Tegoroczne EDK w całej Polsce były rekordowe. Duże zainteresowanie wędrówką na ponad 40-kilemetrowej trasie, w nocy, w ciszy zaskakiwało organizatorów. Tak było m.in. w Łowiczu, gdzie po raz pierwszy zorganizowano wydarzenie. Wzięło w nim udział ponad 180 osób. Liczby wahające się od 150 do 250 uczestników pojawiły się także w Skierniewicach, Głownie, Sochaczewie. Żyrardowie. Jutro kolejne EDK wyruszą z Rybna, Żychlina i Iłowa.
Biorąc pod uwagę statystykę minionych i przewidywania jutrzejszych Ekstremalnych Dróg Krzyżowych w diecezji łowickiej, na ponad 25 tras z kilkunastu miejscowości wyruszyło ok. 2 tysięcy wiernych. Co roku przybywa osób, które wychodzą ze swojej strefy komfortu, by - niezależnie od warunków atmosferycznych - wziąć krzyż i naśladować Chrystusa. W diecezji powstają też drogi na wzór EDK, liczące ok. 25 km, w których udział można wziąć indywidualnie, ale i grupowo - jednak wciąż w milczeniu i rozmodleniu.
"Krótkie" EDK wyruszyły w ubiegły piątek z Łęczycy, Bełchowa, Kiernozi czy Skierniewic (organizowana przez ZS im. ks. S. Konarskiego). Wielu zdecydowało się iść pierwszy raz. Jednak nie brakuje też stałych uczestników.
Na EDK po raz ósmy wybrała się Joanna Goryczka z okolic Sadkowic. - Tym razem szłam z Łowicza. Co roku wybieram inne trasy, z innych miejscowości, bo chcę, by prawdziwie prowadził mnie Chrystus. Nieznany teren, nieznajome krajobrazy są dla mnie metaforą wyjścia na pustynię. Dałam się poprowadzić, choć nie było łatwo. Pierwsze zwątpienie nastąpiło przy V stacji. Nerwy, adrenalina, stres zaczęły odpuszczać, a wtedy ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Ogromny ból głowy i brzucha, ale nie chciałam się poddać. Obok pojawiła się Marta, która pomogła mi dojść aż do końca. To był mój Szymon Cyrenejczyk, z którą w milczeniu nawiązałam piękną relację. Po EDK spotkałyśmy się, by porozmawiać i śmiem twierdzić, że to Bóg nas połączył na tej drodze - mówi.
Świadectwem dzieli się także Roman. - Dałem się namówić przez kumpli. Trenujemy razem - bieganie, rower, pływanie. Mam za sobą 3 maratony. Więc spokojnie podszedłem do zadania. Fizycznie nie mogę narzekać, jest ok. Może odrobinę stopy dają mi się we znaki. Z przemarzniętymi nieco wolniej się chodzi. Podzielę się tym, co przeżywam duchowo, ale proszę wybaczyć mi łzy i łamliwy głos. W środku moje wewnętrzne dziecko właśnie krzyczy. Chrystus dotknął najboleśniejszych ran, tych z dzieciństwa, zadawanych przez ojca - nie fizycznie, a słowem. Dziś Jego słowo leczy, przytula, koi - mówi.
Karol przyznaje, że EDK łamie człowieka. - Na co dzień, pracując w korporacji, jestem nie do zdarcia. Zawsze przygotowany, zorganizowany, "wzniecam ogień - gaszę pożary". Ekstremalna to mój czas zatrzymania, poprzestawiania trybików w głowie. Tu jestem pyłem, puchem marnym, małym chłopcem, którego ktoś musi poprowadzić. Czekam na to jak na zbawienie, bo może to głupota, ale w innym czasie niż Wielki Post, taki wysiłek, wyjście na pustynię nie działa - mówi uczestnik EDK z Głowna.
Jutro - 31 marca - wyruszą ostatnie grupy wiernych. Tym razem z Rybna, Iłowa i Żychlina. Ponownie powędrują także wierni z innych parafii, w małych grupach, na krótszych trasach. Tak jak parafianie z Bełchowa, którzy swoją EDK 24 marca zakończyli pod pomnikiem św. Jana Pawła II przy kościele parafialnym. Składając swoje krzyże, prosili, by "ich papież" czuwał nad nimi, prowadził i był nadal wzorem świętości.
Pod pomnikiem św. Jana Pawła II uczestnicy złożyli swoje krzyże.- Rodzi się taka duchowa potrzeba, by iść, by się wyciszyć. Poza tym, inaczej odbiera się rozważania Drogi Krzyżowej, gdy prawdziwie się ją przechodzi. Było kilka słów, które dotknęły dosadnie, kilka takich, w których można było znaleźć ukojenie, i takie, które dały światło, by przemyśleć, co wymaga naprawy - mówi pani Bogusia z Bełchowa.