CUD tłumaczą: Czas Uważnić Dobro. Wolontariusze z darczyńcami znowu pokazali, że są ponad podziałami, a jedyne, co chcą dzielić, to dobro, miłość i pomoc.
Żyrardów, Sochaczew, Łowicz, Skierniewice, rejony opoczyński, rawski, brzeziński, kutnowski, łęczycki... Między Łodzią a Warszawą nie było miejsca, w którym 10 i 11 grudnia Szlachetna Paczka nie wyruszyła w drogę. Weekend Cudów, jak od lat nazywany jest finał akcji, to rewolucja w życiu trzech grup – obdarowanych, darczyńców i wolontariuszy. A cudów jest więcej, niż się spodziewano.
Uszlachetniać i uważniać
Historie rodzin, które zostały zgłoszone do projektu, w sieci krążyły od początku listopada. – Głównie po to, by darczyńcy mogli wybrać potrzebujących i zorganizować paczkę, ale to zawsze ma drugie dno – zdać sobie sprawę, że bieda, trudności finansowe, choroby, niepełnosprawność są obecne, częste i obok nas. Szlachetna Paczka to czas, w którym wyjątkowo powinniśmy skupić się na „uważnianiu” – drugiego człowieka, jego potrzeb, trudności. Za dużo unieważniania wokół nas, trzeba to zmienić – mówi Dorota Burzyńska, wolontariuszka z Teresina. Na zmiany najbardziej czekają rodziny, które biorą udział w akcji. Na przykład pani Helena, której renta wystarcza tylko na pokrycie kosztów utrzymania domu i żywność na 2 tygodnie.
– Ale nie mówimy tu o pełnowartościowym posiłku czy jedzeniu 3 razy dziennie. Pani Helena ma 4,50 zł na posiłek dziennie. Przy tych cenach, inflacji, drożyźnie to albo bochenek chleba, albo bułka i dwa plasterki słabej jakości wędliny – wyjaśniają wolontariusze. Takich historii jest więcej. Niepełnosprawność syna w wyniku wypadku, śmierć głównego żywiciela rodziny, pożar domu... – Czasem wszystko jednocześnie. Dla nas najtrudniejsze są spotkania twarzą w twarz z rodzinami, wywiady, rozmowy i zderzenie się z tym, że czasem trzy domy dalej mieszka ktoś, kto potrzebuje naszej pomocy, a my tego nie dostrzegamy – mówi Magdalena Jurczyk, wolontariuszka. – Paczka, jeśli kogoś uszlachetnia, to nas – wolontariuszy i darczyńców. Pozwala otworzyć oczy, dłonie i serca i stać się trochę lepszym człowiekiem – dodaje.
Wsparcie liczone w tysiącach
W regionie w Weekend Cudów pomoc otrzymało prawie 500 rodzin. Jak podkreślają koordynatorzy sztabów i wolontariusze, statystyki są stabilne. – Rzekłbym, że rodzin ani nie ubywa, ani nie przybywa. Zdarza się, że pomagamy kolejny rok tej samej rodzinie, ale z założenia to nowe osoby, nowe historie – mówi pan Jerzy, wolontariusz. Pojawiają się także nowi darczyńcy. – Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się pomóc. Zebraliśmy grupę przyjaciół i zorganizowaliśmy paczkę. Założenie było nieco inne, ale potrzeby rodziny zmieniły nasze podejście. Trochę wstyd się przyznać, ale zakładaliśmy, że ogarniemy trochę suchej żywności, wymarzone prezenty i będziemy superludźmi.
Zweryfikowała to historia pani Marzeny i jej dzieci, w tym 4-miesięcznej Lenki. Kolory nam trochę zbladły, a rzeczywistość ściągnęła do parteru, gdy okazało się, że to nie paczka makaronu rozwiąże sprawę, a wózek dla dziecka, opał na zimę i sprzęt rehabilitacyjny dla maluszka – mówią Sylwia, Karol i Dominika Gwiazdowie – rodzina darczyńców z Żyrardowa. Ci, którzy lubią ludzi i chcą pomagać, przyznają, że robi się to coraz bardziej wymagające. Nie ukrywają, że wpływ na to ma inflacja i panująca drożyzna. – Cztery lata temu tysiąc złotych na paczkę dawało wiele możliwości. W tej chwili to śmieszne pieniądze. Potrzeba zaangażowania większej liczby osób, by pomóc, ale by i nasz domowy budżet nie odczuł tego zbyt mocno. Udaje się, ale zdecydowanie o to trudniej – mówi Krzysztof, darczyńca.
Na szczęście dobrych ludzi nie brakuje. Wśród nich są strażacy, harcerze, społecznicy, wspólnoty parafialne, szkolne koła wolontariackie, którzy bez wahania w weekend zakładali czerwone koszulki i oznakowanymi samochodami ruszali z magazynów, powstających w halach sportowych, ośrodkach kultury i sztuki, remizach strażackich, restauracjach czy szkołach, do rodzin w regionie. – Kursów było kilkadziesiąt, ale kto by to liczył, widząc setki uśmiechów! To wynagradza wszelkie poniesione koszty. O nich dziś nie rozmawiamy – dziś jesteśmy szlachetnie szczęśliwi. Dzielmy się tą radością i dobrem, a reszta niech będzie bez podziałów – apelują strażacy ochotnicy.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się