Rozmowa o Papciu Chmielu, który przenosił całe pokolenie w lepszy, kolorowy świat, o fascynacji rysunkiem i ekranem, a także o spełnianiu twórczych marzeń z Adamem Michałowskim, animatorem, rysownikiem, pasjonatem Tytusa.
Monika Augustyniak: - Jak Pan, jako twórca, człowiek od lat związany ze środowiskiem rysowników przyjął wiadomość o śmierci Henryka Chmielewskiego, grafika, rysownika i autora komiksowej serii "Tytus, Romek i A'Tomek".
Adam Michałowski: - Bardzo zasmuciła mnie informacja o śmierci Papcia. Moje pokolenie wychowało się na "Tytusie, Romku i A'Tomku". Do dziś przy moim łóżku leżą "Tytusy" i sięgam po nie w stresujących sytuacjach. Posiadam wydania m.in. z 1966 roku, są już mocno zdarte. W latach 70-tych komiksy Papcia Chmiela były podstawą. Tytus był wszędzie: w kosmosie, w wojsku, ratował zabytki. My wtedy rzadko podróżowaliśmy. Papcio przenosił nas w ten bardziej kolorowy świat. Fascynowała nas grafika, żart sytuacyjny, kryminał, fantastyka. No i Papcio nas uczył. Sam mówił, że "ucząc- bawię, bawiąc - uczę". Ale to była taka delikatna nauka, nienachalna, dlatego też tak chwytała. Byliśmy zafascynowani do tego stopnia, że w klasie na lekcjach rysowaliśmy swoje komiksy. Wymyślaliśmy historie o wojnie, Szariku i innych bohaterach. Uważam, że seria o "Tytusie" powinna być lekturą obowiązkową od pierwszej klasy szkoły podstawowej aż do końca studiów (śmiech).
Cała rozmowa w 5.numerze "Gościa Łowickiego".