W Wielki Czwartek wyraźniej wybrzmiewają słowa: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba”.
W Starym Testamencie znajdziemy wiele postaci, które są figurami Mesjasza. Chrystus, według Melitona z Sardes, jest tym, „który w Ablu był zabity, w Izaaku związany, w Jakubie ziemi obcej służący, w Józefie sprzedany, w Mojżeszu porzucony, w baranku złożony na ofiarę, w Dawidzie prześladowany, w prorokach zelżony”.
Jezus jest nazwany „drugim Adamem”. Adam przyniósł grzech i śmierć, a Chrystus – zbawienie i życie. Już św. Augustyn zauważył, że litery tego hebrajskiego słowa oznaczającego „człowieka” są symbolem nie tylko czterech stron świata, ale i dezintegracji: Arktos (północ), Dysis (zachód); Anatole (wschód); Mesembre (południe). Dzięki Chrystusowi historia zatoczyła koło. W „ogrodzie” doszło do zranienia śmiercią, ogród stał się miejscem zmartwychwstania. W ogrodzie syk węża wprowadził ludzkość w śmierć, w ogrodzie Mesjasz zamknął „usta” demonowi, „naprawił to, co Adam zgubił”. Figurami Chrystusa są Abel – sprawiedliwy, niewinny pasterz, Melchizedek – kapłan i król Szalemu, Józef Egipski – odrzucony i wywyższony, sprzedany przez braci za srebrniki (na pomysł wpadł, uwaga!, Juda), czy Dawid. Gdy czytam opis jego walki z Goliatem („wyjąwszy kamień, wypuścił go z procy, trafiając Filistyna w czoło”), myślę o słowach św. Łukasza piszącego o pocącym się krwią Jezusie, który w ogrodzie Gat Szemanim (hebr. „tłocznia oliwek”) oddalił się na odległość „około rzutu kamieniem” (22,41). Syn Dawida toczył walkę na śmierć i życie.
Święty Jan ściśle powiązał mękę Jezusa ze świętem Paschy. Słowo Pesach oznacza nie tyle „przejście”, ile „ominięcie”. Anioł śmierci omijał domy, których odrzwia i nadproża oznaczone były krwią jednorocznego baranka. Do dziś Żydzi, którzy świętują Paschę, mówią o sobie jako o uczestnikach Wyjścia, a gdy syn pyta ojca o powód świętowania, słyszy: „Dzieje się tak ze względu na to, co uczynił Pan dla mnie w czasie wyjścia z Egiptu”. Pascha była największym z trzech świąt pielgrzymich judaizmu, gdy każdy mężczyzna musiał udać się do Miasta Pokoju. Rabini zabierali wówczas uczniów do Jerozolimy. Podobnie uczynił rabbi Jeszua, wziął do „sali na górze” swą dwunastkę, którą formował przez trzy lata. Czy apostołowie, słysząc: „To jest kielich krwi mojej”, domyślali się, że kładzie ona kres ofiarom składanym w świątyni? Skoro krew jednorocznego baranka skutecznie zatrzymywała anioła niszczyciela, to jak potężną moc ma krew Bożego Syna! „Mamy, bracia, pewność, iż wejdziemy do Miejsca Świętego przez krew Jezusa” – pisał o „Nowym Mojżeszu” autor Listu do Hebrajczyków.
W Wielki Czwartek wyraźniej wybrzmiewają słowa: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba”. Mojżesz zapewniał Żydów: „Bóg wzbudzi ci proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie”, a tradycja żydowska widzi w tych słowach zapowiedź Mesjasza. I Mojżesz, i Jezus urodzili się zagrożeni przez morderczego despotę, który nakazał rzeź niemowląt. Mały Jeszua udał się na przymusowe „wczasy” do kraju piramid. „Pan powiedział przez Proroka: Z Egiptu wezwałem Syna mego” (Mt 2,14). Obaj byli odrzuceni „przez swoich”, a przyjęci przez pogan (Mojżesz schronił się na ziemi Madianitów). Obaj pościli przez 40 dni i nocy, obaj ogłosili „prawo” na górze. Jak symbolicznie brzmi opowieść z Księgi Wyjścia o gorzkich wodach w Mara, które stały się słodkimi po wrzuceniu do nich… kawałka drewna. To przecież prorocza zapowiedź krzyża, w który, jak śpiewamy w Gorzkich Żalach, wbite były słodkie gwoździe.