Mazowieckiej, swój dom zakonny mają duchacze. Tak popularnie nazywani są zakonnicy ze Zgromadzenia Ducha Świętego.
Z prowincjałem i nowicjuszami
Przybyli do Cielądza w 1971 roku, ale historia parafii pw. Świętej Trójcy jest o wiele dłuższa. Z akt kapituły poznańskiej wynika, że została erygowana jeszcze przed rokiem 1428. Obejmuje 9 wsi. Nasza wizyta w Cielądzu zbiegła się z odwiedzinami wspólnoty przez prowincjała zgromadzenia o. Dariusza W. Andrzejewskiego CSSp, mistrza nowicjatu o. Władysława Budziaka CSSp oraz dwóch nowicjuszy. Wspólnie z s. Anną Marią Pudełko AP modliliśmy się za nich, za wszystkich kapłanów w parafii, a szczególnie za młodych ludzi, którzy stoją przed wyborem swojej drogi życiowej.
Najstarszy w polskiej prowincji o. Władysław pamięta jeszcze legendarną postać o. ppłk. Franciszka Mientkiego CSSp. Kapelan Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, uczestnik bitwy pod Arnhem ostatnie lata swojego życia spędził w Cielądzu. Po śmierci został pochowany na miejscowym cmentarzu. Spoczywa tam czterech duchaczy. – Kiedy trafiłem do nowicjatu, o. Franciszek zapytał mnie, dlaczego tu przyszedłem. Nie pozwolił mi się rozpakować, dopóki nie udzieliłem prawidłowej odpowiedzi, że to Jezus mnie tu przysłał – opowiada mistrz nowicjatu. Dziś sam wychowuje młode pokolenie zakonników. Wśród ponad 3 tys. duchaczy jest ok. 80 Polaków. Pod opieką Niepokalanego Serca Maryi Panny – znajduje się w ich herbie wraz z gołębicą, symbolem Ducha Świętego – głoszą Dobrą Nowinę na pięciu kontynentach.
Rodzinna atmosfera
Wszystkim duchaczom przyświeca hasło: „Cor unum et anima una” („Jedno serce i jedna dusza”). Serca Mikołaja Kurka i Pawła Kaszyńskiego zostały porwane na pielgrzymce. Spotkali się w drodze na Jasną Górę. Wkrótce wstąpili do nowicjatu zgromadzenia. Noszą już koloratki. Mikołaj chce zostać bratem zakonnym, a Paweł kapłanem. Swoją obecnością w Cielądzu potwierdzili, że posługa duchaczy przynosi owoce także w postaci powołań. – Kiedy rozeznawałem swoje powołanie, odwiedziłem seminaria diecezjalne i zgromadzenia. U duchaczy poczułem rodzinną atmosferę i pomyślałem sobie, że jeżeli mam oddać swoje życie i powołanie, to tylko w ręce takiej rodziny – wspólnoty, która codziennie świadczy o sobie przez serdeczne odnoszenie się do innych – mówi Paweł. – Paweł namówił mnie na udział w rekolekcjach w zgromadzeniu. Zobaczyłem, że zakonnicy to są normalni ludzie, z którymi można swobodnie porozmawiać. Zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałem, i to mnie ujęło. Jeszcze wtedy nie myślałem, że zostanę jednym z nich. Miałem wtedy dziewczynę. Wracałem kilka razy, aż dotarło do mnie, że to jest to. Czuję się wśród tych ludzi szczęśliwy – mówi Mikołaj. Zanim zostaną duchaczami, odbędą staż misyjny, i to w obcej dla nich kulturze. Najbliżsi bardzo przeżyli ich wybory. – Długo się opierałem temu powołaniu. Rodziców poinformowałem dopiero na dwa tygodnie przed pójściem do zgromadzenia. Zaniemówili, bo wcześniej dostałem się na studia w Bydgoszczy i byli przekonani, że będę studiował na świeckiej uczelni – opowiada Paweł. – Moja mama, gdy się dowiedziała, że wstępuję do zakonu, to aż się popłakała. Okazuje się, że w dzieciństwie powiedziałem, że zostanę zakonnikiem. Mama wzięła to sobie do serca i codziennie się o to modliła – dodaje Mikołaj. – Ufam, że w tych młodych ludziach jest przyszłość zakonu. Ich postawa jest budująca. To powiew nowej ewangelizacji – mówi prowincjał duchaczy. O. Dariusz piastuje swój urząd od niedawna. W czerwcu kapituła zgromadzenia zdecydowała, że musi porzucić posługę proboszcza w Cielądzu na rzecz kierowania całą polską prowincją. Duchacze nie są bogatym zakonem, dlatego wielką radość sprawił im dar dla seminarium zakonnego. Do Bydgoszczy z cielądzkiej parafii dotarł transport żywności. – Ludzie podeszli do tego odpowiedzialnie. Przekazywali płody rolne lub pieniądze. Za nie kupiliśmy dwie świnie. Także dzisiaj tyle, ile kto mógł, wrzucał do puszki z pieniędzmi – mówi Anna Szczepańska, parafianka z Komorowa. Prowincjał duchaczy jest pod wrażeniem. – Wszystkim z całego serca dziękuję. Zawsze mogę liczyć na moje „owieczki” z parafii Cielądz – mówi.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się