Wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego…, i Jezusa Chrystusa, Syna Jego Jednorodzonego…, i Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela…. To wyznanie naszej wiary rozbrzmiewa w dzisiejszą niedzielę, w Uroczystość Trójcy Przenajświętszej, w sposób szczególny. Oddajemy dziś cześć Bogu w Trójcy Jedynemu. To bodajże największa tajemnica naszej wiary.
Słowa Ewangelii według Świętego Jana ( J 3, 16-18 )
Jezus powiedział do Nikodema: «Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego».
Wspominamy Trójcą w znaku Krzyża świętego, czcimy Ją w modlitwie Chwała Ojcu, w Jej Imię jesteśmy pozdrawiani na początku Eucharystii, a na jej koniec otrzymujemy błogosławieństwo. Czy jednak choć przez chwilę zastanawiamy się, na przykład gdy przeżegnawszy się kończymy nasz codzienny pacierz, co to znaczy, że nasz Bóg jest Jeden, ale w Trzech Osobach? Dzisiejsza uroczystość zaprasza nas, abyśmy właśnie zatrzymali się nad tą prawdą.
W odpowiedzi na to pytanie musimy wyzbyć się wszelkich matematycznych pewników, które doprowadziłyby nas do stwierdzenia, że trzy równa się jeden. Takich równań nie ma, a już na pewno nie w odniesieniu do Boga, który jest Miłością. Jak zatem spróbować dotknąć tej Tajemnicy? Czy jest to w ogóle możliwe, aby móc cokolwiek zrozumieć z tej niepojętej Prawdy? Święty Augustyn, bez wątpienia jeden z wybitniejszych myślicieli chrześcijańskich i teologów, przed rozpoczęciem pisania traktatu „O Trójcy Świętej” miał zobaczyć małego chłopca, który nad brzegiem przelewał wodę z morza do małego dołka. Dowiedziawszy się, że chce on przeleć całe morze, odpowiedział, że to niemożliwe. A wtedy chłopiec odpowiedział świętemu, że prędzej on właśnie przeleje całe to morze, niż Augustyn napisze swoje dzieło. Tak, bez wątpienia jest to największa tajemnica naszej wiary, ponieważ dotyka Boga samego. Jednocześnie jesteśmy wezwani przez Chrystusa, abyśmy prawdy szukali i ją poznawali.
Spróbujmy zatem zapatrzeć się w Boga w Trójcy Jedynego w dzisiejszą uroczystość nie przez uczone traktaty teologiczne, których nie brak, ale poprzez obraz, szczególny obraz. Andriej Rublow, artysta malarz, a może raczej święty malarz, namalował piękną ikonę, która jest jego arcydziełem. Przyniosła mu bowiem największy rozgłos. Ikona Trójcy Świętej, która jest zatytułowana „Bóg w gościnie u Abrahama”. Ma to być ilustracja to osiemnastego rozdziału Księgi Rodzaju, gdzie znajduje się opowiadanie o trzech tajemniczych podróżnych, którzy znajdują gościnę u Abrahama. Jakkolwiek różne są interpretacje tego wydarzenia (Bóg w Trzech Osobach, Bóg w towarzystwie aniołów, czy też w końcu sami Archaniołowie), jest rzeczą pewną, iż było to spotkanie sakramentalne – oto człowiek, Abraham i Sara, w widzialnym znaku trzech tajemniczych podróżnych doświadczył Bożej łaski. To właśnie podczas tego spotkania Sara usłyszała słowa: „Za rok o tej porze będziesz pieścić syna” (Rdz 18,10).
Moment odpoczynku owych tajemniczych postaci przedstawił Rublow na swojej ikonie. Wielu z nas zapewne zna to arcydzieło, tak że wystarczy o nim wspomnieć i już jest ono przed naszymi oczyma. Tym, którzy jednak nie mogą go odnaleźć w pamięci spróbuję naszkicować obraz słowami. Wyobraźmy sobie zatem dużych rozmiarów ikonę w samych prawie złotych i jasnych kolorach. Patrząc na nią z odpowiedniego dystansu, z dalszej odległości widzimy pośród tych złotych barw trzy o ciemniejszej barwie oblicza, lekko pochylone, w jakimś zastoju. Tak, jakby zostało wypowiedziane jakieś bardzo ważne słowo i nastąpiła chwila milczącej odpowiedzi. Od razu wyczuwamy skupienie, powagę, która udziela się także patrzącemu. To zamyślenie w jakieś mierze wywołuje pewną zadumę, połączoną z tęsknotą, a już na pewno z wyczekiwaniem, może nawet ze smutkiem. Myślę, że tak właśnie widzieli i odczuwali Boga opuszczający Raj Pierwsi Rodzice. Podchodząc powoli, krok za krokiem (pamiętajmy, że zbliżamy się do ikony, a zatem czegoś świętego) pośród tych wszystkich złotych barw coraz wyraźniej wyłaniają się trzy uskrzydlone postacie, do których owe oblicza należą. Siedzą oni przy niskim stole, pośrodku którego stoi kielich. Centralna postać, górująca nieco nad pozostałymi, siedzi za stołem, pozostałe dwie – przed. Podchodząc bliżej dostrzegamy, że owe oblicza są zadziwiająco podobne do siebie. Ponadto każda z tych osób ma dużą aureolę nad głową, wyrażającą niezwykłą świętość, oraz niespotykanie cienką laskę podróżną w lewej ręce, co może wyrażać subtelność w działaniu. Dostrzegamy także scenerię wokół tych postaci: za Aniołem z lewej strony jest pałac (dom Abrahama), za środkowym – drzewo (dąb Mamre), a za prawym – góra (zapewne Moria, symbolizująca późniejszą ofiarę Abrahama z jego syna Izaaka).
Pogrążeni w zachwycie możemy zadać pytanie – kto kim jest na tej ikonie? Trudno powiedzieć, czy zamierzeniem Rublowa była rzeczywiście chęć przypisania każdej z owych postaci odpowiedniej Osoby Trójcy Świętej. Przyzwyczajeni jednak jesteśmy do czynienia rozróżnień, a może jeszcze bardziej do stwierdzania kto kim jest, czy czasami wręcz do „naklejania” etykietek innym. Dlatego spróbujmy „odszyfrować” te postaci.
Gdy zbliżamy się powoli, krok za krokiem (tak jakbyśmy przystępowali do Komunii św.), nasz wzrok pada mimo woli na postać centralną. Jest tak z kilku względów: góruje ona nad pozostałymi, jej szaty są innego koloru niż pozostałych, a także ułożone najbardziej rozłożyście. Pofałdowany płaszcz koloru błękitnego okrywający jakieś dwie trzecie postaci, daje nam wyobrażenie, że ta Osoba jest okryta niebem, a spodnia szata koloru czerwonego nasuwa myśl o królewskości (Król w niebiosach). Ponadto ojcowski gest błogosławieństwa kielicha, pozwala nam przypuszczać, że to Bóg Ojciec. Drzewo, jakby wyrastające z Jego lewego skrzydła, może zatem symbolizować rajskie drzewo życia, do którego jednak broni dostępu trzymana w ręku podróżna laska. Ta postać, Bóg Ojciec, jest wpatrzona w Anioła siedzącego po Jego prawej stronie. Nie zatrzymuje więc On nas na sobie, lecz swoim wzrokiem oraz delikatnie, jakby z matczyną czułością, pochyloną głową przenosi naszą uwagę na kolejną postać.
Ta postać zasiada po prawicy Boga Ojca. Możemy więc widzieć w Nim Jezusa Chrystusa („Rzekł Pan do Pana mego: »Siądź po mojej prawicy«”, por. Ps 110,1). Jego płaszcz koloru zbliżonego do barwy ciała okrywa niemalże w całości błękitną tunikę, co może wyrażać Wcielenie Chrystusa. Wskazuje On ręką na kielich ofiarny, który jest dla Niego przeznaczony. Za Jego plecami wznosi się pałac z otwartymi drzwiami, co przywodzi na myśl Jezusowe słowa: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. (..) Idę przecież przygotować wam miejsce” (J 14,2). Ponadto zauważamy, że do tej postaci na ikonie mamy największy dostęp, ponieważ nie oddziela nas od Niego podróżna laska. Jednak i ta Postać nie zatrzymuje naszej uwagi tylko na sobie. Spoglądając na Jego oczy dostrzegamy, że patrzy On na kolejną postać, siedzącą naprzeciw Niego. A zatem Jego wzrok przenosi naszą uwagę na kolejną Osobę.
To Duch Święty. Jest ubrany w błękitną tunikę, symbolizującą tak jak poprzednio chwałę niebiańską, oraz zielony płaszcz, co wyraża nadzieję i rozkwit życia. Jego dłoń zdaje się podążać za gestem błogosławieństwa Ojca, by uchwycić ów kielich i podać go Synowi. Gest pochylenia głowy jest niemalże identyczny z gestem Boga Ojca. Jest jednak bardzo znamienna różnica. Otóż, spoglądając w Jego oczy widzimy, że nie patrzy On jak Bóg Ojciec na Syna, lecz w dół na bliżej nieokreślony odwrócony trapez nakreślony przed stołem. Ten wzrok oraz figura geometryczna zaprasza, wręcz przyciąga nas, abyśmy podeszli jeszcze bliżej do tej ikony. Stając naprawdę blisko dostrzegamy, że znajdujemy się nie tylko w zasięgu wzroku Trzeciej Postaci, ale w mistycznym kręgu wszystkich tych Osób – jakby w orbicie przepojonych miłością spojrzeń i radowaniem się wzajemną obecnością, gdzie wszyscy stają się jedno. Wówczas ów trapez staje się wyobrażeniem gościńca, po którym dochodzimy do Boga. Z tej perspektywy znika też częściowo z naszego pola widzenia odgradzająca nas od drzewa życia laska podróżna trzymana w ręku Boga Ojca. Jesteśmy wręcz na przedłużeniu linii prostej kielicha (ofiara) i owego życia (łaska). Tu jest odczuwalny ów pokój z Bogiem i dostęp do łaski.
Z tej niezwykłej zadumy może wyrwać nas pytanie: „A gdzie jest Abraham?”, skoro jest to gościna w jego domu. Odpowiedź rodzi się sama jeśli przy tej ikonie, a więc w tej orbicie miłości, będziemy stać dłużej. Abrahamem, człowiekiem dającym gościnę Bogu, jest ten, który jest zapatrzony w te Postaci, podchodzi blisko i trwa razem z Nimi, a zatem może to być każdy z nas. To właśnie my mamy zaprosić Boga do swojego życia, udzielić Mu gościny w swoim sercu. W ten sposób możemy zanurzyć się w Bożym życiu, w Bożej miłości. Wówczas stajemy się jedno z Nim.