W parafii św. Cyryla i Metodego na modlitwie zgromadzili się wierni, którzy często swoje cierpienie, chorobę ofiarowują w intencji pokoju na świecie, nawrócenia grzeszników i potrzebnych łask dla swoich bliskich. Za wstawiennictwem Matki Bożej z Lourdes o zdrowie i uzdrowienie, ulgę w cierpieniu dla chorych i umierających modlili się licznie zgromadzeni wierni.
W piątkowy wieczór 11 lutego, we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes wierni na całym świecie zjednoczyli się na modlitwie w intencji chorych, cierpiących i umierających. W diecezji łowickiej wierni również polecali chorych, ale także służbę zdrowia, wolontariuszy posługujących w szpitalach i hospicjach, rodziny pacjentów.
W parafii św. Cyryla i Metodego w Żyrardowie o uroczyste obchody 30. Światowego Dnia Chorego zadbali księża salezjanie i Stowarzyszenie "Nieść ulgę w cierpieniu" im. św. o. Pio i Matki Teresy.
O poruszającą oprawę Mszy św. zadbała schola, w której nie brakuje wolontariuszy służących chorym.Modlitewne spotkanie rozpoczęło się od nabożeństwa różańcowego i spowiedzi świętej. Skorzystało z niej wielu wiernych. W centrum spotkania była Eucharystia, której przewodniczył ks. Dariusz Kozłowski SDB, proboszcz parafii salezjańskiej. W słowach homilii kapłan odniósł się do orędzia papieża Franciszka na 30. Światowy Dzień Chorego, zwracając uwagę na kilka rad, jak żyć wśród chorych, przebywać i modlić się za nich i z nimi. - Starajmy się zawsze dostrzegać życie pacjenta, jego samopoczucie, odczucia, poglądy, potrzeby a nie widzieć tylko jego chorobę. Potrzeba naszej obecności, czasem tylko i aż obecności - mówił ks. Kozłowski.
Ważnym elementem Eucharystii był sakrament namaszczenia chorych, z którego skorzystali niemal wszyscy obecni wierni. - To nie jest sakrament dla umierających. On jest dla każdego z nas Dla tych, którzy zmagają się z fizycznym cierpieniem, ale i dla tych, którzy potrzebują duchowego uzdrowienia. Jezus wie, gdzie i jak zadziałać - mówi Teresa Kmiecik. - Dziś przyszłam tu głównie z intencją uzdrowienia mnie na duszy, zabrania ciężarów, lęku, ale gdyby Pan zechciał uzdrowić mnie z nadchodzącej ślepoty - będę Mu dozgonnie wdzięczna. Jeśli jednak zdecyduje zabrać mi jeden zmysł to wierzę, że ma w tym plan dla mnie - dodaje.
Podczas uroczystej Eucharystii nie brakowało wzruszających momentów. Jednym z nich była procesja z darami. Na ołtarzu parafianie złożyli chustę św. Weroniki, kule ortopedyczne, chleb i wino a także ręcznie wykonane anioły, które zostaną przekazane podopiecznym hospicjum w Żyrardowie.
W darach do ołtarza wierni zanieśli anioły ręcznie robione przez wolontariuszy koła Caritas ze szkoły w Osuchowie.Równie wymowne było indywidualne błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem na zakończenie modlitewnego spotkania. - Gdy ksiądz poprosił byśmy w rzędzie uklęknęli przed ołtarzem, a on do każdego podejdzie myślałam, że będziemy podchodzić "ławkami", a nagle zrobił się ogromny tłum. Łzy same pociekły, bo zdałam sobie sprawę, że tak, jak w Ewangelii, w przypowieści o uzdrowieniu paralityka (Mk 2, 1 - 12) tak my dziś zebraliśmy się tłumnie, by być blisko Niego, by nas dostrzegł i uzdrawiał - wszystkich razem i każdego z osobna - mówi Małgorzata Kobierecka. - Wracam do domu pełna wzruszenia, ale poniekąd uzdrowiona, bo serce ogarnął spokój i poczucie, że wszystko będzie dobrze, bo On jest - dodaje.
Modlitewne spotkanie zakończyło się indywidualnym błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem.Wśród zgromadzonych nie zabrakło małżeństw, rodziców z dziećmi, osób starszych, ale i młodzieży. - Prawda jest taka, że chorują coraz młodsi. Dzieci, młodzież, "młodzi dorośli". Mnie też się przytrafiło. Nie umieram, a przynajmniej nie za chwilę, ale będę wiele lat zmagał się z chorobą. Medycyna swoją drogą, ale nie zaszkodzi przypomnieć się Panu Bogu, że chciałbym jeszcze pograć w piłkę, znaleźć dobrą pracę, pokłócić się z żoną o drobnostki, by za chwilę pogodzić się i pójść z nią na spacer. Ufam, że będzie mi dane, po to też tu jestem - mówi Mateusz.
Żywym świadectwem orędzia papieża Franciszka i słów ks. Dariusza, że czasem wystarczy tylko być są małżonkowie Danuta i Zdzisław. - Młodzi to byliśmy kilkadziesiąt wiosen temu i wtedy żadne z nas nie myślało o starości, chorobach, cierpieniu. Aż wszystko nadeszło. I teraz tak prowadzamy się "kulawa z głuchym". Po wypadku mam potrzaskany kręgosłup, poruszam się z trudem, zazwyczaj o kuli i wsparta na wciąż silnym ramieniu mojego męża, który słyszy co drugie słowo. Wiek swoje robi - mówi pani Danusia. - Słyszę to, co najważniejsze. Naszą wspólną, codzienną modlitwę za siebie. Nigdy nie wiemy, co Pan Bóg nam da. My od 48 lat przyjmujemy razem wszelkie szczęścia, ale i problemy. Miłość, modlitwa i zaufanie Panu Bogu uzdrawia naszą codzienność, a ciało... no cóż. Pan Bóg wie, co robi - dodaje pan Zdzisław.