– Najpierw w kościele, a potem ze sceny usłyszałam pytanie, które mnie zelektryzowało. Wiem, że nie zadał go ani ksiądz, ani aktorzy. To On mnie zapytał, czy aby na pewno chcę, by do mnie przyszedł, a jeśli tak to, po co. Wiem, że muszę się zmierzyć z odpowiedzią na nie tak na serio i bardzo szczerze – wyznała pani Dorota.
Świętowanie urodzin Jezusa bez skupienia się na Jubilacie to doświadczenie dobrze znane wielu wierzącym. Wielkie sprzątanie, drogie dekoracje, wyszukane prezenty w połączeniu z chronicznym brakiem czasu sprawiają, że gubimy istotę świąt i nie zauważamy momentu narodzin Boga. Jak nie przegapić Tego, który przychodzi w słabym, chorym, potrzebującym człowieku, opowiedzieli podczas refleksyjnego spektaklu członkowie rady parafialnej z Korabki. Ich przekaz tym bardziej był mocny, że na co dzień angażują się w pomoc potrzebującym.
Sztuka z przesłaniem
Po raz kolejny salka w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Łowiczu wypełniła się po brzegi spragnioną przeżyć publicznością. Po scenach w czasie Orszaku Trzech Króli, inscenizowanej Drodze Krzyżowej i wystawianej czterokrotnie przezabawnej „Królewnie Śnieżce” aktorzy nie spoczęli na laurach. Zachęceni entuzjastyczną reakcją publiczności z jeszcze większym rozmachem i kunsztem przygotowali kolejne przedstawienie. Tym razem był to spektakl „Gość Oczekiwany”. Jego akcja koncentrowała się wokół odwiedzin, jakie zapowiedział tytułowy Gość –Jezus. Przybycia Pana równie niecierpliwie oczekiwali wiejski gospodarz Józef Kurek, jak i bogaty młynarz. Zamiast Mistrza, do domu Kurków przybył dziad Walenty. Gościnni gospodarze podjęli przybysza. Ten, odchodząc, przywrócił wzrok ich córce, uleczył chorą gospodynię i zostawił górę pieniędzy. Bóg odwiedził także dom młynarza. Zrobił to w osobie ubogiej sieroty, która prosiła o schronienie przed burzą. Dziecko zostało przepędzone i poszczute psami.
Wkrótce gwałtowna burza porwała dom i rodzinę młynarza. Opowieść o ludzkich postawach wobec najwyższych wartości, o głębi wiary, nadziei i pokorze, pysze, zachłanności, głupocie, a także karze, nagrodzie i Bogu, który chce przychodzić do każdego bez wyjątku, wywołała w sercach publiczności nie tyko wzruszenie, zachwyt, ale i skłoniła do refleksji. – To było coś niesamowitego. Dla mnie to głęboka lekcja życia. Ten przekaz był bardzo ważny i potrzebny, bo często patrzymy na świat tylko ze swojej perspektywy – podkreśliła Kinga Dzik. Podobnego zdania była Henryka Pałyga. – Jestem pod wielkim wrażeniem. Ileż oni włożyli pracy w to, by nam pokazać, że Jezus przychodzi do nas w drugim człowieku! Jestem poruszona i przejęta. Myślę, że końcówka Adwentu, ale i święta będą przez to inne – przyznała pani Henryka.
Wszystko dla wyższego celu
Scenariusz w oparciu o dramat Zofii Kossak-Szczuckiej przygotowała i wyreżyserowała Magdalena Sierota. W sztukę zaangażowanych było 26 osób, które przez ponad trzy miesiące doskonaliły dykcję, grę i kreację postaci. Dla większości aktorów gra nie była debiutem. Wszyscy bez wyjątku przyłożyli się do zadania po mistrzowsku. W rolę Józefa Kurka wcieliła się Anna Kaźmierczak, a młynarza Filipa – ks. Roman Sękalski, wikariusz i opiekun grupy.
– Grając młynarza, czułem się grzesznikiem – wyznał ks. Sękalski. – Nie ukrywam, rola była wymagająca. Musiałem zagrać kogoś, kto żyje jak żyje i nawracać mu się nie chce. Podczas gry, ale i przygotowań sam wiele zyskałem i się nauczyłem. Podziwiałem zapał i talent wszystkich aktorów. Oni robili to wszystko dla wyższego celu. Zrezygnowali w tym czasie z wielu spraw: z odpoczynku, odłożyli sprzątanie, szukanie prezentów, po to, by innym i sobie nawzajem przypomnieć, co jest najważniejsze, na kogo warto czekać. Miłość spotkała się z Miłością i to dało taki efekt – dodał kapłan. Jak podkreślili aktorzy, czas spędzony na przygotowaniach, a późnej na spektaklu dla nikogo nie był stracony.
– Chcieliśmy pokazać, że dziś ciągle pędzimy, że brakuje nam czasu, a przez to zapominamy, na Kogo czekamy. Żyjemy od wakacji do wakacji, od świąt do świąt, od przygotowania do przygotowania, a zapominamy o Najważniejszym. Naszym przedstawieniem chcieliśmy zatrzymać naszych parafian, wskazać na Tego, który ma przyjść – tłumaczyła M. Sierota. – Przygotowania i gra były dla nas swojego rodzaju niezwykłymi rekolekcjami. Ciągle coraz lepiej się tu poznajemy, cały czas patrzymy na siebie głębiej, zawieramy przyjaźnie między sobą. To wszystko pomaga nam służyć, bardziej kochać i wierzyć – dodała Angelika Chudzyńska, grająca Hankę. Warto wspomnieć, że sztuka korespondowała z naukami rekolekcyjnymi, które tego dnia rozpoczęły się w parafii.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się