Przez 10 dni z XXII ŁPPM na Jasną Górę w grupie błękitnej po raz 21. pielgrzymował Maciej Małecki, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
– Najpierw na pielgrzymki od 1989 roku chodziła moja mama. Nosiłem mamie bagaże, pomagałem jej przygotować się na pielgrzymkę, ale jakoś sam tego nie czułem. Byłem przy Kościele, ale uznawałem, że to wystarczy. Później z mamą zaczęła chodzić moja najmłodsza siostra. Myślałem, że to bardzo dobrze, że chodzą, modlą się. Ja nadal te bagaże bardzo cierpliwie odnosiłem z plebanii do domu. Aż przyszedł rok 1996. Wtedy zahandlowałem z Panem Bogiem, mówiąc Mu, że jak mi pomoże w pewnej sprawie, to ja w końcu pójdę na pielgrzymkę. Pan Bóg pomógł, nie było wyjścia. Poszedłem i zrozumiałem, że wszystko to, co mi o niej opowiadano, to prawda, że nie ma w tym nic udawanego, że są to niesamowite rekolekcje w drodze. Od tamtej pory mój kalendarz zaczął funkcjonować od 5 sierpnia do 5 sierpnia – opowiada.
M. Małecki świadczy, że pielgrzymka daje coś niesamowitego, daje wielką siłę. – Nie wiem, jakim byłbym człowiekiem, gdybym nie chodził na pielgrzymkę. To jest czas, którego nie da się porównać z niczym innym. Dzięki łasce Bożej i mojej rodzinie pielgrzymuję 21. raz. Tu zawsze czuje się pielgrzymem, bratem Maćkiem, tu zapomina się, że ktoś jest ministrem, że ktoś jest posłem. Najważniejsze jest to, co przeżywamy w drodze do Matki Bożej – opowiada.
– Nie wyobrażam sobie życia bez wiary, nie wyobrażam sobie życia bez Ewangelii. Za wielką łaskę poczytuję sobie to, że moi rodzice przekazali mi wiarę, że miałem wokół siebie ludzi, którzy mnie umacniali, i miałem ludzi, którzy mnie kierowali w życiu wtedy, kiedy było potrzeba. W tym roku naszym hasłem były słowa: "Wstań – Idź – Głoś". To wezwanie do tego, aby wyrwać się z naszej codzienności, z kieratu, który często sami sobie stworzyliśmy w naszej głowie, w naszej pracy, w dodatkowych obowiązkach. Wyrwać się z tego wszystkiego i wyruszyć w drogę, by wsłuchać się w głos Pana Boga i samego siebie. Ale pielgrzymka kończy się 15 sierpnia i wtedy to już jest nasz obowiązek, by wstać iść i głosić – mówi M. Małecki.
Sekretarz stanu podkreśla także, że dziś coraz częściej potrzeba odwagi, by powiedzieć jasno i zdecydowanie: "Tak nie wolno!". – Mówię o tym dlatego, że dziś, na początku XXI wieku, żyjemy w czasach trudnych, czasach niespotykanego ataku na Kościół, na wiarę, na chrześcijaństwo. Tak dzieje się na świecie, ale i w Polsce, gdzie wiele osób pełniących ważne funkcje, budujących opinię publiczną, bez cienia krępacji walczy z wiarą, jeśli nie wprost, to przez psucie obyczajów, przez wyśmiewanie, wyszydzanie, stawianie pewnej bariery do przyznania się do chrześcijaństwa. I tu właśnie jest potrzebna odwaga. To jest potrzebne, żeby powiedzieć: "Non possumus", nie pozwalam. Musimy postawić tamę potężnej fali ateizacji, potężnej fali, która atakuje Polskę pod różnymi hasłami: tolerancji, walki z uprzedzeniami. Często przykładem nietolerancji, uprzedzeń jest wskazywany Kościół, są wskazywani chrześcijanie. Zło może się rozwijać wtedy, gdy chrześcijanie są bierni. Z wezwania: "Wstań – Idź – Głoś" kiedyś będziemy rozliczeni – dodaje.