Wszyscy zapewne pamiętamy katechizmową definicję grzechu, którą wkuwaliśmy na pamięć do pierwszej komunii świętej czy bierzmowania. „Grzech to świadome i dobrowolne naruszenie prawa Bożego”. Niestety takie ustawienie niesie poważne konsekwencje dla życia chrześcijańskiego.
Ewangelia wg św. Mateusza (Mt 1-35)
Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: Oddaj, coś winien! Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą? I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu.
W centrum powyższego myślenia stoi bowiem nie żywa relacja z osobą, lecz prawo. A prawo, o czym doskonale wiedzieli starożytni Rzymianie, nie zawsze jest sprawiedliwe, czasem bywa bezduszne. To dlatego św. Paweł pracował nad wyzwoleniem chrześcijan z niewoli prawa, by to Chrystus, a więc Osoba, był jedyną normą dla Jego uczniów. Formułka prawnicza grzechu podaje nam warunki, jakie muszą być spełnione po stronie podmiotu, by czyn mógł być zakwalifikowany jako grzech – musi to być czyn świadomy i dobrowolny. Całość przypomina rozumowanie z zakresu prawa karnego, gdyż jeśli przypiszemy winę to musi ona pociągać za sobą karę. W mentalności prawniczej może pojawić się też spekulacja ile mi wolno, a od jakiej granicy zaczyna się grzech.
Jezus w swojej działalności wyraźnie piętnował taką prawniczą mentalność w odniesieniu do życia wiary. Widać to dobrze na przykładzie faryzeuszy. Faryzeusz tym się charakteryzuje, że „ubóstwił” prawo, stało się ono dla niego bożkiem. W mentalności prawniczej nie ma pytania o dobro, osobę czy wartość, którą dany przepis chroni. Liczy się sam przepis i jego bezwzględne dotrzymanie, nawet jeśli jest to ze szkodą dla człowieka. Wystarczy przywołać spór Jezusa z faryzeuszami o uzdrowienie człowieka w szabat. Jezus uczynił wyraźne dobro, a faryzeusze widzieli w tym tylko naruszony przepis o spoczynku szabatnim. Św. Paweł znakomicie uchwycił to w zdaniu „litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia” (2 Kor 3, 6).
Dzisiejsza Ewangelia podaje nam zupełnie inne rozumienie grzechu. Każe nam popatrzeć na grzech jak na dług. Kiedy grzeszymy zaciągamy potężny dług. Jezus przedstawia to w przypowieści o królu, który chciał się rozliczyć ze swoimi sługami. Rzecz ciekawa, każdy z jego poddanych był jego dłużnikiem. Przy czym dług wobec króla jest zawsze niewyobrażalny – dziesięć tysięcy talentów. Talent to nieco ponad
Do pierwszej spowiedzi przystąpiłem jakieś 30 lat temu. Z tego, co pamiętam raczej regularnie się spowiadałem, myślę, że możemy przyjąć jako średnią raz w miesiącu, co daje 360 odbytych spowiedzi. Mimo, że za każdym razem mówiłem „postanawiam poprawę”, po krótkim czasie trzeba było klęknąć do kratek konfesjonału. I za każdym razem Pan Bóg mi przebaczał. Nie licząc który to już raz. Nie zniechęcając się przewidywaniem moich kolejnych grzechów. „Nie męcząc się przebaczaniem” – jak wyraził się papież Franciszek.
Rozumienie grzechu jako długu w innym świetle ustawia relację Bóg-człowiek. W centrum życia chrześcijańskiego nie jest jakieś bezosobowe i martwe prawo, lecz spotkanie dwóch osób. Bóg ujawnia się wpierw jako dawca, donator, ja zaś jestem kimś niebywale obdarowanym. Wszystko, co mam, pochodzi od Boga, wszystko od Niego otrzymałem. Dług nie jest więc sytuacją przygodną, ale najbardziej fundamentalną strukturą rzeczywistości. Widzimy Boga, który nie jest Rozumem, Prawdą, Sprawiedliwością, Sędzią. Bóg w rzeczywistości ujawnia się jako Dobro. Dobro funkcjonuje dając. Gdyby Bóg był Absolutem, Najwyższym Rozumem, Samokontemplującą się Prawdą – dzieło stworzenia nie byłoby potrzebne. Bóg wystarczałby sobie sam. Tymczasem Dobro musi dawać, musi się udzielać na zewnątrz, przekraczać samo siebie. Im więcej daje, tym więcej go jest. Pan Bóg jest Dobrem i zaprasza nas byśmy i my funkcjonowali według logiki dobra.
W jaki sposób mogę ten dług spłacać? Po pierwsze, jest on nie do spłaty, bo nie mogę zanegować rzeczywistości Boskiej jako dawcy, a siebie jako dłużnika. Długu wobec Boga nie mogę spłacić, a więc nigdy nie będę mógł być sprawiedliwy wobec Boga. Jednakże za każde naruszenie tej relacji mogę zyskać przebaczenie na zasadzie miłosierdzia. Po drugie, muszę uznać siebie jako dłużnika Wielkiego Dawcy, co znajdzie wyraz w modlitwie, zwłaszcza adoracyjnej. Po trzecie, jestem wezwany by samemu dawać i przebaczać, czyli żyć według logiki dobra i miłosierdzia.
Czy skrupulatnie przestrzegający litery prawa faryzeusz odkryje logikę Dobra?