Sektor pustych miejsc

Marcin Kowalik

publikacja 30.09.2014 12:37

70 lat temu rozegrała się jedna z największych bitew partyzanckich II wojny światowej.

Por. Witold Grzybowski ps. "Kot" Por. Witold Grzybowski ps. "Kot"
Marcin Kowalik /Foto Gość

Pod Jaktorowem Niemcy dopadli wycofujących się z Puszczy Kampinoskiej żołnierzy AK "Grupy Kampinos". Oddziały niemieckie liczyły 6 tys. żołnierzy. Wspierały ich czołgi i lotnictwo. Cała grupa partyzantów liczyła ok. 2600 osób. Szacuje się, że w bezpośredniej walce brało ich udział ok. 1200. 29 września 1944 r. stoczyli swój ostatni bój, niestety przegrany. Ulegli przeważającej sile wroga.

To wydarzenie po latach jest nadal wspominane przez miejscowych. Na cmentarzu w Budach Zosinych spoczywa 132 poległych w bitwie polskich żołnierzy. W miejscu pochówku partyzantów organizowane są uroczystości rocznicowe, na które zapraszani są kombatanci. - W tym roku w sektorze dla nich przeznaczonym było wiele pustych miejsc. To znak czasu. Żyje coraz mniej uczestników wydarzeń z czasów okupacji - mówi Hanna Drązikowska, jeden z organizatorów obchodów. Odbyły się one w niedzielę 28 września, a rozpoczęły Mszą św. polową pod przewodnictwem bp. Józefa Zawitkowskiego. W Eucharystii uczestniczył prezydent RP Bronisław Komorowski. Jak podkreślił w przemówieniu, zawsze chętnie tu wraca, bo czuje, że to najlepsze miejsce do modlitwy za wszystkich Polaków, którzy walczyli o niepodległość. Prezydent Komorowski uczestniczył w poprzednich obchodach rocznicowych jeszcze jako marszałek Sejmu.

Pamięć o partyzantach podtrzymują uczniowie i nauczyciele Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Jaktorowie. Co roku w piątek poprzedzający rocznicę bitwy odbywa się patriotyczna wieczornica. Jej gościem był por. Witold Grzybowski ps. "Kot", żołnierz "Grupy Kampinos". Do partyzantki wstąpił w wieku 16 lat. Tuż przed bitwą pod Jaktorowem stracił konia. Miał szczęście, bo trafił na legendarnego dowódcę mjr. Adolfa Pilcha, który wyprowadził go wraz z grupą innych żołnierzy z oblężenia. Po latach zajął się dokumentowaniem historii swojego oddziału.

Pan Witold uczestniczył w wieczornicy już 7. raz. Za każdym razem opowiada inną historię swojego życia. Tym razem mówił o okupacji sowieckiej na Białostocczyźnie, w swoich rodzinnych stronach. Mieszkał tuż przy granicy z ZSRR i widział, jak żołnierze sowieccy wkraczają na ziemie polskie we wrześniu 1939 r. - Nie mogę uczniom opowiadać ciągle o tym samym, bo to by ich zanudziło - mówi W. Grzybowski. Podczas wieczornicy życzył młodym ludziom, by w przyszłości udało im się znaleźć pracę w Polsce. Ma nadzieję, że wspólnie z osobami, które wrócą z emigracji, będą pracować na rzecz kraju. - Przeżywszy okupację sowiecką i niemiecką, rozumiem tych, którzy chcieli walczyć, ale musimy pamiętać o tych, którzy przez szereg lat starali się polskość zachować i tę polskość dla nas zachowali. Pielęgnowali swoje tradycje. Z dziada na ojca, z ojca na syna przekazywali to, co najlepsze dla nas - mówił do młodzieży.

Tegoroczna wieczornica odbyła się pod hasłem: "Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec". Głównym elementem scenerii była wielka plansza stworzona przez Danutę Rex-Sadowską, malarkę i nauczyciela plastyki. Z boku sali wystawiono plansze o bohaterach walki o niepodległość ojczyzny. Szkolny chór - pod kierownictwem absolwenta Akademii Muzycznej w Warszawie Krzysztofa Gwiazdy, a zarazem nauczyciela muzyki - śpiewał pieśni patriotyczne. Scenariusz przedstawienia stworzyła Joanna Sobczyńska, nauczyciel historii i WOS. W rolę aktorów wcielili się uczniowie gimnazjum.