– Pan Leonard podszedł do mnie i mówi: „Taka myśl chodzi mi po głowie, że może są tacy ludzie w Głownie, co chodzą spać głodni...” – opowiada ks. Stanisław Banach o początkach stołówki przy parafii św. Jakuba. To było 20 lat temu. Od tej pory wydano ponad 700 tys. posiłków potrzebującym.
Historia jadłodajni wiąże się z osobami, które wstąpiły do Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Łowickiej. Głowieńskie koło powstało 1 kwietnia 1996 r. z inicjatywy ówczesnego ordynariusza łowickiego bp. Alojzego Orszulika i ks. Stanisława Banacha, proboszcza parafii św. Jakuba. Naczelnym zadaniem stowarzyszenia jest niesienie pomocy ludziom potrzebującym. W początkowym okresie stowarzyszenie skupiało wokół siebie młodzież i dzieci, organizując im czas wolny oraz pomoc w nauce. Ale to było za mało. Członkowie SRK podjęli decyzję o stworzeniu stołówki społecznej. Dzięki tej inicjatywie osoby chore, niepełnosprawni, ludzie w podeszłym wieku, nieposiadający środków do życia i ich dzieci mogli jeść za darmo gorące posiłki. Te wydawane były od poniedziałku do piątku. Tak jest i teraz.
Potrzebna determinacja
Miejsca na jadłodajnię użyczył ks. Banach. Mieści się na dole plebanii. Wiele wysiłku wymagało przygotowanie pomieszczeń na potrzeby stołówki. Na szczęście pojawili się sponsorzy, w tym ten, bez którego inicjatywa nie miałaby szans powodzenia, czyli władze miasta. Pierwszy posiłek został wydany 4 sierpnia 1997 roku. Fakt ten wspominano podczas Mszy św. w pierwszą niedzielę października w intencji zmarłych i obecnych członków stowarzyszenia oraz ich podopiecznych. Eucharystię odprawiali proboszcz Banach oraz wikariusze ks. Zbigniew Kielan i ks. Łukasz Szczepański. Warto podkreślić, że takie Msze św. są celebrowane co miesiąc. Potem członkowie SRK omawiają bieżące sprawy i podejmują wiążące decyzje. I tak jest od początku istnienia koła w Głownie. Tym razem spotkanie miało charakter odświętny. Były gratulacje i podziękowania, również od biskupa łowickiego Andrzeja F. Dziuby, który osobiście wyraził uznanie tym, którzy zaangażowani są w działalność stołówki. – Gratuluję posługi na rzecz miłości bliźniego, bo to jest autentyczny dowód na miłość Pana Boga. Z drugiej strony posługa dla Pana Boga i dla bliźniego jest potrzebna nam samym, żebyśmy mogli wzrastać w tym wszystkim, co jest dobre – mówił biskup. Do tej posługi potrzebna jest determinacja. Wykazywali ją nieżyjący już członkowie stowarzyszenia, jak Leonard Rajpold i Mieczysław Dylik, niegdyś stojący na czele zarządu. Determinację muszą wykazywać również współcześni członkowie koła z prezes Barbarą Günther na czele. – Należy się cieszyć, że Pan Bóg jest z nami, i podziękować Matce Bożej i Panu Jezusowi, że przez te 20 lat możemy to piękne dzieło realizować – mówiła podczas spotkania.
Na płycie indukcyjnej
Głowno liczy kilkanaście tysięcy mieszkańców. Początkowo ze stołówki korzystało ok. 50 osób dziennie. Po roku liczba ta wzrosła do 160. W niektórych okresach sięgała 200. W sumie przez 20 lat wydano ponad 700 tys. posiłków. Działalność jadłodajni do końca 2015 r. prowadzona była głównie z darowizn i dotacji Urzędu Miasta. Po zmianie przepisów trzeba było zmienić zasady. Jedynym sposobem było prowadzenie odpłatnej działalności pożytku publicznego. Koło przystąpiło z powodzeniem do przetargów na przygotowanie i wydawanie gorących posiłków jednodaniowych podopiecznym Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Głownie. Na lata 2016 i 2017 pomiędzy gminą miastem Głowno, MOPS i kołem SKR DŁ przy parafii św. Jakuba zostały podpisane stosowne umowy w ramach wieloletniego programu „Pomoc państwa w zakresie dożywiania na lata 2014–2020”. Teraz osoby uprawnione do korzystania ze stołówki ustala MOPS. Jest ich ok. 70. W wakacje to grono powiększają dzieci, które korzystały z obiadów w szkołach. W ciągu minionych dwóch lat wykonano kapitalny remont stołówki. Kupiono też nowe urządzenia usprawniające działalność. Stare elektryczne kotły odłożono do lamusa. Teraz kucharki gotują na płycie indukcyjnej. Dwa razy w tygodniu – zupę z wkładką, trzy razy – drugie danie z surówką. Posiłki muszą być świeże, przygotowane w tym samym dniu. – Każdy posiłek musi mieć co najmniej 700 kcal i odpowiednią temperaturę oraz gramaturę – mówi Monika Kotecka-Berent, odpowiedzialna za ustalanie jadłospisu, zakupy produktów i wszelkie sprawy logistyczne.
W stałej gotowości
Menu układane jest na dwa tygodnie z góry. Posiłki w danym tygodniu nie mogą się powtarzać. Wszystko jest kontrolowane przez MOPS. Nie zdarzyło się, żeby coś było nie tak. A jest co kontrolować, bo zupa musi mieć temperaturę co najmniej 75 stopni, drugie danie – co najmniej 65. Jeżeli chodzi o mięso, to kotlety – mielony, schabowy, z piersi kurczaka – bądź samo udko z kurczaka muszą ważyć 200 g, ziemniaki – 150, a surówka – 100. Wszystko jest ważone, ale kucharki mają już taką wprawę, że nakładając łyżką danie, trafiają z wagą z dokładnością do 0,2 g. Te wprawne ręce należą do Anny Mazińskiej i Magdaleny Leszczyńskiej. Do pracy razem z panią Moniką muszą się stawić o 7.00. Czasami trzeba przyjść nawet wcześniej, żeby zdążyć z przygotowaniem posiłków na 12.00. Jeszcze przez 3 godziny muszą być w stałej gotowości. Zdarzy się, że klient przyjdzie tuż przed 15.00, a przecież jedzenie nie może być zimne. Potem dochodzi jeszcze sprzątanie. Zdarza się, że któraś z nich ma urlop czy choruje. Wtedy muszą sobie radzić we dwie. W sali stołówki jednocześnie może zjeść obiad 25 osób. To wystarczająca przestrzeń, bo sporo osób zabiera jedzenie ze sobą do domu. Zgodnie z jadłospisem kromki chleba czy bułki powinny być dodawane tylko do zupy, ale tego chleba nigdy nie brakuje. – Z zaprzyjaźnionej piekarni otrzymujemy pieczywo i dzielimy je codziennie według potrzeb. Dla każdego starczy – mówi M. Kotecka-Berent. Nie zdradzi, z której piekarni. Takich sponsorów, którzy nie pragną rozgłosu, jest wielu.•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się