Pomyśl, że On umierał z modlitwą na ustach. Ale wypowiedział też inne słowa – „Pragnę” i „Wykonało się”.
To zrozumiałe, że w Wielki Piątek strach jest najsilniejszy. Tutaj, na szczycie Golgoty, może wręcz paraliżować, popychać do ucieczki, wywoływać nerwowe, nieprzewidziane reakcje. Spróbuj jednak spojrzeć na ostatnie godziny życia Jezusa oczami Ojca. Zanim staniesz nad grobem i pozwolisz, by w przeszywającej ciszy dotarło do ciebie, że jest on naprawdę pusty, zatrzymaj się przy krzyżu. Wejdź w dramat tej godziny.
Wiedz, że Bóg patrzy z nieba. Możesz nawet wyobrazić sobie, że Jego łzy spadają na Golgotę – jak w filmie „Pasja”. Najważniejsze jednak, byś wiedział, że nie jesteś sam. Wokół są inni, podobni do ciebie. Uczestniczą w tych wydarzeniach w podobny sposób – zanurzeni w nich, przygnieceni ich ciężarem, niezdolni spojrzeć dalej niż horyzont chwili. Ogarnięci tym samym spojrzeniem Ojca.
Może czujesz się jak Szymon z Cyreny. Towarzyszył Jezusowi w drodze na Golgotę, choć nie wiadomo, czy dotarł z Nim na szczyt. Początkowo był obojętny, przymuszony przez żołnierzy do dźwigania drewnianej belki. Ale w pewnym momencie, niosąc krzyż, spojrzał na Jezusa. Ich spojrzenia się spotkały. „Patrzenie Boga jest miłowaniem” – jak pisał św. Jan od Krzyża. To mógł odkryć Szymon. Ta siła zaczęła go przyciągać. Może wtedy usłyszał w swoim sercu: „Nie cofnąłem się przed tym krańcowym doświadczeniem, podjąłem je dla ciebie”. Może też zrozumiał, że jego powrót z pola właśnie w tym czasie nie był przypadkiem. W zaproszeniu do udziału w drodze pobrzmiewały słowa: „Pójdź za Mną”. Ktoś zaplanował to spotkanie.
Może jesteś jak te kobiety, o których pisze św. Łukasz (23,49) – towarzyszyły Jezusowi, ale zatrzymały się w oddali. To nie najgorsze miejsce. Ale może warto podejść bliżej, przyjąć postawę Maryi, umiłowanego ucznia i dwóch innych kobiet, które stały pod krzyżem. Być wystarczająco blisko, by usłyszeć ostatnie słowa Jezusa.
Pomyśl, że On umierał z modlitwą na ustach. Ale wypowiedział też inne słowa – „Pragnę” i „Wykonało się”. Czego Jezus pragnął? Przecież to nie tylko wołanie spragnionego człowieka. Nie tylko pragnienie uśmierzenia bólu. Może to tęsknota za Ojcem? Może palące pragnienie naszego zbawienia? A może pragnienie, by wszyscy właśnie pod krzyżem znaleźli odpowiedź na pytanie o sens śmierci? To jedno słowo wypowiedziane na krzyżu pokazuje odwieczny plan.
To pragnienie, by wciągnąć człowieka w tajemnicę życia silniejszego niż śmierć. Aby dać się jej pociągnąć, trzeba podejść aż tutaj, pod sam krzyż. I tam usłyszeć to słowo, dać się porwać ku górze, do Ojca. „Gdy zostanę wywyższony nad ziemię, przyciągnę wszystkich do siebie” – mówił Jezus. Najpierw jednak zgodził się na uniżenie.
Jeśli nie uciekniesz z Golgoty, zaczniesz rozumieć, że Ojciec uczestniczy w dramacie Syna. Wówczas łatwiej będzie ci spojrzeć inaczej na wszystkie dramaty twojego życia, szczególnie na ten nieunikniony – dramat własnej śmierci. Ostatecznie chodzi o to, by każde pytanie o nią prowadziło do wiary w miłość. Miłość, która zstąpiła z nieba i stała się darem. Miłość, która mówi: „Chcę, żebyś ze Mną był”.