Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Betlejem to my sami

Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Łowiczu przygotował przedstawienie. Oklaskiwali je przedszkolacy i uczniowie innych placówek w mieście. – W przygotowania wkładamy tyle pracy, że szkoda, żeby te jasełka oglądały tylko nasze dzieci i rodzice – mówi Magdalena Karska, dyrektor ośrodka.

Zwyczaj wystawienia jasełek w SOSW ma już kilkanaście lat. Co roku ich forma jest inna. Tegoroczne przedstawienie „Betlejem to my sami”, wystawione tydzień przed świętami, miało klasyczne elementy, znane z innych sztuk przedstawiających przyjście na świat Pana Jezusa. Byli więc i Święta Rodzina w stajence, i pastuszkowie, i aniołowie, i Trzej Królowie. Ci ostatni, oprócz złota, kadzidła i mirry, złożyli Dzieciątku swoje korony.

W historię sprzed 2 tysięcy lat wpleciono współczesne losy ludzi – rodziny, która nie chciała przyjąć pod swój dach potrzebujących, mimo że zostawiła puste miejsce przy wigilijnym stole. Pod wpływem cudu narodzin Zbawiciela zmieniła jednak zdanie. – To kompilacja kilku scenariuszy, przystosowana dla uczniów naszej szkoły. Znamy ich predyspozycje i na tej podstawie dobieramy aktorów. Najmłodsza aktorka miała 7 lat, najstarszy – 23, bo mamy u nas nie tylko przedszkole, ale szkołę podstawową, gimnazjum i szkołę zawodową. Z wszystkich klas angażujemy dzieci, które mają możliwości, żeby poradzić sobie z przedstawieniem – mówi katechetka Urszula Latoszewska, współautorka jasełek razem z Anetą Chrapulską-Marat i Magdaleną Kurczak. Oprawę muzyczną przygotowała Anna Tartanus. Podczas jasełek śpiewał zespół czterech uczennic placówki. Gdy wykonywały kolędy, do śpiewu przyłączali się widzowie, w tym grono przedszkolaków i uczniów łowickich szkół. Wśród dorosłych widzów pojawił się m.in. wicestarosta łowicki Grzegorz Bogucki, który przekazał podopiecznym prezent. Aktorzy, twórcy przedstawienia, w tym panowie z obsługi technicznej, otrzymali gromkie brawa. – Ta integracja powinna się przewijać w naszych działaniach, żeby nasze dzieci odnalazły się w społeczeństwie. Nie wszyscy nasi podopieczni mogą występować, część tylko ogląda. Ale gdy trafiają do nas dzieci z zahamowaniami, staramy się, żeby brały udział w przedstawieniu – mówi M. Karska. Teraz w ośrodku warunki są komfortowe. Od 2010 r. placówka ma salę gimnastyczną. Wcześniej przedstawienia wystawiane były w holu, a dla osób z zewnątrz – w kościele parafii Chrystusa Dobrego Pasterza, na której terenie leży ośrodek. Początki SOSW w Łowiczu sięgają 1963 roku. Na 50-lecie placówka otrzymała sztandar i imię Jana Brzechwy. Patrona wybrali uczniowie. Przed nauczycielami stoi teraz więcej wyzwań. – Robimy się powoli ośrodkiem dla dzieci bardziej chorych. Na przestrzeni 10–15 lat mieliśmy jedno dziecko z niepełnosprawnością głęboką, a teraz jest ich w naszej placówce 12. W podstawówce połowa dzieci nie mówi – tłumaczy dyrektor Karska. Mimo to wychowawcy starają się podejmować z uczniami nowe wzywania. Także wolontariackie, i to nie tylko we własnym gronie. Jednym z działań było porządkowanie zaniedbanych grobów. Uczniowie zajmują się także bezdomnymi zwierzętami. Podopieczni internatu działającego tuż przy ośrodku wykonali prace plastyczne na bazarek świąteczny dla stowarzyszenia „Cztery Łapy”. Dziewczęta z klas zawodowych mają praktyki w różnych hotelach, gdzie gotują. Co ciekawe, zdaniem nauczycieli, szybciej odnajdują się w nowej rzeczywistości niż towarzyszący im wychowawcy. Społeczność ośrodka pamięta też o licznych sponsorach. Dzięki nim organizowane są m.in. wycieczki. Skromnym wyrazem wdzięczności dla nich są własnoręcznie wykonane upominki.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy