W wyniku ataku podpalacza dwie urzędniczki poniosły śmierć. Tragedia wstrząsnęła nie tylko Makowem, ale także całym środowiskiem pracowników społecznych.
Do makabrycznego wydarzenia doszło w poniedziałek 15 grudnia. Do siedziby Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Makowie wtargnął 62-letni Leszek G., który oblał benzyną i podpalił pracujące tam urzędniczki. Ogień błyskawicznie rozprzestrzenił się wewnątrz pomieszczenia. Część pracowników udało się ewakuować. Niestety, w budynku pozostały dwie kobiety. Obie nie przeżyły. Renata Białkowska zginęła w płomieniach. Małgorzata Kowalczyk 18 grudnia zmarła w warszawskim szpitalu. Pierwsza z kobiet osierociła córki w wieku 3 i 15 lat, druga synów w wieku 12 i 17 lat.
Pogrzeby obu tragicznie zmarłych kobiet odbyły się w Makowie przed świętami Bożego Narodzenia. Wszyscy otaczający trumny modlili się nie tylko za tragicznie zmarłe kobiety, ale także przyzywali miłosierdzia Bożego i ducha pokuty oraz nawrócenia dla ich zabójcy, któremu za popełniony czyn grozi dożywocie. Kobiety zostały pośmiertnie odznaczone przez Bronisława Komorowskiego, prezydenta RP, Złotym Krzyżem Zasługi. Obecny na pogrzebie Renaty Białkowskiej Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy i polityki społecznej, podkreślił, że wypełniły one prawdy ewangeliczne: gdy ktoś był głodny, to go karmiły, gdy był spragniony, dawały mu pić, gdy był nagi, to go przyodziewały, gdy potrzebował pomocy, to ją uzyskiwał. Minister obiecał zmarłym troskę o ich rodziny nie tylko na pogrzebie, ale także później. Żegnając tragicznie zmarłe urzędniczki, Jerzy Stankiewicz, wójt gminy Maków, zapewniał: – My nie napełnimy serc nienawiścią. Niech bandytę sądzą sądy. My cywilizację nienawiści chcemy zastąpić cywilizacją miłości. Śmierć kobiet wywołała nie tylko współczucie, ale także konkretne działania, jak choćby zbiórki pieniędzy dla osieroconych dzieci.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się