– Wiem, że żadna chwila, nawet najmniejsza, się nie powtórzy. Każda jest zaskakująca i mówi o miłości Boga, dlatego warto być kolekcjonerem dzieł Bożych – mówi ks. Grzegorz Gołąb, obchodzący w tym roku 25. rocznicę święceń.
Przełom maja i czerwca to czas małych i dużych jubileuszy kapłańskich. W diecezji łowickiej w 157 parafiach obecnie pracuje 360 księży diecezjalnych. W tym roku jubileusz 50-lecia kapłaństwa obchodzi 10 kapłanów: ks. Jerzy Bors, ks. Mariusz Dobrzyński, ks. Tadeusz Kraszewski, ks. Kazimierz Płatek, ks. Marian Wnuk, ks. Franciszek Urbaniak, ks. Bogusław Zawierucha, ks. Stanisław Pakieła, ks. Ryszard Staszewski i ks. Janusz Włodarczyk. Ponadto 40. rocznicę świętuje pięciu księży, wśród których jest bp Andrzej F. Dziuba. Jest też pięciu kapłanów, którzy w tym roku obchodzą 30. rocznicę. Najliczniejszą, 13-osobową grupę stanowią kapłani świętujący w tym roku srebrny jubileusz.
Nie czuję się staro
Żaden z nich nie jest w stanie policzyć, ile Mszy św. odprawił, ilu wiernym odpuścił grzechy, ilu nakarmił słowem i Ciałem Bożym. Nie do policzenia są także wygłoszone homilie, odbyte rozmowy czy odmówione modlitwy. Nie o liczby jednak chodzi. Najcenniejszym doświadczeniem, na które wskazują, jest ich osobowa relacja z Jezusem i zaproszenie do tego, by posługiwać in persona Christi. W grupie księży świętujących 50. rocznicę święceń jest ks. Janusz Włodarczyk, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kozłowie Biskupim, który obchodzi podwójny jubileusz. W tym roku przypada bowiem 20-lecie jego pracy w kozłowskiej parafii. – Swoją posługę kapłańską rozpocząłem w Lipcach Reymontowskich – mówi ks. Włodarczyk, który przed objęciem parafii w Kozłowie 13 lat był proboszczem w Skułach, gdzie dzięki determinacji udało mu się zrobić doktorat. Jak sam mówi, pracując w Mazowieckiej Wyższej Szkole Humanistyczno-Pedagogicznej w Łowiczu i seminarium, przez chwilę poważnie myślał o pracy naukowej. Wybrał jednak duszpasterstwo. – Byłem słabym i chorowitym dzieckiem. Lekarze twierdzili, że jeśli przeżyję, to tylko dzięki łasce Bożej. Słysząc to, mama zaniosła mnie do kościoła i przed ołtarzem powierzyła Bogu, mówiąc: „Jeśli go ocalisz, weź go dla siebie”. I tak się stało. Jako 4-latek służyłem już do Mszy św. i tak było aż do matury, po której postanowiłem wstąpić do seminarium. Kiedy powiedziałem rodzicom o swojej decyzji, tata stwierdził, że prędzej mu włosy na ręku wyrosną, niż ja zostanę księdzem. A na włosach się znał, bo – tak jak mama – był fryzjerem. W dniu święceń dotarło do niego, jak wiele może Bóg. Uroczystość była niezwykła, bo świecenia przyjmowałem sam. Biskup Miziołek stwierdził, że jestem zbyt słabego zdrowia, by zostać księdzem, dlatego wstrzymał mi święcenia. Po roku zostałem dopuszczony. Przez wszystkie lata kapłańskiego życia miałem też wielki kult do Matki Bożej. Wiedziałem, że trzymając się Jej ręki, bezpiecznie przejdę przez życie – wyznaje ks. Włodarczyk. – Bez modlitwy byłbym urzędasem. Modląc się, nie starzeję się. Ciągle chce mi się chcieć. Bardzo lubię swoje kapłaństwo. Lubię spowiadać, lubię stawać przy ołtarzu i odprawiać Msze św., lubię też ludzi. Odbywając dziś spowiedź z 50 lat spędzonych w kapłaństwie, mam satysfakcję i czuję się szczęśliwy, bo wiem, że Bóg był i jest ze mną, że mnie wspiera. Cieszę się też z tego, że nigdy nie sprzeniewierzyłem się tej drodze, że – mimo iż przyszło mi duszpasterzować w trudnych czasach – dochowałem wierności. Mistrzem mojej drogi, poza rodzicami, kilkoma kapłanami, był także św. Jan Paweł II. Jemu zawdzięczam bardzo wiele, z jego nauczania pisałem swoją pracę doktorską, a teraz od 10 lat stawiam mu pomnik z nut podczas corocznych koncertów papieskich – mówi ks. jubilat.
Świętujący w tym roku 25-lecie kapłaństwa ks. Grzegorz Gołąb mówi, że nie wyobraża sobie życia bez Jezusa
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość
Kapłan, nie astronom
W niedzielę 24 maja hucznie jubileusz 25-lecia święceń kapłańskich obchodził ks. Grzegorz Gołąb, proboszcz parafii św. Stanisława w Skierniewicach. O tym, że zostanie księdzem, po raz pierwszy pomyślał w VIII klasie szkoły podstawowej, pisząc pracę z religii. – Ksiądz Józef Kowalczyk prosił, byśmy napisali, kim chcielibyśmy zostać – wspomina ks. Grzegorz. – Wiedząc, iż większość osób napisze, że mężem albo żoną, postanowiłem napisać coś innego, a mianowicie, że chcę zostać księdzem. Chciałem dostać piątkę. Tak zresztą było. Wcześniej, gdy byłem małym dzieckiem, jakiś ksiądz w kościele pogłaskał mnie po głowie i powiedział: „Ty będziesz księdzem”. Innym razem jakaś siostra zakonna pomyślała, że jestem w niższym seminarium. Poważniej nad swoim życiem zastanawiałem się od czasu, gdy związałem się z Ruchem Światło–Życie. Tam spotkałem się z żywym Kościołem, żywym Jezusem i wspólnotą osób. Podjęcie decyzji nie było łatwe. W klasie maturalnej poszedłem do kościoła z myślą, że jeśli będzie jakaś szczególna modlitwa o powołania kapłańskie, odczytam to jako zaproszenie. Była, ale nie chciałem wierzyć. Z taką samą myślą chodziłem cały tydzień na Msze św. I każdego dnia słyszałem to samo. Mimo to opierałem się i myślałem o fizyce i astronomii. Później, już w seminarium, dowiedziałem się, że jest w Kościele coś takiego, jak Tydzień Modlitw o Powołania. Dziś wiem, że jestem owocem tego tygodnia, bo to właśnie w nim zadawałem sobie pytania. Poważnie do tematu podszedłem po pielgrzymce. Było już mało czasu na składanie dokumentów. Bożym zrządzeniem losu wszystko się udawało załatwić: zdjęcia, zaświadczenia lekarskie, a nawet opinię proboszcza. Kiedy po nią poszedłem, okazało się, że ks. proboszcz nie musiał jej pisać. Zrobił to bowiem w maju, w czasie, w którym przychodziłem do kościoła, by rozeznawać swoją drogę. Widząc mnie, modlił się za mnie i... napisał opinię. Od momentu wstąpienia do seminarium świat nie był już taki sam – wyznaje ks. Gołąb. Pytany o kapłaństwo, zdecydowanie stwierdza, że nie wyobraża sobie życia bez Boga. – Ja nie istnieję bez Niego. Moje życie kapłańskie jest w Nim. Jest to dla mnie oczywistość, mimo że tego nie czuję. Wiem to, patrząc na owoce. Wiem też, że jestem organicznie związany z Jezusem, że potrzebuję sakramentów. Gdy się staje przy ołtarzu, wszystko jest inne. Z Eucharystii czerpię światło i widzę kierunek, w którym mam iść. Równie ważnym miejscem jest konfesjonał. Przez penitentów i ich wyznania odkrywam swoją drogę do Boga. Tylko Bóg może zrodzić Boga. Przychodzący do konfesjonału już mają łaskę i dlatego przez ich słowa Jezus mówi mi o cierpliwości, współczuciu, a innym razem o wsparciu. On mówi zawsze. Jego słowa są gwarantem tego, że jest, i to jest cudowne – mówi ks. Grzegorz.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się