Wywiad. O ulubionym bólu, porannych rozmowach z Jezusem Miłosiernym i tacie pokazującym, jak rozpoznawać, który Pan Jezus jest prawdziwy, z ks. Brunonem Dąbrowskim, rezydentem w parafii św. Wojciecha w Białej Rawskiej,
Ksiądz Brunon Dąbrowski nie ma wątpliwości, że tym, co najbardziej opłaca się w życiu, jest przyjaźń z Jezusem
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość
Agnieszka Napiórkowska: Ostatnio przeżywaliśmy w Kościele Tydzień Miłosierdzia, po którym nastąpił Tydzień Biblijny. Znając Księdza już ponad 20 lat, zaryzykowałabym stwierdzenie, że te dwa tygodnie opisują Księdza życie i kapłaństwo. Mam rację?
Ks. Brunon Dąbrowski: – Trafiłaś w sedno. Zanim jednak rozwinę tę tezę, chciałbym powiedzieć o jeszcze jednym filarze, nie mniej ważnym. Od zawsze wciskano mi w głowę, że „naszym zadaniem jest służba”. Całe moje kapłaństwo tak traktowałem. Nie wstydziłem się łopaty, młotka, siekiery, łażenia po dachach, odwalania śniegu. A u ks. Stefana Piotrowskiego w warszawskiej parafii św. Michała wszedłem nawet do kanału, by go przepchać. Po tej pracy proboszcz posadził mnie w fotelu, w którym zwykle siadał sługa Boży kard. Stefan Wyszyński, tym samym pokazując mi, jak szanuje mnie i moją robotę. Umiłowanie pracy doprowadziło do tego, że straciłem kawałek kciuka u prawej ręki.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.