Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Dziewięć dni świadectwa

– Tam przeżywałam swoje 18. urodziny. I od tego czasu czuję przynaglenie, by być tam co roku. Maryję traktuję jak mamę – mówi Emilia Zduńczyk.

Po raz 39. przez ziemię łowicką do Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski w Licheniu wędrowali mariańscy pątnicy. Rekolekcje w drodze rozpoczęli Mszą św. 7 lipca w Górze Kalwarii, gdzie znajduje się grób św. o. Stanisława Papczyńskiego, założyciela Zgromadzenia Księży Marianów.

Słowem, śpiewem i czynem

W tym roku przewodnikiem ponad 50-osobowej grupy jest ks. Jacek Rygielski MIC. Stan osobowy podczas drogi często się zmieniał. Na różnych etapach dołączali wierni, którzy z różnych powodów – zdrowotnych, rodzinnych, zawodowych – nie mogli uczestniczyć w całej pielgrzymce.

Tegoroczne dziewięciodniowe rekolekcje w drodze przebiegają pod hasłem: „Maryja naszą Matką”. – W zeszłym roku nasze hasło nawiązywało do roku duszpasterskiego, w tym stwierdziliśmy, że chcemy wrócić do hasła maryjnego. Idąc, pamiętamy też o naszym założycielu – św. o. Papczyńskim. Jego wstawiennictwa przyzywamy każdego dnia podczas nowenny – wyjaśnia ks. Rygielski. Przewodnik cieszy się, że ciągle są jeszcze ludzie, którzy chcą iść, wspólnie się modlić i świadczyć. – Pielgrzymowanie ma wielki sens. Jest przyznawaniem się do Boga nie tylko słowem i śpiewem, ale i czynem. W dzisiejszych czasach jest to szczególnie ważne – podkreśla ks. Jacek.

Większość mariańskich pątników pielgrzymowanie ma we krwi. – W tym roku idę już po raz 31. – mówi Danuta. – To forma dziękczynienia Bogu i Maryi za opiekę. My tu wszyscy jesteśmy jak jedna rodzina. Nikt nie jest wyobcowany. Ja najpierw zabierałam jedną, a teraz drugą wnuczkę – dodaje. Nieco krótszym stażem może pochwalić się E. Zduńczyk, która w tym roku idzie po raz dziewiąty. Czuje, że na pielgrzymi szlak zapraszają ją o. Papczyński i Maryja. A im nie potrafi odmówić. – Przychodzi taki moment w czerwcu, że zaczyna mnie ciągnąć do Matki Bożej. Patrzę na Nią jak na wzór, wpatruję się w to, jak żyła, jak opiekowała się innymi. Czerpię radość z tego, że mogę do Niej iść. Na miejscu, w Licheniu, idę pod ołtarz, klękam i mam poczucie, jakbym się do Niej przytulała, jakbym tuliła własną matkę. Zanoszę Jej siebie, swoich bliskich, parafię i wszystkich, którzy potrzebują modlitwy. Pielgrzymowanie jest wpisane w moje życie. W tym roku mam zamiar jeszcze iść do Wilna i do Częstochowy – opowiada Emilka.

Od dziewięciu lat pielgrzymuje także Marzena. Chodzi z marianami, bo – jak twierdzi – lubi ich organizację i duchowość. – Pielgrzymuję wytrwale, mimo że Maryja jeszcze mnie nie wysłuchała. Nie poddaję się i mam nadzieję, że uproszę dla siebie łaski. Pielgrzymowanie jest dla mnie odpoczynkiem psychicznym i fizycznym, a przede wszystkim czasem bycia blisko Boga i Maryi. Jest też przebywaniem w gronie niesamowitych osób. Jesteśmy tu jedną rodziną, w której nikt nie zostaje sam w radości, trudzie i bólu – dodaje.

Remiza miejscem modlitwy

Znaczna część 285-kilometrowej trasy biegła przez diecezję łowicką. Pątnicy wędrowali m.in. przez Międzyborów, Waleriany, Puszczę Mariańską, Bartniki, Skierniewice-Rawkę, Borowiny, Bełchów, Łyszkowice, Domaniewice, Chruślin, Sobotę, Wolę Kałkową, Orłów, Łęki Kościelne, Strzegocin, Byszew, Rdutów i Dzierzbice. We wszystkich miejscowościach mogli liczyć na wielką życzliwość i gościnność. Tak było choćby we wsi Borowiny, w której pielgrzymi w remizie OSP uczestniczyli w Eucharystii. Z pątnikami modliło się wielu mieszkańców. – Na terenie diecezji łowickiej tylko w Borowinach odprawiamy Mszę św. w remizie OSP. Był nawet plan, by przenieść ją do kościoła, ale opór mieszkańców wsi sprawił, że tego nie zrobiliśmy. To jedno z dwóch miejsc na naszej trasie, gdzie Msze św. sprawujemy poza kościołem – mówi ksiądz przewodnik.

– Jesteśmy szczęśliwi, że to właśnie u nas pielgrzymi się modlą, że będąc tu, zabierają nasze intencje, że w modlitwach pamiętają o żyjących i zmarłych mieszkańcach – mówi Sławomir Kłosowski, sołtys Borowin. Bezpośrednio po Mszy pątnicy zostają zaproszeni na obiad. W tym roku pielgrzymkowe menu zawierało: pyszny domowy rosół, pieczone udka, schabowe, surówki i ziemniaki. Były też ciasta, kawa, herbata i napoje. – Ludzie bardzo chętnie włączają się w przygotowanie posiłku dla pielgrzymów. Jedni gotują, inni przygotowują teren czy robią zakupy. Staramy się, by było obficie. Podjęcie pielgrzymów to jedno z ważniejszych wydarzeń we wsi – mówi sołtys.

Mariańscy pątnicy swoje pielgrzymowanie kończą 16 lipca, w święto Matki Bożej Szkaplerznej z Góry Karmel.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy