– Ono jest niewyczerpane, ciągle można o nim mówić. Wciąż porusza mnie to, co stało się ze mną – że zostałem cudownie uratowany, ocalony. Tym, co mnie łączy z wszystkimi ocalonymi, jest fakt, że tam, gdzie ludzie zawiedli, Pan Bóg nadrabia. O nasze narodzenie upomniał się bezpośrednio – mówi ks. Grzegorz Gołąb.
Trzynastemu już sympozjum „Dar życia łaską Ojca i skarbem narodu” w Skierniewicach przyświecało hasło: „Duch, który umacnia miłość”. W nawiązaniu do przeżywanego roku katechetycznego kapłani i prelegenci przybliżali zebranym przymioty i przejawy działania Ducha Świętego.
Jeden dzień
Sympozjum rozpoczęła, jak zwykle, Msza św. w parafii św. Stanisława. Eucharystii przewodniczył i homilię wygłosił o. Bogdan Meger, prowincjał Zakonu Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel. Na wstępie przywołał on przeżywany niedawno Wielki Tydzień.
– Ten tydzień nazywany jest jednym dniem. To jest najważniejsze święto. Gdybyśmy streścili wszystkie czytania z całej oktawy Wielkiej Nocy, moglibyśmy wszystko ująć w jednym słowie: „życie”. Cały czas jest mowa o życiu nowym, wielkim – mówił kaznodzieja. Kapłan przybliżył także życiorys bł. Hilarego Januszewskiego, karmelity, patrona życia. Na zakończenie dał świadectwo wiary i miłości swojej matki. – Moja najstarsza siostra, po trudnej ciąży i jeszcze trudniejszym porodzie, urodziła się martwa. Potem z problemami urodził się mój brat. Po tym porodzie lekarze przekonywali mamę, że już nie powinna rodzić. W roku 1965 okazało się, że spodziewa się kolejnego dziecka. Po latach wyznała, że naciskano ją, aby się go pozbyła, ale ona ulitowała się nade mną. Urodziłem się siny, z niedotlenionym mózgiem. Lekarze twierdzili, że jeżeli przeżyję, będę upośledzony. Przeżyłem. Obaj z bratem jesteśmy kapłanami. Nasza mama uwierzyła Chrystusowi – opowiadał prowincjał. Podczas procesji z darami obok chleba i wina do ołtarza zostały przyniesione deklaracje Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Po Eucharystii zebrani przeszli do kinoteatru „Polonez” na część wykładowo-warsztatową.
Boży żołnierz i reżyser
Zanim ze sceny padły świadectwa, zebrani obejrzeli taniec Katarzyny Zakrzewskiej, młodej tancerki pochodzącej ze Skierniewic. Później o żywym działającym Bogu i o męstwie, do którego uzdalnia Duch Święty, opowiedział por. Karol Cierpica. Emerytowany komandos, biorący udział w wielu zagranicznych misjach wojskowych, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego za wybitne czyny bojowe oraz osobiste męstwo i odwagę, mówił o spełnionym marzeniu zostania żołnierzem, sukcesach, a także o oddalaniu się od Boga, depresji, poniesionych ranach i obecnym zaangażowaniu się w dzieło nowej ewangelizacji. Na słuchających ogromne wrażenie zrobiła opowieść o amerykańskim żołnierzu, który poległ, ratując życie porucznika. Fakt, że rodzina Amerykanina stała się rodziną K. Cierpicy, wzruszyła wielu. Kolejne przymioty Ducha Świętego przybliżył Maciej Bodasiński, reżyser, scenarzysta, producent filmowy, dokumentalista znany ze współorganizowania Wielkiej Pokuty na Jasnej Górze i Różańca do Granic. Gość opowiedział o swoim słabym zdrowiu, rodzinie, w której nie było wiary, dziadku, który bluźnił Bogu, i ojcu, który chętnie zaglądał do kieliszka. – Od dziecka wszystkiego się bałem. Zamykałem się na klucz w swoim pokoju. Najbardziej na świecie bałem się ojca. Komputer był dla mnie wszystkim, aż do czasu, gdy we wspólnocie poprosiłem Jezusa, by został moim królem. Niedługo po tym ojciec pojechał na rekolekcje, po których powiedział, że mnie kocha. Duch zaczął wiać przez mój dom – opowiadał. Podczas świadectwa zebrani usłyszeli także o pobycie reżysera w Brazylii, w której doświadczył niezwykłej miłości, radości, a także przekonania, że Polska jest na drodze do wieczernika. – Wierzę, że będzie tu wielkie wylanie Ducha Świętego. Wielka Pokuta była tego początkiem, to było jak klęknięcie narodu do konfesjonału. Potem był Różaniec do Granic. Z 350 miejsc, w których odbywała się modlitwa, otrzymaliśmy zdjęcia z tęczą. To znak przymierza z ludem – mówił M. Bodasiński. Uczestnicy sympozjum usłyszeli także o planowanym wydarzeniu, które ma się odbyć 6 października w Niepokalanowie.
Nie rana, tylko blizna
Jako ostatnie przed przerwą głos zabrały Hanna Czelakowska i Katarzyna Ługowska z Winnicy Racheli. Świadectwo kobiet sprawiło, że po wielu policzkach popłynęły łzy. Obie opowiadały o swoim życiu, nienajlepszych wyborach, grzechach, bólu i... dokonanej aborcji. Nie lukrowały rzeczywistości. Mówiły o syndromie poaborcyjnym, powrocie do Boga. – W Winnicy Racheli spotkałam ludzi, którzy tak jak ja przez to przeszli. Tam doświadczyłam uzdrowienia. Uwierzyłam, że Jezus i ten grzech wziął na siebie. Dziś posługuję innym. Podczas naszych rekolekcji ludzie przechodzą od dramatu śmierci do zmartwychwstania – mówiła pani Hanna. Pani Katarzyna przyznała, że pomocy zaczęła szukać w momencie, gdy wszystko zaczęło jej się sypać. – Dotarło do mnie, czym była aborcja. Niełatwo było mi przyznać się do tego, że zabiłam, że jestem morderczynią – mówiła, nie kryjąc wzruszenia. – Na rekolekcjach doświadczyłam wspólnoty kobiet opłakujących swoje dzieci i doświadczających Boga miłosiernego. Bóg przebacza zawsze, ale trzeba jeszcze przebaczyć sobie. Ten grzech zawsze będzie częścią mojej historii, ale dziś nie jest to już rana, tylko blizna – dzieliła się. W programie sympozjum były także indywidualne spotkania przy stoiskach tematycznych. Obok Domowego Kościoła i księgarni były także Wspólnota Trudnych Małżeństw „Sychar” czy Centrum Edukacyjno-Terapeutyczne „Jungo”. – Dookoła jest wiele sytuacji, które rujnują życie. My chcemy pomagać ludziom, by ich życie było pełne, lepsze – wyjaśnia Lucyna Sujka z CET „Jungo”. – Ważne jest dostrzeżenie etapów kryzysowych, bo one są szansą. Kiedy przychodzi kryzys, często nie wiemy, co z tym zrobić, a to jest wołanie o dorastanie. To wezwanie, by zostawić małe ubranko, które już nie pasuje. Niestety, często budujemy sobie kapliczki, pod którymi zostajemy. A w życiu nie chodzi o to, by tam zostawać, ale by iść. Ostatnim akcentem był koncert Piwnicy Świętego Norberta. – Jestem tu po raz drugi. Dar życia jest czymś niezwykłym, czymś, co porusza – mówi Agata Niedziółka. – W sercu niosę wołanie o dar rodzicielstwa, bardzo pragnę dziecka, ale póki co nie mam tego szczęścia. Każdego dnia powtarzam: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Przychodzę tu posłuchać ludzi, którzy mówią o tym szczęściu i o tej łasce. To jest coś pięknego! – dodaje.•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się