Urodziny Boga w biskupiej rezydencji

– Święta w domu rodzinnym przeżywaliśmy w bliskości z naturą. Wzruszającym momentem były życzenia i przyjście Dziadka Mroza. Pamiętam też zielony opłatek dla zwierząt. One zawsze bardzo chętnie go przyjmowały – wspomina bp Andrzej F. Dziuba.

Nie jeden raz zajmowaliśmy wolne miejsce przy stołach osób samotnych, rodzin wielodzietnych, małżeństw oczekujących potomstwa. W tym roku naszym Betlejem jest dom biskupa łowickiego. To stąd każdego dnia biskup udaje się na liturgię do katedry, do pracy w kurii, do parafii, seminarium, na uczelnię. Tu też przyjmuje gości, spędza Wigilię i święta.

Najpiękniejszy dzień w roku bp Andrzej F. Dziuba zaczyna wcześnie rano, od Mszy św. roratniej u łowickich bernardynek. Potem wyrusza do wspólnoty Sióstr Bożego Miłosierdzia w Rybnie. Kolejnym punktem programu jest Dom Kapłana Seniora w Sochaczewie. Miejsce to jest szczególnie bliskie sercu hierarchy. To tam 6 lat temu ogłosił nominację ks. Wojciecha Osiala na biskupa pomocniczego diecezji łowickiej, po tym jak bp Józef Zawitkowski przeszedł na emeryturę.

O potrawy i świąteczny wystrój rezydencji potrawy dbają siostry misjonarki.   O potrawy i świąteczny wystrój rezydencji potrawy dbają siostry misjonarki.
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość

W czasie, gdy ordynariusz odwiedza wspólnoty zakonne i kapłanów, w rezydencji trwają ostatnie przygotowania do wieczerzy wigilijnej. Siostry Maria i Anna krzątają się po kuchni, refektarzu, pokojach. Kobiecym okiem zerkają na wcześniej ubrane przez siebie drzewka, przygotowany żłóbek. – Każdego roku w nieco inny sposób stroimy choinkę, stół, kaplicę, pokój księdza biskupa. Zastanawiamy się, jaki kolor w danym miejscu uczynić przewodnim. Chcemy, by co roku było trochę inaczej. Dbamy też o serwetki, stroiki, dodatki – opowiada s. Maria. 

Urodziny Boga w biskupiej rezydencji   Archiwum s. Marii

Wraz z pierwszą gwiazdką do rezydencji przybywa biskup Wojciech Osial.– Kiedy przyszedłem do Łowicza, naprzemiennie z bp. Alojzym Orszulikiem organizowaliśmy w naszych domach wigilie. Uczestniczyli w nich wszyscy biskupi, kapelani i siostry z obu rezydencji. Scenariusz był podobny: modlitwa w kaplicy, życzenia, łamanie się opłatkiem, wieczerza. W tym roku pewnie będzie podobnie. Tylko przy stole będzie nas mniej. Zabraknie biskupów Orszulika i Zawitkowskiego. Nie będzie też tak dużo prezentów. Kiedyś każdy z nas je przygotowywał. Dary były zawsze praktyczne i przydatne. Tak jest zresztą do dziś. Ja najczęściej dostaję ubrania, kosmetyki, rzeczy do pracy, książki, płyty – zdradza bp Dziuba.

Każdego roku ordynariusz wysyła około 400 kartek z życzeniami.   Każdego roku ordynariusz wysyła około 400 kartek z życzeniami.
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość

Ordynariusz pamięcią wraca do dzieciństwa, do świąt w parafiach, do Bożego Narodzenia w Rzymie, a także na Miodowej w Warszawie. – Najstarsze wspomnienia sięgają czasów, gdy żyli jeszcze moi dziadkowie od strony mamy. Rodziców taty nie znałem. Wówczas do stołu siadali: dziadek Walenty, babcia Antonina, tata, mama, brat i ja. Święta przeżywaliśmy zgodnie z tradycją wielkopolską, wiejską. W akt świętowania mocno wpisana była natura: krowy, świnie, drzewa, śnieg, mróz. Ten ostatni, siarczysty, sprawiał, że ciepło świąt czuło się mocno. Oczywiście była też żywa choinka, którą stroiliśmy własnoręcznie zrobionymi ozdobami ze słomy. Nauczyła nas tego babcia. Ona miała do tego dryg. Rodzinne święta wspominam jako czas niezwykle ciepły, spędzany przy naturalnym ogniu w piecu i na choince. Sztuką było tak zawiesić świeczki, by stały prosto i by nie podpaliły drzewka – wspomina bp Dziuba.
Hierarcha przyznaje, że w domu rodzinnym nie było tradycji śpiewania kolęd. Nikt z domowników nie wykazywał w tej kwestii entuzjazmu. – Raczej zachowywaliśmy się jak nieme ryby, ale pamiętam, że podczas wizyty duszpasterskiej ksiądz proboszcz zawsze prosił, bym śpiewał pastorałkę „Graj dutka, graj”. Momentem, do którego chętnie wracam, była chwila, gdy tata wychodził, a przychodził Dziadek Mróz. Wrażenie robiło to wejście, przebranie, a nie prezenty, bo te były skromne, symboliczne. Zabawek z bratem nie dostawaliśmy. Bawiliśmy się tym, co było w domu. Dużym przeżyciem było także nocne wędrowanie w śniegu po kolana na Pasterkę – opowiada biskup. Ordynariusz łowicki nie ukrywa, że przez długi czas, pod względem przeżywanych emocji, święta Bożego Narodzenia były najważniejszymi w roku, większymi niż Wielkanoc.


Więcej w 51 numerze papierowego wydania "Gościa Łowickiego".
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..