Przez sześć dni pielgrzymi – fizyczni i duchowi – zanosili prośby o ustanie pandemii, zawierzali miasto i diecezję, podtrzymywali tradycję oraz dawali świadectwo wiary i miłości do Maryi.
W poniedziałek 17 maja po raz 366. na szlak wyruszyła Łowicka Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę. Nazywana przez ojców paulinów „jaskółką” pieszych pielgrzymek, jako pierwsza z Polski dotarła do tronu Pani Jasnogórskiej 22 maja, w wigilię Zesłania Ducha Świętego. Drugi rok z rzędu, ze względu na pandemię, pielgrzymi wyruszali nie w gronie kilkuset osób od początku do końca, a sztafetowo, w grupach po 25 osób, które codziennie się zmieniały. Jednak – jak mówią pątnicy – Matka Boża „nie liczy kilometrów i dni pielgrzymowania, a patrzy na wierność, pokorę i oddanie swoich dzieci”. A tego ŁPP nie można odmówić.
W centrum Eucharystia
Pątnicy rozpoczęli trud wędrówki tradycyjnie Mszą św. w kościele sióstr bernardynek. W Łowiczu błogosławił im bp Andrzej F. Dziuba. – W ubiegłym roku z tego miejsca żegnał was śp. bp Józef Zawitkowski, który przez tyle lat odliczał z wami kolejne pielgrzymki, wspierał modlitwą, dobrym słowem i prosił, byście obierali Maryję za swoją Matkę. Pamiętajcie o tym i o nim w trudzie pielgrzymowania. Dziś ja was proszę, byście zanieśli przed Jej tron intencje nas wszystkich, diecezji i miasta – prosił bp Dziuba. Formę pielgrzymowania na kilka tygodni przed pielgrzymką ze służbami, włodarzami i kapłanami konsultowali organizatorzy. Tradycją ŁPP jest, że jej koordynacją zajmują się świeccy.
Jednak na szlaku nie brakuje duchowej opieki kapłanów. W tym roku w drogę wyruszył tylko jeden – ks. Robert Błaszczyk, wikariusz parafii św. Wawrzyńca w Kutnie. – Spowiedź, duchowe rozmowy i Eucharystia to nieodłączne elementy pielgrzymowania. Chyba pierwszy raz zdarza się, że idzie tylko jeden kapłan, ale mniejsza grupa to też mniej obowiązków. Zwłaszcza że ci ludzie wiedzą, po co idą, i z sumiennością sami prowadzą modlitwę różańcową, zajmują się śpiewem – tym tradycyjnym, łowickim, z tekstami, które w większości znają tylko oni. Ja głównie spowiadam, błogosławię, sprawuję Eucharystię, o której wiele w tym roku mówimy, rozważając hasło: „Żyjmy Eucharystią” – mówił na szlaku ks. Robert. Kapłan każdego dnia głosił także konferencje na ten temat.
Każdy znajduje „swoją”
Na szlaku każdego dnia modliła się inna grupa 25 osób. Łącznie 150 pielgrzymów i kilkunastu organizatorów. Wśród nich pan Marian, który z ŁPP związany jest od 36 lat.
– Nie potrafię opisać, co czuję do Matki Bożej i do tej pielgrzymki. To część mojego życia, które zawierzam Maryi. Nie wyobrażam sobie roku bez mojej posługi, obecności na pielgrzymce. W tym roku mogę służyć codziennie, odwożąc i dowożąc pielgrzymów na kolejne punkty wędrówki. Jestem o wiele bardziej zmęczony niż gdybym normalnie szedł, ale wiem, że ten trud jest potrzebny, i wierzę, że Matka Boża doceni tę formę pomocy tym, którzy do Niej zmierzają. Przychodzi dzień, w którym serce samo rwie się na kolejną pielgrzymkę i nie potrafisz tego opanować. Spokój znajdujesz dopiero tu, na szlaku, a spełnienie, ulgę, radość – na Jasnej Górze – mówi pan Marian. Każdy z pielgrzymów pytanych o to, co takiego wyjątkowego ma w sobie „jaskółka”, ma na to własną odpowiedź. Dla jednych to wymiar pokuty, w której najbardziej się odnajdują. Dla drugich to tradycja, której „nie można zatrzymać”. Dla innych szansa na odnowienie relacji z Maryją.
– 366 lat. Tyle już ma ŁPP. Niejedno święto kościelne jest młodsze od naszej jaskółki. To powinna być czerwona karta w kalendarzu – uważa jeden z pątników. – Pielgrzymowanie takie jest. Pójdziesz raz, powiesz, że więcej nie idziesz, a w kolejnym roku pakujesz plecak, bierzesz śpiewnik i ruszasz w drogę, bo wiesz, ile to zmieni w twoim życiu. Każdy znajduje „swoją” pielgrzymkę. Ja wybrałam tę i dziś dziękuję, że mogę być jej częścią – mówi Angelika Chudzyńska, jedna z organizatorek. Mimo wielu pytań, niepewności i wątpliwości samych pielgrzymów, jak i obserwatorów działań ŁPP o tegoroczną wędrówkę, wszyscy cali, zdrowi, z pokorą i zgodnie z reżimem sanitarnym dotarli na Jasną Górę, gdzie przywiał ich bp Wojciech Osial, rodziny i ci, którzy pielgrzymowali duchowo. Wszyscy z nadzieją, że za rok staną przed obliczem Matki razem, po sześciodniowej wędrówce ramię w ramię.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się