Wspominamy dziś historyczne wydarzenie, jakie miało miejsce w Jerozolimie, pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Jezusa. Jednakże nie jest to tylko zwykłe wspominanie. Dziś każdy z nas może być napełniony Duchem Świętym. Od dziś każdy z nas może prowadzić nowe życie w Duchu. A to znaczy między innymi porozmawiać z drugim człowiekiem.
Z Ewangelii według św. Jana (J 15 26-27; 16,12-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Gdy jednak przyjdzie Paraklet, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On zaświadczy o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku. Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi."
W Dziejach Apostolskich czytamy, że kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy apostołowie wraz z Maryją i uczniami byli razem na modlitwie. Nagle zostali napełnieni Duchem Świętym, który przyszedł do nich pod postacią gwałtownego wichru i płomieni ognia. Przejawem napełnienia Duchem była umiejętność mówienia w obcych językach, tak że obcokrajowcy słyszeli i rozumieli swój ojczysty język. Oznacza to, że wcześniej musiały otworzyć się drzwi wieczernika i wyznawcy Chrystusa wyszli na zewnątrz. Po co jest język? By porozumieć się z drugim człowiekiem. I tak Duch Święty daje się poznać jako nowa komunikacja człowieka z człowiekiem. Ludzie rozmawiają i, co więcej, zaczynają się rozumieć.
Mogłoby się wydawać, że Pięćdziesiątnica to odwrotność wieży Babel, kiedy Pan Bóg pomieszał ludziom języki i celowo utrudnił ich komunikację, bo dogadali się w złej sprawie – chcieli o własnych siłach dostać się do nieba. Ale myślę, że trzeba uczynić krok dalej i cofnąć się do Edenu, opisanego w Księdze Rodzaju, bo tam pomiędzy mężczyzną a kobietą panowała doskonała komunikacja. Świetnie uchwycił to św. Jan Paweł II w swoich katechezach, które złożyły się na książkę „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. Papieżowi daje do myślenia jedno zdanie: „Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu” (Rdz 2, 25). Nie oznacza to, że byli oni ludźmi niemoralnymi, żyjącymi w bezwstydzie. Wprost przeciwnie. Istniała pomiędzy nimi idealna komunikacja, która nigdy drugiego człowieka nie sprowadziłaby do roli przedmiotu. Człowiek przed grzechem pierworodnym patrzył na drugie w całej prawdzie, w całej czystości i integralności. Nie był w stanie posłużyć się drugim człowiekiem, by zaspokoić swoje potrzeby bądź interesy. Mężczyzna i kobieta byli sobie tak dani w prawdzie, że nie istniało niebezpieczeństwo użycia drugiej osoby. Stan niewinności cechował się pełnią międzyosobowej komunikacji do tego stopnia, że stawała się ona „komunią”. Jak pisze papież: „Mężczyzna i kobieta widzą siebie jakby wzrokiem samej tajemnicy stworzenia (…). Ich wzajemne widzenie jest nie tylko udziałem w zewnętrznej widzialności świata, ale ma wewnętrzny wymiar uczestnictwa w widzeniu samego Stwórcy” (s. 53). Mówiąc prościej, mężczyzna i kobieta patrzą na siebie tak, jak patrzy na człowieka Bóg. Jest to stan pierwotnej harmonii i wspaniałej komunikacji pomiędzy ludźmi.
To wszystko zostaje zakwestionowane w momencie bogoodstępstwa. W grzechu pierworodnym zostaje unicestwiona logika daru i miłości, która składała się na stan pierwotnej niewinności. Wtedy „otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski” (Rdz 3, 7). Pojawia się radykalnie odmienny stan ludzkiej natury. Wraz z grzechem pojawia się wstyd i lęk, a więc jakaś zasłona, bariera pomiędzy ludźmi. Człowiek zostaje wyobcowany z pierwotnej miłości. Z jednej strony ma potrzebę ukrycia się, zasłonięcia przed użyciem, ale z drugiej strony sam patrzy na drugiego jak na przedmiot. Nie dosięga głębokiej i duchowej prawdy o człowieku. Grzech pierworodny zaburzył komunikację człowieka z Bogiem, ale także człowieka z człowiekiem.
Czyż nie na to choruje dziś ludzkość? Zaburzenia komunikacyjne w rodzinie, w pracy, w sąsiedztwie. W skali całego kraju, a nawet globu. Ludzie nie potrafią dziś ze sobą rozmawiać, bo nie dostrzegają głębszej prawdy o sobie. Ciągle redukują się do roli użytecznych przedmiotów. Postprawda, fakenews, trybik w maszynie korpo. Rodzice nie potrafią porozumieć się ze swoimi dziećmi. Małżonkowie nie ufają sobie nawzajem. Poraniony świat ludzkiej komunikacji skutkuje rozwodami, depresją, samobójstwami i to w coraz młodszym wieku. Chorujemy duchowo, bo nie potrafimy ze sobą rozmawiać.
Duch Święty przychodzi jako otwartość na drugiego i dar języków. Ustanawia On nową komunikację między ludźmi. Człowiek przy pomocy Ducha Świętego naprawdę może dogadać się z drugim człowiekiem. I to w taki sposób, że komunikacja doprowadzi ich do komunii, czyli wspólnoty.
Dzisiejsza Ewangelia mówi nam o Duchu Świętym, który jest Duchem Prawdy. Jezus mówi do apostołów w wieczerniku, że chciałby im tyle jeszcze powiedzieć, ale nie da rady, bo i czas krótki, i pojemność umysłu apostołów ograniczona. Jednakże to, czego nie dopowiedział uzupełni Duch Święty, który doprowadzi ich do pełnej prawdy. Tak! W Duchu Świętym mogę zgłębiać prawdę o drugim człowieku. Dotykać jego misterium. Wyzwalać się ze spojrzenia cielesnego, zmysłowego, uprzedmiotawiającego, a zaczynać patrzeć na innych tak, jak to czyni Bóg. W Duchu Świętym drugi człowiek jawi mi się jako osoba, mająca wolność i godność, umiłowane dziecko Boga, zadane mi, by się z nim spotkać i utworzyć uszczęśliwiającą wspólnotę. Jedynym ewangelicznie poprawnym odniesieniem do drugiego człowieka jest miłość. Nigdy posłużenie się nim jak rzeczą. Co ciekawe, kiedy obgaduję drugiego to traktuję go właśnie jak przedmiot, bo opisuję go w 3. osobie liczby pojedynczej: „on to…”, „on tamto…”. Mówię wówczas o drugim „to”. Natomiast jedyną sensowną wypowiedzią o drugim może być tylko „ty”, czyli 2. osoba liczby pojedynczej. Chodzi o to, by nie mówić o innym, lecz do innego.
Człowiek, który żyje w Duchu Świętym zaczyna przynosić owoce. Pisze o tym św. Paweł w Liście do Galatów: „Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5, 22-23). Pierwszym owocem Ducha Świętego jest miłość. Bez pomocy Ducha Świętego nie mogę powiedzieć „Panem jest Jezus” (1 Kor 12, 3). Ale bez pomocy Ducha Świętego nie mogę również rozmawiać z drugim człowiekiem, widzieć go w prawdzie, komunikować się tak, by utworzyć komunię, czyli po prostu się z nim dogadać.
Przyjdź Duchu Święty!
Przyjdź Duchu Święty!
Przyjdź Duchu Święty!