Czy rzeczywiście prośbę, jaką apostołowie Jakub i Jan kierują do Jezusa, by w Jego chwale zasiadali po Jego prawicy i lewicy, czyli de facto mieli władzę, należy uznać za niewłaściwą? To prośba dobra, choć przedwczesna i przez to niedojrzała. Trzeba stanąć pod krzyżem Jezusa, by zobaczyć co to znaczy zasiadać po Jego lewej i prawej stronie.
Z Ewangelii wg św. Marka (10, 35-4 )
Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, podeszli do Jezusa i rzekli: "Nauczycielu, pragniemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy". On ich zapytał: "Co chcecie, żebym wam uczynił?" Rzekli Mu: "Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie". Jezus im odparł: "Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?" Odpowiedzieli Mu: "Możemy". Lecz Jezus rzekł do nich: "Kielich, który Ja mam pić, wprawdzie pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale dostanie się ono tym, dla których zostało przygotowane". Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: "Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu".
Ks. Józef Tischner w rozmowie z Anną Karoń-Ostrowską wyznawał przed laty: "Wśród wielu moich słabości ta jedna dotyczy mnie w niewielkim stopniu. Nie lubię władzy, nigdy jej nie pragnąłem, chociaż władza zawsze pchała mi się w ręce (…). Ale odmawiałem – zbyt duża jest we mnie potrzeba wolności, a władza ją krępuje. Nigdy też mnie nie interesowało panowanie nad innymi" (Spotkanie, s. 37). Wydaje się, że filozof z Podhala jest w tym zakresie wyjątkiem. Tak wielu ludzi żywi pragnienie władzy. Nic dziwnego, że można je dostrzec także w Kościele, skoro ulegli jej dwaj, a może nawet wszyscy apostołowie. Dzisiejsza Ewangelia podejmuje zagadnienie władzy jako wewnętrznej postawy człowieka, jako pokusy panowania i dominacji nad innymi.
Pojęciem "władzy" możemy określić taką sytuację egzystencjalną, w której jeden człowiek dąży do zapanowania nad drugim człowiekiem. Pismo Święte od samego początku pokazuje nam, że człowiek jest wezwany do panowania. Pan Bóg udzielił mu, jako koronie stworzenia, władzy nad wszystkimi bytami, z wyjątkiem dwóch: drugi człowiek i Bóg. Człowiek może i powinien panować nad sobą, ale z drugim człowiekiem i z Bogiem wiąże go nie panowanie, lecz przykazanie miłości. Panowanie nad innymi od samego początku jest „zakazanym owocem” i niezwykle nęcącą pokusą, której tak wielu ulega. Rozwija się wówczas groźna choroba – "choroba na władzę".
Z czego bierze się "choroba na władzę"? Ma ona wiele wymiarów, ale w pierwszej kolejności jest przejawem pychy. Pycha nie jest niczym innym, jak dążeniem do panowania, do wywyższania się ponad innych. Świat człowieka pysznego można określić krótko: "panuję więc jestem" – kiedy przestanę panować nad innymi zniknę. Źródłem "choroby na władzę" jest także lęk – człowiek dąży do zapanowania nad drugim, kiedy ten jawi mu się jako niebezpieczeństwo, zagrożenie. Lęk i pragnienie władzy warunkują się wzajemnie: im więcej lęku przed człowiekiem, tym większe pragnienie władzy. Z lękowego pragnienia władzy wynika w dalszej konsekwencji zafałszowanie prawdy o sobie – człowiek, by zapanować nad innym, zaczyna przybierać rozmaite maski i pozy, w sztuczności chce zaimponować innym tylko po to, by nad nimi zapanować.
Pragnienie władzy pojawia się również wtedy, kiedy drugiego człowieka postrzega się jako przeszkodę do szczęścia. Władza wówczas przerodzi się w agresję i chęć wyeliminowania drugiego człowieka, czego skutkiem jest wojna.
W sytuacji władzy bardzo mocno dochodzi do głosu osądzanie drugiego człowieka. Wspomniany ks. Tischner postawił kiedyś pytanie: dlaczego Chrystus objawił nam prawdę o Sądzie Ostatecznym? I odpowiadał: "'Raz po to, abyśmy wiedzieli co nas czeka, a drugi raz, chyba po to, abyśmy nie musieli sądzić samych siebie".
"Choroba na władzę" idzie w głąb duszy. Człowiek we władzy chce się wznieść ponad drugiego człowieka. Ale w tym celu musi rozwinąć w sobie szczególne uczucie – uczucie wewnętrznej czystości, własnej szlachetności, odcięcia się od zła tego świata. Taki człowiek może być nawet obowiązkowy, ale całkowicie nieznośny we współżyciu. Przygotowuje sobie piedestał, jakieś duchowe i moralne wywyższenie, z którego osądza innych.
Pokusa władzy dochodzi do głosu także w sytuacji, jaką jest chęć naprawy świata. Człowiek wywyższający się i uważający się za lepszego dostrzega zło i bród w tym świecie i dochodzi do wniosku, że jedyne lekarstwo na zło jest we władzy. W parze z władzą idzie nieufność wobec drugiego człowieka – inny jest zakłamany, przewrotny, brudny. Dopiero władza może uczłowieczyć człowieka.
Widzimy zatem, że „choroba na władzę” to niebezpieczny stan człowieka, to choroba właśnie, w której niemożliwe jest spotkanie z drugim człowiekiem, a w efekcie pełne i prawidłowe przeżywanie swojego człowieczeństwa.
Tej niebezpiecznej chorobie ducha Jezus w dzisiejszej Ewangelii wyraźnie się przeciwstawia i podaje lekarstwo. Chrystus wylewa kubeł zimnej wody na rozpaloną wyobraźnię apostołów i każe im nie panować nad innymi, lecz służyć: "Kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu" (Mk 10, 43-45). Tylko ten może władać, kto umie służyć. Nie jest prawdą, że jedni są powołani do rządzenia, a drudzy do słuchania. Każdy może władać, pod warunkiem, że wpierw będzie sługą. Co więcej, nigdy nie wolno powierzyć władzy komuś, kto sam nie umie służyć i nigdy nie był sługą. Nigdy nie wolno powierzyć przełożeństwa komuś, kto nie umie być posłusznym.
Pismo Święte ukazuje nam dwie postawy, które mogą być lekarstwem na "chorobę władzy": orędownictwo i apostolstwo. Symbolem postawy orędownictwa może być Abraham i Maryja. Kiedy Bóg zapowiedział Abrahamowi zniszczenie Sodomy i Gomory ten stał się orędownikiem grzesznych mieszkańców tych miast. Czy potrafimy tak orędować za innymi ludźmi, czy raczej nasza modlitwa przypomina skargę na stworzenie, donosy do Boga na innych? Orędownictwo to nic innego, jak modlitwa wstawiennicza. Maryja w Kanie Galilejskiej dostrzegał brak wina i zwróciła się z prośbą do Jezusa, by dokonał się cud. Ile dobra może się dokonać w wyniku naszego orędownictwa za innymi. Orędownictwo wyzwala nas z podejrzliwości i osądu wobec drugiego człowieka.
Podobnie postawa apostolstwa, która polega na wzięciu odpowiedzialności za drugiego. Apostoł podobny jest do Dobrego Pasterza, który chroni owce nawet wobec nadciągającego wilka. Apostoł wpierw spotyka się z innym, obdarza go szacunkiem, uznaje jego wolność, towarzyszy mu w drodze, poznaje go, dzieli się swoim świadectwem i koniec końców w dialogu wtajemnicza go w piękno Bożego świata.
Znakomitym lekarstwem na "chorobę władzy" jest także Eucharystia. To chrześcijański sposób na zmianę naszego świata. Na czy on polega? Chodzi o uznanie własnej grzeszności na początku Eucharystii i wyznanie własnych win nie tylko Bogu, ale także drugiemu człowiekowi. Zdumiewające i wyzwalające słowa: "Spowiadam się wam, bracia i siostry". Eucharystia na samym początku rozprawia się z pokusą władzy i ustanawia właściwy stosunek do drugiego człowieka. Zamiast widzieć wpierw zło świata i drugiego jako winnego, Eucharystia każe spojrzeć najpierw na dobro i powiedzieć do drugiego: "to dzięki tobie". Jest to najlepsza odpowiedź na pokusę władzy.