Wiara myśląca, bez tematów tabu

Agnieszka Napiórkowska

|

Gość Łowicki 35/2014

publikacja 28.08.2014 00:00

Wywiad. O wakacjach z Księgą Jozuego, metodzie środka, która pozwala pomnażać owoce, i otwarciu na działanie Ducha Świętego z ks. dr. Piotrem Karpińskim, 
nowym dyrektorem Zespołu Szkół im. ks. S. Konarskiego w Skierniewicach, 
rozmawia Agnieszka Napiórkowska.

– Nie boję się zmian, ale też nie mogą to być zmiany dla samych zmian – mówi ks. dyrektor Karpiński – Nie boję się zmian, ale też nie mogą to być zmiany dla samych zmian – mówi ks. dyrektor Karpiński
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość

Agnieszka Napiórkowska: Zanim zaczniemy rozmowę o szkole, chciałabym zapytać o Księdza wakacje. Czy udało się złapać chwilę oddechu przed sterowaniem skierniewickim „Klasykiem”?


Ks. Piotr Karpiński: Tak, dziękuję. Odpoczywałem tak, jak lubię – w spokojnym zakątku Francji, w ciszy, w bliskości morza. Podobnie jak w latach ubiegłych mieszkałem na plebanii, która była moją bazą. Miałem tam czas na wyjazdy, odpoczynek nad morzem, spacery, modlitwę. Zawsze na urlopie moim towarzyszem jest słowo Boże. Ono daje moc i przygotowuje mnie do nowych wyzwań. W tym roku przed urlopem miałem takie natchnienie, by rozważać Księgę Jozuego, który – jak wiadomo – wprowadzał Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Kiedy medytowałem nad tym tekstem, Pan Bóg pokazał mi masę rzeczy. Po pierwsze – Ziemia Obiecana nie była podana na tacy, ale trzeba było ją zdobyć. A więc obietnica Boga jest zadaniem, które trzeba wykonać. Drugim ważnym odkryciem było, że warunkiem wykonania zadania jest współpraca z Bogiem – to On walczył za Izraelitów. Ci przegrywali, jak tylko zaczynali sobie przypisywać zasługi. Trzecią prawdą było poznanie cech przywódcy, a więc i cech dyrektora, na przykładzie Jozuego, którego charakteryzowały łagodność, ale i stanowcza konsekwencja.


W ciągu roku pracy w szkole mógł Ksiądz nie tylko poznać nauczycieli i uczniów, ale także przyjrzeć się ogólnemu funkcjonowaniu szkoły. Proszę powiedzieć, z czego Ksiądz zrezygnuje, a na co położy nacisk?


Na pierwszej prowadzonej przeze mnie Radzie Pedagogicznej, która była połączona z moimi imieninami, wiele osób życzyło mi, by spełniły się wszystkie moje plany i projekty. I wtedy uświadomiłem sobie, że tych planów, to – póki co – wcale tak dużo nie mam (śmiech). Przejmując szkołę, zawsze można pójść w dwie skrajności. Pierwszą jest robienie rewolucji, czyli wprowadzanie zmian dla samych zmian. Dotąd było źle, ode mnie zacznie się szkoła. Drugą skrajnością jest bierność, nicnierobienie z obawy, że ktoś nowe pomysły potraktuje jako zamach na świętość i tradycję. Osobiście zamierzam obie skrajności odrzucić i pójść drogą środka. Czyli drogą rozsądnych zmian, które są konieczne, przemyślane i podyktowane zmieniającą się rzeczywistością i wyzwaniami współczesności. Motywem często pojawiającym się podczas zakończenia roku szkolnego były dotychczasowe owoce i troska o to, by ich nie zmarnować. Poza trochę przesadnym – moim zdaniem – zadowoleniem z siebie, to ważne zagadnienie. Ale droga może być tylko ewangeliczna – to, co jest, zachowuje się tylko przez pomnażanie. Odnoszę to do kwestii zmian i rozwoju szkoły. Ja się nie boję zmian. Jeśli jestem do czegoś przekonany, to mam determinację, by to przeprowadzić. Ale, jak mówiłem, nie mogą to być zmiany dla samych zmian. Jako dyrektor będę się wsłuchiwał w potrzeby społeczności szkolnej, która składa się z trzech różnych grup – uczniów, nauczycieli i rodziców. Zresztą przez miniony rok słuchałem tych wszystkich trzech grup. Zgłaszane uwagi złożyły mi się w pewną całość. Nie mam też wątpliwości, że szkoła katolicka, poza dbaniem o wyniki, ma także pomagać i służyć ludziom. Dlatego w duchu papieża Franciszka w następnych latach chciałbym umożliwić kilku osobom niezamożnym, a uzdolnionym z naszej diecezji darmową naukę w szkole. Kwestię tę musimy jeszcze przemyśleć i dobrze przygotować od strony prawnej. Bardzo chciałbym, by nasza placówka wpisywała się w misję Kościoła. I by dawała dobre doświadczenie Kościoła.


Rozumiem, że dziś trudno zrobić listę zaplanowanych zmian, ale czy to, o czym Ksiądz wspomniał, można pokazać na jakichś konkretach?


– Jednym z moich priorytetów będzie utrzymywanie dobrych relacji z uczniami. Chcę ich poznać, żeby nie byli dla mnie anonimowi. Chcę też poznać ich problemy i potrzeby. Dlatego jako dyrektor nie tylko nie zrezygnowałem z nauczania, ale nawet dołożyłem sobie godzin dydaktycznych. Oprócz katechezy, będę też w wybranych grupach uczył filozofii. Ufam, że pomoże mi to osiągnąć lepsze porozumienie z uczniami i nauczycielami, których pracę będę znał nie zza biurka, ale z doświadczenia. Wiem, że wolałaby pani, żebym podał jakieś konkrety. Ale proszę mnie zrozumieć: ja nie jestem premierem, który wygłasza exposé. Nie mam programu opracowanego w punktach. Myślę, że mój styl, podejście do różnych spraw będą jasne i rozpoznawalne. Dziś mogę zdradzić, że marzy mi się ewangelizacja, większe otwarcie okien na działanie Ducha Świętego. Ale jednocześnie musimy mieć świadomość własnej tożsamości – szkoła to nie klasztor.


To jest zrozumiałe. Ale patrząc na szkoły katolickie, działające choćby w naszej diecezji, wydaje się, że znacznie większy nacisk kładą one na troskę o sferę duchową i charytatywną.


W każdej szkole funkcjonują trzy programy – nauczania, wychowawczy i profilaktyki. Ja chciałbym dołożyć czwarty – formacyjny, którego wstępne założenia opracowałem przez wakacje. Wiem jednak, że pomysły to jedno, a ich realizacja może być trudniejsza. Propozycję programu formacyjnego przygotowałem opierając się na programie wychowawczym szkoły i współczesnym nauczaniu Kościoła, choćby zachętach papieża Franciszka, i jest on adresowany do całej społeczności. Jeśli chodzi o uczniów, pozostaje codzienna modlitwa, Msze św. i pierwsze piątki miesiąca. Poza tym bardzo bym chciał, żeby szkoła wzięła na siebie dodatkowy trud ewangelizacji, czyli głoszenia kerygmatu. Sam rozeznaję na podstawie zwrotnych informacji, że być może moim charyzmatem, poza święceniami kapłańskimi, jest przekaz Słowa. A moją wewnętrzną pasją, poza miłością do nauki, jest ewangelizacja, czyli pomoc ludziom w nawiązywaniu osobowej relacji z Chrystusem. To może się dokonać tylko przez głoszenie Słowa, bo – jak mówi św. Paweł – „wiara rodzi się ze słuchania, a tym, co się głosi, jest słowo Boże”. Kolejną ważną rzeczą jest wiara myśląca, występująca w relacji z rozumem. Stąd moja propozycja poszerzenia oferty edukacyjnej o filozofię. Chodzi tu o odwagę myślenia. By o wierze umieć mówić, ale też by o niej myśleć. Pokazał to znakomicie Jan Paweł II, że wiara bez rozumu zamienia się w zabobon. Tak więc ewangelizacja, spotkanie ze słowem Bożym i wiara myśląca. W tym duchu chciałbym zorganizować, zamiast klasycznych rekolekcji szkolnych w czasie Wielkiego Postu, Dni Ewangelizacji. Powstaje także szkolna asysta liturgiczna pod opieką księdza katechety. Poszerzamy ofertę pielgrzymkową. Na przykład chcemy, by maturzyści pielgrzymowali do Jana Pawła II do Rzymu. Trudno o lepszego patrona dla młodzieży, a jednocześnie uczniowie będą mieli doświadczenie Kościoła powszechnego.


A co z nauczycielami i rodzicami? Czy dla nich też są propozycje duchowego wzrostu?


Gdy idzie o naszych nauczycieli, będą oni mieli w październiku odrębny dzień skupienia. Ponadto w Wielkim Poście chciałbym zaproponować rekolekcje specjalistyczne dla wszystkich nauczycieli ze skierniewickich szkół. Miejskich pedagogów będziemy także zapraszać do wspólnego przeżywania Tygodnia Wychowania już we wrześniu. Wierzę, że nasza szkoła ma szansę promieniować na całe miasto i okolicę. Gdy chodzi o rodziców, wszystko zależy od tego, jakie będą ich oczekiwania i chęci. Im także chciałbym zaproponować odrębne spotkania w ramach Dni Ewangelizacji.


A czy myśli Ksiądz o tym, jak przygotować naszych uczniów do konfrontacji z nowymi ideologiami? Czy szkoła ograniczy się tylko do odrzucenia niewłaściwych lektur i podręczników, czy też może w tej kwestii pojawią się dodatkowe rozwiązania, które przygotują uczniów do merytorycznych dyskusji?


Tu dotyka pani bardzo istotnego problemu. Jestem przeciwnikiem wychowywania pod kloszem i udawania, że pewnych tematów nie ma. Staje się to wówczas antywychowaniem. Nie możemy udawać, że pewne rzeczy nie mają miejsca. Mają i dlatego trzeba się z nimi mierzyć. Wychowanie to nie jest jedyna słuszna wizja rzeczywistości, z góry dozowana następnie nauczycielom i uczniom. Takie zwalnianie z myślenia, nieufność wręcz wobec stawiania pytań nic nie rozwiązuje, zabija jedynie w uczniach pasję poznawczą, kreatywność i uczciwość intelektualną. Tu ponownie kłania się wiara myśląca. Wolę obejrzeć z uczniami nawet najbardziej kontrowersyjny film czy przeczytać taką lekturę, a następnie o tym z nimi porozmawiać, niż pozwolić, żeby swoje postawy kształtowali gdzie indziej. Bo jeśli nie będziemy z nimi otwarcie rozmawiać, to nam uciekną w internet. Chciałbym, żeby w naszej szkole nie było tematów tabu i zakłamywania rzeczywistości, lecz pokorne podejmowanie zagadnień, jakie niesie świat, nawet najbardziej niedorzecznych, i wspólne wypracowywanie naszego stosunku do nich, przybliżanie się w dialogu do prawdy.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.