Słowo Boże nie stawia przed nami żadnych złudzeń. Jest ono prawdą, więc nie może być inaczej. O dzisiejszym można nawet powiedzieć, że nas nie oszczędza. Hiobowe pytanie: Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? unosi się poprzez wieki nad ludzką egzystencją, dotykając czasami boleśnie niejednego z nas. Jednak podobnie jak Paweł Apostoł nie możemy poddawać się zwątpieniu. W takich chwilach mamy zwracać się do Jezusa, bo On właśnie po to do nas wyszedł. Więcej, w tym bojowaniu mamy czuć się solidarni. To znaczy musimy i my głosić tę Dobrą Nowinę.
Ewangelia według św. Marka (Mk 1,29-39)
Jezus po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On zbliżył się do niej i ująwszy ją za rękę podniósł. Gorączka ją opuściła i usługiwała im. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię szukają”. Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.
Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? (I czytanie). Zapewne czasami zadajemy sobie to pytanie, choć może nam daleko do cierpienia, samotności i niezrozumienia, jakiego doznał Hiob. Odpowiedź na nie jest najczęściej pozytywna. Człowiek bowiem bardzo często musi się zmagać, wręcz walczyć o lepszy los, o lepsze jutro. Tak może być w przypadku poszukiwania pracy, gdy wyjeżdża się w nieznane miejsca; uporczywej walki o zdrowie podczas nowotworu czy innej nieuleczalnej choroby; dochodzenia do swoich praw w obliczu szyderstwa ze sprawiedliwości; przeżywania samotności, czując się niepotrzebnym; prób wychodzenia z różnych nałogów. W jakiejś mierze dotyka to każdego z nas, bo przecież jeżeli przykładowo mamy pracę, to może nie jest najlepiej z naszym zdrowiem albo cierpimy z powodu samotności. Raz po raz pojawiają się przeciwności tak ogromne, że zmuszają nas one do ustawienia się na naszym życiowym froncie bojowym. Jest jeszcze jedno bojowanie, które nikogo nie oszczędza. To walka z grzechem. Widzimy więc, że choć pojawiały się ideologie, które zapewniały podległe sobie tłumy o stoczeniu ostatniego boju, to jednak do bojowania podobny jest byt człowieka. Ta nasza ciemna i dramatyczna sytuacja została jednak rozpromieniona zbawczym, a więc zwycięskim, blaskiem Tego, który wyszedł na to, aby Hiobów wszystkich czasów nauczyć o tym, że po każdej nocy nastaje światłość, a człowiek nie jest niewolnikiem, lecz dzieckiem Boga. Trzeba więc, aby z nastaniem wieczora nie wypatrywać tylko przeciwnika, z którym mamy toczyć bój, lecz naszego Zbawiciela – Jezusa Chrystusa.
1. Hiob bojownik. Hiob to największy cierpiętnik Starego Testamentu, prawdziwy mąż boleści oswojony z cierpieniem. Utracił wszystko, co było możliwe i co stanowiło jego radość: dzieci, zdrowie, przyjaciół, majątek. Odwróciła się od niego także jego żona. Początkowo Hiob znosi to wszystko cierpliwie. Świadczą o tym jego słowa: Dał Pan i zabrał Pan… Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? (Hi 1,21; 2,10). W trakcie rozmowy z mędrcami, którzy chcieli uchodzić za jego przyjaciół, traci on jednak cierpliwość i zaczyna spór nie tylko z ludźmi, ale nade wszystko z Bogiem. Rzecz znamienna, że przemawia wówczas boleśnie, ale nie z rozpaczą i beznadzieją. Przeciwnie, jego lament jest wielkim wyrazem wiary. Wzywa on bowiem Boga i szuka u Niego wyjaśnień, oskarżając Go nawet o niesprawiedliwość. Odczuwa samotność i opuszczenie, ale wie, że Bóg jest.
W ten sposób Hiob uczy nas wiary większej niż nasze cierpienie czy przeżywana samotność. On wciąż poszukuje Boga, choć szamocze się jeszcze w mrokach Starego Testamentu. Ten, kto przynajmniej raz zapoznał się z historią cierpiącego Hioba, wie, że cierpienie otwiera drogę do poznania Boga. I choć to poznanie swojego Stwórcy także jest podobne do bojowania, to wiedzie ono do odkrycia tego, co Hiob powiedział w dalszej części swojej Księgi: Ja wiem – Wybawca mój żyje… To właśnie ja Go zobaczę… (Hi 19,26-27). Do tej prawdy, wypowiedzianej przecież na śmietnisku życia, doszedł on nie poprzez obnoszenie się ze swoim cierpieniem, przeklinanie, pretensje i żale do wszystkich, lecz przez ciągłe rozmawianie z Bogiem, a więc przez modlitwę. To jest dla nas najcenniejsza lekcja wypływająca ze spotkania z tym „mężem boleści”. Kiedy więc my zaczynamy doznawać cierpień powinniśmy pójść tą samą drogą. Nawet jeżeli przyjdzie toczyć nam bój o nasz byt, to łatwiej będzie go znosić z modlitwą na ustach, niż narzekaniem czy przeklinaniem.
Musimy także pamiętać, że nasza sytuacja jest o wiele lepsza niż Hioba. On jedynie wołał do Boga, szukając Go po omacku. My patrzymy na Jezusa, który dla nas stał się człowiekiem i stoczył zwycięski bój. Ten „Mąż boleści” przez Mękę i Krzyż wszedł do chwały Zmartwychwstania. W Nim odnajdujemy uzdrowienie i życie.
2. Jezus Zwycięzca. Święty Marek od początku swojej Ewangelii ukazuje Jezusa w toku galilejskiej działalności. W telegraficznym wręcz skrócie opisuje szereg uzdrowień dokonanych przez Chrystusa. Ewangelia jest więc głoszona nie tylko jako nauka (przez słowa), ale także czynami (przez uzdrowienia). To wszystko wskazuje na to, kim jest Jezus – jest Mesjaszem, czyli Wybawcą, którego pragnął ujrzeć Hiob.
Jednak dynamika dokonanych z pełną mocą cudów nie idzie równolegle z wiarą człowieka. Owszem, Szymon Piotr jako reprezentant spragnionego tłumu, komunikuje Jezusowi wiadomość, że wszyscy Go szukają, ale wynikało to raczej z zapotrzebowania na cuda, uzdrowienia i zaspokojenia głodu sensacji, niż uwielbienia Boga. Jezus, wzywając do nawrócenia i wiary w Ewangelię, wskazuje na istotę swojej zbawczej misji. Nastanie Królestwa Bożego, które zapowiedział On w pierwszych słowach swojego mesjańskiego nauczania, wiąże się z wyrzucaniem złych duchów, trzymających człowieka na uwięzi duchowej i fizycznej. On pokonał szatana, czyli tego, który dzierżył władzę nad śmiercią i jak w przypadku Hioba zsyła na człowieka nowe nieszczęścia. Jezus zatem, uwalniając człowieka od złego ducha i niemocy fizycznej, uwalnia go od bojowania o byt i wprowadza pokój.
Jezus wyszedł właśnie na to, aby głosić słowem i czynem Dobrą Nowinę tym, którzy padali w boju o byt. Jednak nie o egzorcyzm tu jedynie chodzi, lecz także o wiarę w Tego, który przynosi nam uzdrowienie i pokój. Należytą odpowiedź na to uniżenie Jezusa widzimy u teściowej Piotra, która po uzdrowieniu usługiwała Jezusowi i Jego uczniom. Jest to wyraz wiary i miłości wobec Syna Bożego. Gorączka grzechu i zła musi przemienić się w gorączkę służebnej miłości. W ten sposób jej życie stało się ofiarą, która zostaje przyjęta przez Jezusa i włączona w Jego zbawczą ofiarę dokonaną na krzyżu. Takie oddanie się Jezusowi dokonuje przewartościowania owej życiowej walki ze śmierci do życia.
3. Paweł ewangelista. Triumf życia nad śmiercią jako znak zwycięstwa w życiowym bojowaniu zarówno pod względem duchowym, jak i fizycznym jest Dobrą Nowiną. Hiob jeszcze jej nie znał, choć intuicyjnie wyczuwał. Uczeń Chrystusa natomiast jest zobowiązany do głoszenia Ewangelii. Przypomina o tym Paweł Apostoł. Głoszenie Dobrej Nowiny jest zaspokojeniem tego pragnienia, o którym mówi Piotr w Ewangelii: Wszyscy Cię szukają. W Chrystusie bowiem każdy utrudzony znajduje umocnienie. Dlatego trzeba Go wciąż ukazywać. Taki nakaz otrzymał Paweł od Chrystusa. Jest to więc rzeczywiście obowiązek wypływający z faktu powołania. Od tego przełomowego wydarzenia w jego życiu Jezus stał się jego pasją i dlatego poświęca Mu całego siebie. Czyni do na tej drodze, którą przeszedł Chrystus. Dla słabych stał się bowiem słaby. Paweł więc także dokonał ogołocenia samego siebie, aby nie skorzystać z tych praw, które daje mu Ewangelia.
Pawłowy zapał w głoszeniu Ewangelii nie wynikał z chęci zyskania rozgłosu czy majątku, młodzieńczego zapału lub chęci doświadczania przygód. Wynika on jedynie z wielkiej miłości do Chrystusa i drugiego człowieka. W życiu Pawła głoszenie Ewangelii i objawienie miłości wiązało się bardzo często z bojowaniem o byt. Sam o sobie powiedział, że w swoim ciele nosi nieustannie konanie Jezusa (2Kor 4,10) wśród utrapień, przeciwności i ucisków, w chłostach, więzieniach (2Kor 6,4-5). Żyjąc w ciągłym niebezpieczeństwie był biczowany, sieczony rózgami, rozbitkiem na morzu, cierpiał głód, pragnienie i ziąb (2Kor 11,24-28). Jednak Apostoł Narodów nigdy nie poddał się zwątpieniu, ponieważ wiedział, kto jest jego mocą i mądrością. Doświadczając tej prawdy, nie mógł milczeć.
Słowo Boże nie stawia przed nami żadnych złudzeń. Jest ono prawdą, więc nie może być inaczej. O dzisiejszym można nawet powiedzieć, że nas nie oszczędza. Hiobowe pytanie: Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? unosi się poprzez wieki nad ludzką egzystencją, dotykając czasami boleśnie niejednego z nas. Jednak podobnie jak Paweł Apostoł nie możemy poddawać się zwątpieniu. W takich chwilach mamy zwracać się do Jezusa, bo On właśnie po to do nas wyszedł. Więcej, w tym bojowaniu mamy czuć się solidarni. To znaczy musimy i my głosić tę Dobrą Nowinę. Biada i nam bowiem, gdybyśmy zaprzestali dzielenia się tym, co daje nam i drugiemu człowiekowi nadzieję, a także moc do stoczenia zwycięskiego boju, w którym wygraną jest życie wieczne. Nie można przecież osiągnąć pełni szczęścia, wiedząc że ktoś z naszych bliskich ugina się pod ciężarem życia.