– Dnia święceń nie da się zapomnieć. Doskonale wszystko pamiętam, tak jak i spowiedź, której wysłuchał. Święty, święty, święty – powtarza z trudem przykuty do łóżka ks. Henryk Krzeszowski. – Był dla mnie ojcem. Uczę się od niego ofiarować cierpienie za Kościół.
Moment beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego dla wielu kapłanów, osób konsekrowanych, a także świeckich był chwilą upragnioną i oczekiwaną. Pamięć o wielkim prymasie jest nadal żywa nie tylko w Warszawie, w której pracował i został pochowany, czy Częstochowie, którą ukochał, ale także m.in. w Łowiczu, Skierniewicach, Mąkolicach, Imielnie, Głownie, Sochaczewie. W różnych miejscach diecezji o kapłanie przypominają tablice, pomniki, okolicznościowe wystawy, a także wpisy i zdjęcia w kronikach parafialnych. Wszyscy, którzy mieli okazję z nim rozmawiać, pracować, modlić się, przekonują, że zanim Kościół oficjalnie wpisał go w kanon błogosławionych, dla nich już był prymasem z aureolą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.