– Ruszałem jako chojrak z głupawym uśmieszkiem na ustach. Co to jest 40 km dla dorosłego, wysportowanego faceta? Wróciłem jako dziecko, które tęskni za Ojcem, które Go potrzebuje, słabe i bezbronne... – mówi 27-letni Kamil Krawczyński.
Wielki Post jest czasem podejmowania wyrzeczeń, postanowień, ale także wyzwań. Jednym z nich jest Ekstremalna Droga Krzyżowa. Trudność wędrówki każdy odczuwa inaczej. Trasę pokonuje się w nocy, w milczeniu, ciszy, niezależnie od warunków atmosferycznych. Jak przyznają uczestnicy EDK, najtrudniejszy moment jest w połowie drogi, kiedy zaczyna doskwierać zmęczenie, ale dusza chce więcej, chce dotrwać do końca. – Dla mnie krytyczną chwilą była VII stacja. Upadłam razem z Jezusem, drugi raz. Z tym że mój pierwszy upadek był tym duchowym, drugi już fizycznym. Pojawiły się bóle nóg, chłód, strach, że jestem tu praktycznie sama. W takich chwilach człowiek mocniej chwyta się Pana Boga. Z lęku o siebie zaczęłam mówić „Zdrowaś, Maryjo...” i wtedy uświadomiłam sobie, jak dawno tego nie robiłam. Ta trasa mnie zmieniła. Dziś dzień zaczynam od znaku krzyża i przywitania się z Matką Bożą – mówi Weronika Rzepecka, uczestniczka EDK.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.