Na początku był orkisz

Roman Tomczak; GN 23/2012 Legnica

publikacja 10.06.2012 07:00

Przed miesiącem Benedykt XVI oficjalnie kanonizował św. Hildegardę z Bingen, średniowieczną mistyczkę i uzdrowicielkę. Zapowiedział także, że w październiku ogłosi ją doktorem Kościoła. – Może nareszcie świat pozna bliżej tę niezwykłą postać – mówi Alfreda Walkowska, która w Legnicy założyła jedyne w Polsce Centrum św. Hildegardy.

Na początku był orkisz Św. Hildegarda z Bingen z roku na rok zdobywa serca Polaków. Dotąd niemal nieznana nad Wisłą, gromadzi już wokół swojego kultu tysiące osób. Miejscem, z którego zaczął szerzyć się jej kult, jest Legnica. Na zdjęciu kadr z filmu „Vision”, opowiadającego o życiu św. Hildegardy. Mat. prasowy

Hildegarda urodziła się w połowie średniowiecza  nad Renem, w ówczesnym Cesarstwie Niemieckim. Pochodziła ze szlacheckiej rodziny frankońskiej, nic więc dziwnego, że już w wieku ośmiu lat oddano ją do klasztoru benedyktynek w Disibodenbergu. W 1136 r. została tam przeoryszą. Od tego czasu rozpoczęła reorganizację konwentu, aż do jego przeniesienia do Rupertsbergu. Była nie tylko reformatorką. Od trzeciego roku życia miała wizje, podczas których komunikowała się z Bogiem. Napisała kilkadziesiąt utworów muzycznych i traktatów naukowych. Korespondowała z cesarzem i papieżami. Była pionierką ziołolecznictwa, w którym najważniejsze miejsce przeznaczyła orkiszowi. Za zasługi dla Kościoła, w 1227 r. rozpoczęto jej proces kanonizacyjny, który – z różnych przyczyn – zakończono dopiero przed miesiącem. W Polsce ta niezwykła postać była dotąd prawie zupełnie nieznana. Po raz pierwszy głośno i konsekwentnie zaczęto mówić o św. Hildegardzie w Legnicy.

Narodziny „hildegardowego człowieka”

Kiedy w 1985 r. Alfreda Walkowska wyjeżdżała z rodziną do Niemiec, wszyscy myśleli, że to już na stałe. Ale kilka lat później u pani Alfredy pojawiły się pierwsze symptomy groźnej choroby. Bez wahania zdecydowała, że pójdzie z pielgrzymką do Neviges – słynącego cudami sanktuarium Maryi Królowej Pokoju. Bo też i cudu potrzebowała ta emigrantka, żona i matka dwójki dzieci. – Musiałam być zdrowa. Musiałam żyć, żeby pracować, wychowywać dzieci i zajmować się domem – wspomina po latach. Na drugi dzień po powrocie z Neviges, u Walkowskich zadzwonił telefon. – Znajoma pytała, czy próbowałam ziół św. Hildegardy. Nie próbowałam. Więc zaczęłam – opowiada Alfreda Walkowska.

Zaczęła od wertowania literatury, dostępnej w bibliotece uniwersyteckiej w Bochum. Potem przyszedł etap badań empirycznych, czyli próbowania ziół na sobie. Za pomocą średniowiecznych recept benedyktyńskiej ksieni powrót do zdrowia następował nieoczekiwanie szybko. Po konsultacjach z lekarzami („bezwzględna poprawa zdrowia”) wyniki fascynowały ją jeszcze bardziej. W ciągu tego czasu, jak sama mówi, została „hildegardowym człowiekiem”. Cud jednak nie byłby cudem, gdyby chować go dla siebie. Po dwóch latach od tych wydarzeń zdecydowała, że wraca do Polski. Był czerwiec 1994 r.

Samotność pioniera

Z Niemiec, oprócz rodziny, zabrała ze sobą nasiona orkiszu – w Polsce nie do dostania. Zasiała go na rodzinnym polu matki. Orkisz rósł, a Alfreda Walkowska poznawała dalej postać świętej z Bingen. – Bo Hildegarda to nie tylko zioła, leczenie ciała i zdrowe diety. To także duchowość – złożona i prosta jednocześnie. Głęboka, ale z łatwością trafiająca do każdego człowieka – uważa. Jej misja mówienia o Hildegardzie skazała ją jednak przez jakiś czas na samotność. Ludzie podchodzili do jej rewelacji co najmniej z lekceważeniem, jeśli nie z pogardą. Tylko poprawa zdrowia wielu osób i dobre owoce tego działania, dawały jej siłę do trwania przy Hildegardzie. Różnie było nawet w Kościele, choć Hildegarda już od wieków była jego błogosławioną. Jednym z pierwszych, którzy poznali się na wielkości hildegardowego przesłania i skorzystali z niego, był nieżyjący już ks. dr Marek Adaszek, ojciec duchowny legnickiego seminarium. Potem dołączył jeszcze ks. dr hab. Bogusław Drożdż, dyrektor seminaryjnej biblioteki. Ks. Adaszek miał swój udział w pojawieniu się pani Alfredy w ogólnopolskiej telewizji publicznej. – Opowiadałam w studio o świętej i jej receptach na zdrowie. To było programie pt. „My, wy, oni”. Mój przekaz nareszcie poszedł w świat. Posypały się zaproszenia do innych stacji i telefony od dziennikarzy. Odetchnęłam, z zadziwieniem patrząc na wyjątkowo szybko pojawiające się wyzwania – wspomina A. Walkowska.

W tym czasie na polu jej matki dojrzewał orkisz, barwiąc je na czerwono. Trzeba było zgłosić w odpowiednim urzędzie, że hoduje się tu to zboże. W urzędzie odpowiedziano, że zgłoszenia nie przyjmą, bo orkisz w Polsce nie rośnie. – Rośnie – przekonywała pani Alfreda. – Na moim polu! Urzędnicy jej nie uwierzyli.

Kolejka do postu

Po tych wszystkich latach pionierskiej „harówki na ugorze” Alfreda Walkowska zrozumiała, że aby dalej propagować idee Hildegardy, trzeba pisać książki. – Na przekłady nie miałam ani sił, ani pieniędzy. Zaczęłam więc od broszur. Pierwszą książką był „Powrót do harmonii” – wspomina. – Wtedy osób szukających zdrowia było bardzo wiele. Właściwie każdego dnia coraz więcej. Wszyscy chcieli pomocy z „apteki” św. Hildegardy. Dawałam im ją, ale razem z jej duchowością. Dziś mogę z wszelką odpowiedzialnością powiedzieć, że te kuracje pomogły wielu ludziom. Ilu? Nie wiem. Straciłam rachubę.

W tym czasie w promocję wielkiego dzieła Hildegardy zaczęła angażować się parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa i jej proboszcz, ks. Jan Gacek. Zaczęły się spotkania i krótkie rekolekcje połączone z degustacją orkiszowych przysmaków. Pojawiły się, odprawiane do dziś raz w miesiącu, Msze św. dla osób skupionych wokół kultu św. Hildegardy. W parafii powstał obraz z wizerunkiem św. Hildegardy. Do dziś jedyny w Polsce. W tym czasie już nikt nie wyobrażał sobie diecezji bez pani Alfredy, a właściwie – bez św. Hildegardy. W dzieło propagowania wiedzy o świętej z Bingen, od kilku lat wpisuje się także współpraca z Benedyktyńskim Instytutem Kultury, prowadzonym przez zakonników z Tyńca pod Krakowem. Natomiast u sióstr elżbietanek w Krzeszowie można dwa razy do roku skorzystać z „Postu ze św. Hildegardą”. W kolejce ustawiają się ludzie nawet z drugiego końca Polski.

Najtrudniejszy pierwszy krok

– Do tego, żeby na poważnie zająć się propagowaniem kultu świętej w Polsce, kraju, który prawie nic o niej nie wie, trzeba dojrzeć. Mówi się, że nie ma co dyskutować z Duchem Świętym, bo posyła człowieka, gdzie sam zechce. Ale ja przez jakiś czas dyskutowałam, broniłam się. W końcu, w najbardziej chyba dla mnie dramatycznym okresie mojego życia, musiałam wybrać: albo to wszystko rzucić, albo zająć się na serio – wspomina Alfreda Walkowska. Dziś podczas szkoleń wydaje specjalne certyfikaty osobom, które chcą przejąć od niej pałeczkę, i propagować dzieło Hildegardy w swoich miejscowościach. Wśród tych osób są także lekarze o różnych specjalnościach i farmaceuci. W tej chwili z inicjatywy pani Alfredy powstają publikacje i wydawane są tłumaczenia dzieł św. Hildegardy. Zorganizowana została „apteka-sklep”, w której można kupić specyfiki, zalecane przez świętą z Bingen. Nie byłoby to możliwe, gdyby przed sześcioma laty nie powstało Polskie Centrum św. Hildegardy z siedzibą w Legnicy. – W pewnym momencie trzeba było zacząć działalność gospodarczą, zarabiać na to, co chcemy dalej robić – tłumaczy A. Walkowska. Tak powstała „apteka-sklep” oraz Stowarzyszenie Krąg Przyjaciół św. Hildegardy. Mimo tych wszystkich  zabiegów, mimo lat propagowania idei mądrego postępowania z własnym ciałem i duchem, mimo ogromnej liczby osób, którym pomógł orkisz i inne zioła, nadal w całej Polsce nie ma ani jednej parafii pod wezwaniem św. Hildegardy. Może teraz, kiedy oficjalnie zakończył się proces kanonizacyjny świętej benedyktynki (po 785 latach!) i kiedy zostanie uznana doktorem Kościoła, coś zmieni się na lepsze. Początek, najtrudniejszy i najbardziej niewdzięczny, już za nami.

„Piórko na wietrze Boga”

Z listu ksieni Opactwa Benedyktynek w Bingen, napisanej po ogłoszeniu przez Benedykta XVI oficjalnej kanonizacji św. Hildegardy: „Trzydzieści dziewięć pokoleń sióstr z klasztoru w Rupertsbergu i Eibingen modliło się niestrudzenie aż do naszych czasów. (...) To, że nasze wysiłki nie zostały zmarnowane i nadzieje tak wielu zostały spełnione, jest dla naszego opactwa i wszystkich pozostających w łączności z nami, wielkim dobrodziejstwem ale także wielkim zaszczytem. (...) Papież Benedykt XVI w katechezie z 8 września 2010 r. wskazał św. Hildegardę jako »prorokinię, mądrą kobietę, która w aktualny sposób przemawia dzisiaj również do nas, poprzez odważną umiejętność rozpoznawania znaków czasu«. Niechaj ta, będąca »piórkiem na wietrze Boga«, prophetissa teutonica, pomoże rozpoznawać znaki czasów każdego dnia i wskaże nam wszystkim drogę do zbawienia”.