Spotykamy się dziś z Jezusem wyjaśniającym swoim uczniom w sposób bardzo jasny, przejrzysty i klarowny - choć bardzo obrazowy - źródło zagrożeń, z jakimi wcześniej czy później spotkają się na swej życiowej drodze i z jakimi przyjdzie im się wcześniej lub później po prostu zmierzyć.
Słysząc te ostatnie słowa myślimy w dzisiejszym kontekście o grzechach molestowania najmłodszych, tych najbardziej niewinnych, ufających osobom dorosłym dzieci, o grzechach wołających o pomstę do nieba, ale w tym stawaniu się powodem grzechu chodzi nie tylko o dzieci w sensie fizycznym, ale także o każdego nieugruntowanego jeszcze i – jak to dziecko – raczkującego jeszcze w wierze człowieka, który w swoim życiu wiary potrzebuje z naszej strony wsparcia i pewnego punktu odniesienia. My wszyscy razem jako wspólnota oraz każdy z nas z osobna jako chrześcijanin jesteśmy współodpowiedzialni jeden za drugiego.
Dlatego tak ważne jest nie wchodzenie w dialog ze złem, nie paktowanie z szatanem, nie wdawanie się w dyskusję z pokusą. Zauważmy, jak Pan Jezus umiejętnie od zagrożeń zewnętrznych czyhających na człowieka przechodzi w rozmowie z uczniami do tego, co jest dla nich zagrożeniem wewnętrznym, czyli od tego, co jest zależne od innych, ku temu, co zależy od nich samych.
W wielu przypadkach powodem do grzechu jest nie ktoś inny, lecz moja własna ręka, która czyni to, co jest złe w oczach mojego Boga (por. Sdz 6,1). W wielu sytuacjach to nie ktoś inny jest powodem do mego grzechu, lecz moje własne nogi, którymi podążam w miejsca, w których nigdy nie powinienem się znaleźć. W wielu momentach to nie ktoś inny będzie mi powodem do grzechu, lecz moje własne oczy, które pożądliwie podążają za różnymi śmieciami i brudami tego świata. Jezus, chcący mi autentycznie pomóc, doradza: Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją (Mk 9,43). Jeżeli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją (Mk 9,45). Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je (Mk 9,47).
Do końca życia będę pamiętał spotkanie z pewną kobietą, która po blisko godzinnej rozmowie o sprawach ogólnych, zawodowych – a do tego trochę o wszystkim i o niczym – wyznała, że była już prawie na dnie. Wpadła w pokusę zapijania swoich codziennych problemów. Najpierw zwyczajne lekkie piwko, ale w miarę upływu czasu coraz mocniejsze trunki. Najpierw niewinny jeden kieliszek, ale dość szybko już dwa, tak do pary, trzy i tak dalej. Najpierw sama z sobą, w samotności, potem z tzw. "koleżankami" i "kolegami".
„Zatopiłabym się cała, proszę księdza, gdyby nie pewna osoba, która zauważyła, co się ze mną dzieje. To wcale nie było takie łatwe, ale wiedziałam, że muszę się poodcinać. Najpierw odcięłam się od alkoholu. Wyrzuciłam z domu wszystek, żeby mnie nie kusił swą obecnością. Odcięłam się od środowiska tych, z którymi piłam, bo wiedziałam, że jeśli do nich znowu pójdę, to przegram. Odcięłam się także od miejsc, w których kupowałam alkohol i zaczęłam robić zakupy spożywcze w innych sklepach, które nie wiązały się z wcześniejszym zakupem trunków. Nie było łatwo. Ale pomoc znalazłam we wspólnocie dobrych i wierzących ludzi. Ich bliskość i wiara dodały mi siły, zwłaszcza w chwilach największych słabości. No i życie sakramentami w przyjaźni z Bogiem. Ciągle jeszcze muszę na siebie uważać, lecz dzięki temu wszystkiemu jestem dzisiaj w takim, a nie w innym miejscu oraz w takim, a nie innym stanie”.
Ze względu na jakość mego życia w doczesności oraz ze względu na moje zbawienie i jakość życia w wieczności mam prawo – a nawet mam obowiązek – odcinać się od takiego towarzystwa, które ma na mnie zły i demoralizujący wpływ.
Ze względu na najwyższą wartość poznania Jezusa Chrystusa, mojego Pana (por. Flp 3,8) mam prawo – a nawet obowiązek – stracić wiele, a nawet wszystko i wyzuć się z tych wszystkich rzeczy, jakie są zwykłymi śmieciami (por. Flp 3,8).
Ze względu na zdrowie mej duszy i mojego ciała muszę walczyć o to, aby nie wracać jak pies do swoich wymiocin (por. 2 P 2,22) lub jak umyta świnia do kałuży błota (por. 2 P 2,22).
Lepiej będzie dla mnie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony (Mk 9,43). Lepiej będzie dla mnie jako chromy wejść do życia, aniżeli z dwiema nogami być wrzuconym do piekła (Mk 9,45). Lepiej będzie dla mnie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie (Mk 9,43-47).
I już na sam koniec ważne dopowiedzenie. Nie wystarczy się poodcinać od źródeł zła, chociaż wiemy, że to podstawa każdej autentycznej poprawy i prawdziwego chrześcijańskiego nawrócenia. Oczywiście! Przede wszystkim odwróć się od zła! (por. Ps 34,14), ale jednocześnie zwróć się ku temu, co jest dobre i czyń dobrze! (por. Ps 34,14). Unikaj wszystkiego, co ma choćby pozór zła! (por. 1 Tes 5,22), ale zarazem szukaj pokoju i dąż do niego! (Ps 34,14).
Tak więc ważne jest nie tylko to, od czego muszę się odłączyć, ale ważne jest także to, do czego mam się dołączyć. Jeśli to, do czego mam się przyłączyć jest wspólnotą ludzi wierzących pragnących i szukających życia wartościami chrześcijańskimi, wskazaniami Boga, radami ewangelicznymi i szlachetnymi cnotami, to jestem na dobrej drodze.
Ostatecznie zaś chodzi o to, by odłączając się od tego, co złe, połączyć się ze źródłem dobra, jakie jest w osobowym Bogu. Idzie o to, by odcinając się od zła i grzechu, zostać włączonym i wszczepionym jak latorośl w Winny Krzew i w Jezusie po prostu trwać (por. J 15,4). Odcięcie od zła – tak, jak najbardziej, ale o wiele bardziej wejście w komunię z Tym, który mnie do niej zaprasza.