– Dbajcie o to miasto. Dbajcie, bo warto – apelowała do mieszkańców podczas wernisażu Barbara Kozakiewicz z rodziny Heurichów.
Pani Barbara mieszka w Warszawie, ale odwiedza Skierniewice kilka razy w roku. Miasto jest bliskie jej sercu. Choć nie urodziła się tutaj i nigdy nie mieszkała, pamięta niezwykłe rodzinne spotkania u ciotek przy ul. Słonecznej. – Pod dworzec kolejowy zajeżdżał powóz i zabierał dzieci i innych gości na spotkania w ogrodzie. Ciotki witały nas tortami, owocami z ogródka, dzieci biegały. Te spotkania były jak wyjęte z obrazu. Codzienność po wojnie wyglądała różnie, ale ciocie tutaj, w Skierniewicach, kultywowały jeszcze ten klimat jakby z XIX wieku – wspomina.
To właśnie dzięki ciotkom pani Barbary zachowały się meble, zdjęcia i inne pamiątki rodzinne, które teraz można oglądać w Izbie Historii Skierniewic na wystawie zatytułowanej „Rodzina Heurichów – obywatele, artyści”. Zgromadzono na niej m.in. rodzinne portrety, dokumenty i fotografie, piękne stoły, lustro w niezwykłej, prostej ramie, pilnowane przez właścicielkę jak największy skarb, czy bibliotekę ojca pani Barbary. – W Warszawie pamiątki rodzinne po Heurichach w czasie wojny poginęły, bo stolica w tym czasie właściwie cała zginęła. Tu, u ciotek, m.in. u Ani Gardzyńskiej przy ulicy Długiej, bardzo dbano, by pamięć po rodzinie przetrwała – mówi B. Kozakiewicz.
Pani Barbara wciąż szuka śladów po swojej rodzinie. Ma ogromny sentyment do Skierniewic. – Gdy tu jestem, widzę moje ciocie, mają babcię i mojego tatę, który w czasie wojny razem z braćmi znalazł się w Skierniewicach i pracował w browarze u Strakaczów. Dbajcie państwo o to miasto, bo warto, a nigdy nie wiadomo, jakimi ścieżkami potoczą się nasze losy – apelowała do skierniewiczan podczas otwarcia wystawy. Skierniewice w XIX w. stały się ojczyzną rodziny Heurichów. To tutaj z Warszawy przeniósł rodzinną fabrykę mebli Fryderyk Marcin Heurich, znany ebenista, wytwórca mebli artystycznych, rzemieślnik o najwyższych umiejętnościach, stosujący skomplikowane metody zdobnicze. Miało to związek z dużym zleceniem złożonym przez cara, a dotyczącym zmian w wystroju skierniewickiego pałacu. Ojciec Fryderyka Marcina – Jan Kacper – przybył z rodziną do Polski z Saksonii, kiedy ówczesny minister skarbu książę Drucki-Lubecki wprowadził przywileje dla cudzoziemców, ściągnął dużą rzeszę rzemieślników i fabrykantów niemieckich, aby ożywić polską gospodarkę.
Jak to się stało, że Heurichowie pokochali Polskę i Skierniewice? – To była ziemia obiecana – odpowiada B. Kozakiewicz. Po rozpoczęciu działalności w Skierniewicach Fryderyk początkowo dzierżawił od biskupów, a następnie kupił tereny, które rozciągały się pomiędzy ul. Czystą, Strykowską, pl. Floriana a rzeką Łupią. W okolicy ul. Czystej znajdowały się stolarnia, fabryka mozaiki i składy drewna, a także domy mieszkalne rodziny i pracowników. Fryderyk był jednym z najbogatszych obywateli miasta. W 1862 r. uczestniczył w restauracji kościoła św. Jakuba. W jego warsztacie powstały balustrada oddzielająca prezbiterium od nawy, a także istniejące do dziś konfesjonały. – Wykonanie, rodzaj drewna, łączenie materiałów to sztuka ciesielska niebywała – mówi o konfesjonałach B. Kozakiewicz. – Proszę zobaczyć, to prostota, która jest najpiękniejsza. Bardzo wiele rzeczy było robionych bez używania gwoździ, czyli na zasadzie skręcania, toczenia i to wszystko tutaj widać. Starszy z synów Fryderyka – Jan Kacper – swoją przyszłość związał z architekturą. Ukończył warszawską Akademię Sztuk Pięknych. Praktykę zdobywał u boku Henryka Marconiego oraz w czasie podróży po Włoszech, Francji i Niemczech. Wykonywał liczne zamówienia dla Zamku Królewskiego, meble do nowo powstałego Teatru Wielkiego, Łazienek czy kościoła ewangelicko-augsburskiego w Warszawie. To on zaprojektował w stylu gotyku angielskiego powstały w 1873 r. i istniejący do dzisiaj skierniewicki dworzec kolejowy, wizytówkę miasta i rodziny Heurichów. Na ekspozycji prezentowana jest makieta budynku. Znalazł się on wśród 10 najpiękniejszych polskich dworców.
Wystawa czynna będzie do 20 czerwca.