Pan blisko jest...

Gość Łowicki 32/2016

publikacja 04.08.2016 00:00

Przyjechali z różnych miast i wsi diecezji, a także z... Białorusi. Chłopcy i dziewczyny w różnym wieku i z różnymi doświadczeniami. Spotkali się, by wspólnie się modlić, dać świadectwo wiary, radości i nadziei, a także by słuchać Piotra ich czasów. Każdy z nich w życiu namacalnie doświadczył, jak dobry jest Bóg bogaty w miłosierdzie.

Siostra Katarzyna Walaszko ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi:   Siostra Katarzyna Walaszko ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi:
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość
Siostra Katarzyna Walaszko ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi:

– Szukałam sposobu, aby przyjechać na ŚDM. Najpierw matka przełożona powiedziała, że mam jechać do namiotu powołaniowego. Ucieszyłam się. Niestety, później napotkałam wiele problemów z rejestracją. Ostatecznie przyjechałam z Żyrardowem, czyli nie ze swoją diecezją (ja jestem z warszawskiej). O tej możliwości powiedział mi jeden z byłych wychowanków, który był tu wolontariuszem. Udział w ŚDM nie jest dla mnie nowym doświadczeniem. Kiedy planowałam wstąpić do zgromadzenia, mój proboszcz zaproponował, żebym przed podjęciem decyzji pojechała na ŚDM do Kolonii. Wyjazd mi sfinansował. Pojechałam i zakochałam się w tym święcie młodzieży. Nie mogłam pojechać do Rio, ale duchem byłam z nimi. Teraz znów mam szczęście brać w tym udział. Jadąc do Śledziejowic, wzięłam ze sobą troje dzieci z naszego domu dziecka. Chciałam pokazać im, że są młodzi ludzie, którzy kochają Boga, dla których przyznawanie się do Niego nie jest obciachem. Cieszę się, że w tym czasie Bóg do nich mówi. Jeden z chłopaków poszedł do spowiedzi. Po powrocie powiedział mi: „Siostro, ten ksiądz to spoko typek”. Był też przypadek ze zgubieniem telefonu. Ktoś go odnalazł i oddał. Będąc tu razem z innymi, staram się realizować prośbę papieża Franciszka, byśmy robili raban. Widzę go na każdym kroku. Jadąc tramwajem, wychylona przez okno, machałam, przybijałam wszystkim piątki.

Mariusz Lipiński  wolontariusz:   Mariusz Lipiński wolontariusz:
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość
Mariusz Lipiński, wolontariusz:

– Pochodzę z rodziny głęboko wierzącej. Zawsze byłem blisko Kościoła, mimo to nie doświadczałem Boga w swoim sercu. A nawet jak doświadczałem, to tego nie czułem. Moje wzrastanie rozpoczęło się od zaangażowania w ŚDM. Szukano wolontariuszy. Postanowiłem przyjść na spotkanie i zaangażować się w przygotowania. Jestem bardzo aktywny i lubię wyzwania. Chciałem zrobić coś dobrego. Lubię pomagać ludziom, to dawało mi wiele radości. Podczas przygotowań do ŚDM zacząłem na każdym kroku doświadczać Boga w swoim życiu. Punktem kulminacyjnym były rekolekcje REO, organizowane przez wspólnotę Siloe w Żyrardowie. Wtedy wybrałem Jezusa na swojego Pana. Moje życie zaczęło się zmieniać. Angażowałem się na maksa. Koordynowałem sekcję techniczno- -logistyczną. Pracowałem, studiowałem, ale na służbę miałem zawsze czas. Wstąpiłem także do Młodzieżowej Wspólnoty Armia Boga, gdzie poznałem niesamowitych ludzi, którzy na co dzień żyją Ewangelią. Są dla mnie wsparciem i umocnieniem w wierze. Wielką radością, ale i wyróżnieniem był fakt, że mogłem być bardzo blisko papieża Franciszka. To było niesamowite spotkanie. Byłem wzruszony. Mocno poruszyły mnie słowa papieża, byśmy w młodym wieku nie przechodzili na emeryturę, a także byśmy nie poddawali się przed rozpoczęciem gry. I tak zamierzam żyć.

Julia Stanczyk z Białorusi:   Julia Stanczyk z Białorusi:
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość
Julia Stanczyk z Białorusi:

– Wzrastałam w rodzinie, która otaczała mnie miłością i uwagą. Niczego mi nie brakowało. W pewnym momencie zachorowałam. Nie potrafiono mnie zdiagnozować. Podejrzewano nowotwór. Mój ojciec, który był katolikiem, ze sztabem ludzi szturmował niebo. Diagnozę postawiono w Moskwie. Byłam drugim dzieckiem z takim nowotworem. Zastosowano leczenie eksperymentalne. Miałam wtedy 15 lat. Lekarz prosił, bym wierzyła. Ufałam. Nie miałam wątpliwości, że Bóg postawił go na mojej drodze. On wykonywał takie medyczne procedury, które przyniosły efekt. Mimo że czułam się lepiej, z powodu lęku zamknęłam się w domu. Pół roku później wykryto nowotwór u mojej mamy. Znów rzuciliśmy się na kolana. Jeszcze mamie nie odrosły włosy, a ja miałam nawrót choroby. W trakcie leczenia dostałam zaproszenie na kurs ewangelizacyjny. Tam była modlitwa wstawiennicza. Oni mówili takie rzeczy, które mogłam znać tylko ja. Wtedy zrozumiałam, że Bóg jest blisko mnie, że się nigdy nie oddalał podczas choroby. Po tej modlitwie przeszłam z prawosławia na katolicyzm. Teraz jestem liderką grupy. Cieszę się, że tu jestem i zgłębiam tajemnicę miłosierdzia. Wiem, że niezależnie od tego, jak bardzo upadam i daleko odchodzę, Bóg zawsze czeka z wyciągniętą ręką. Nadal walczę z chorobą. Jadąc na ŚDM, oczekiwałam, że papież powie mi to, co jest mi potrzebne na ten etap życia. Wiem, że przez niego mówi Pan Bóg, dlatego wsłuchuję się w każde jego słowo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.