Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Dostałem drugie życie

– Nie chciałem rozmawiać z mediami, bo nie czuję się bohaterem. Zrobiłem to, co należało zrobić. Tylko tyle. Gdy człowiek umiera na moich oczach, nie mędrkuję, nie zastanawiam się. Działam, pomagam jak umiem – mówi pan Andrzej.

Skierniewiczanie Andrzej, Dariusz, Krystian i Włodzimierz nie są dla siebie anonimowi. Znają się – jedni lepiej, inni tylko z widzenia. Pierwszy prowadzi kwiaciarnię, kocha kwiaty, przyrodę. Lubi też dobrą muzykę. Ostatni kocha być kierowcą. Prowadzenie autobusu sprawia mu ogromną przyjemność. Wychodząc z domu w lipcowe popołudnie, nie przypuszczali, że tego dnia przyjdzie im zdawać jeden z najważniejszych egzaminów, że od ich współdziałania i determinacji będzie zależało życie jednego z  nich. Podjęli wyzwanie. W rolę egzaminatora wcieliła się... cukrzyca.

Potrójna reanimacja

Do dramatycznych wydarzeń doszło 9 lipca w autobusie linii nr 10 w Skierniewicach. O godz. 19.53 do autobusu na ul. Batorego wsiadło trzech mężczyzn. Usiedli w tyle. Chwilę później jeden z nich podszedł do kierowcy, prosząc, by ten podkręcił klimatyzację, ponieważ jeden z jego kolegów źle się poczuł. Włodzimierz Dyba nie pamięta, czy zdążył spełnić prośbę pasażera. Pamięta natomiast każdą następną minutę. – Usłyszałem charakterystyczny odgłos. Mężczyzna stracił przytomność i osunął się między fotele. Natychmiast z pomocą ruszyli jego znajomi. Gdy tylko zjechałem na najbliższy przystanek, włączyłem się do akcji – opowiada W. Dyba. – Mieliśmy problemem z wydostaniem nieprzytomnego Krystiana spomiędzy foteli. Kiedy już to się udało, przenieśliśmy go na środek autobusu. Był nieprzytomny, nie oddychał, na jego twarzy pojawiły się pot i zasinienie. Andrzej bez wahania przystąpił do reanimacji. Miarowo uciskał jego klatkę. Po chwili nieprzytomny zaczął połykać powietrze. Złapał kilka wdechów i znów stracił przytomność. Z ust popłynęła mu piana. By się nie zakrztusił, trochę go przekręciliśmy. Wytarliśmy mu usta. Był fioletowy. W międzyczasie Darek na moją prośbę wezwał pogotowie. Andrzej ponownie przystąpił do reanimacji, bo Krystian znów się zatrzymał. I znów resuscytacja przyniosła efekt. I tak trzy razy. Kiedy zaczynał wracać do siebie, cały czas do niego mówiliśmy. Pytaliśmy, czy chce usiąść. Pokręcił głową, że nie. Pogotowie przyjechało bardzo szybko. Przy naszej pomocy został położony na nosze i zabrany do karetki. W szpitalu dostał pomoc. Po podaniu kroplówek i leków po północy wrócił do domu – opowiada kierowca MZK.

Po zakończonej akcji ratunkowej pan Włodzimierz wrócił do pracy. Siadając za kółko, zgłosił dyspozytorowi 20-minutowe opóźnienie na trasie. Był to jego ostatni kurs tego dnia, który będzie długo pamiętał, bo przecież nie codziennie ratuje się komuś życie. Później przebieg zdarzeń szczegółowo opowiedział prezesowi MZK. Akcję zarejestrowały także kamery w autobusie. Opowiadając, nie przypisywał sobie zasługi. Podkreślał, że podziękowania należą się przede wszystkim Andrzejowi. – Media okrzyknęły mnie bohaterem, a ja się nim nie czuję. Owszem, pomagałem, bo wiedziałem, co i jak robić (w firmie przeszedłem kurs pierwszej pomocy), ale w tym przypadku reanimację prowadził Andrzej – podkreśla kierowca.

Cisi bohaterowie

Następnego dnia wszyscy czterej znów się spotkali. Krystian przyszedł do każdego z nich, żeby podziękować. Nie krył wzruszenia. Dobrze wiedział, że dzięki kolegom żyje. Mimo ogromnego stresu wszyscy zdali egzamin, zarówno ten z udzielania pierwszej pomocy, jak i z przyjaźni. – Choroba dała o sobie znać. Jestem cukrzykiem, mam astmę i kłopoty z sercem. To mogło mnie spotkać w każdym miejscu. Miałem szczęście, że gdy to się stało, byli obok mnie ludzie, którzy ruszyli mi z pomocą. Z tego, co działo się w autobusie, niewiele pamiętam. Przebieg zdarzeń znam z relacji – wyznaje pan Krystian. –  Jestem bardzo wdzięczny kolegom i kierowcy za to, że mi pomogli. W sercu mam dla nich wielką wdzięczność i szacunek. Dostałem drugie życie. Podarowali mi je koledzy. Myślę, że gdybym sam był w podobnej sytuacji, gdybym spotkał osobę w potrzebie, też bym reagował. Skąd taka pewność? Choroba bardzo uwrażliwia i uświadamia, jak cenne, ale i kruche jest ludzkie życie – mówi ocalony.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy