Moje wniebowstępowanie miłością

Ks. Kamil Goc

publikacja 28.05.2017 10:50

Po czym rozpoznać, że ktoś widzi niebo? Po tym, że myje innym nogi tzn. potrafi służyć miłością.

Moje wniebowstępowanie miłością

Ewangelia według św. Mateusza (Mt 28, 16 – 20)

Jedenastu uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.

O św. Filipie Neri, którego liturgiczne wspomnienie przeżywaliśmy w miniony piątek 26 maja, opowiada się, że przyszła do niego jakaś kobieta i powiedziała:

- Ojcze, miałam widzenie nieba!

- A jesteś pewna, że to było prawdziwe niebo? – zapytał.

- Oczywiście! Prawdziwe.

Filip Neri pomyślał „zaraz sprawdzimy” i zapytał:

- Wyczyść mi, proszę, buty.

W odpowiedzi usłyszał:

- Jaaa? Tobie? Buty? A nigdy w życiu!

- To schowaj się z tym niebem – odpowiedział święty.

Jezus widział niebo i dlatego umył uczniom nogi. Po czym rozpoznać, że ktoś widzi niebo? Po tym, że myje innym nogi tzn. potrafi służyć miłością.

I oto w dzisiejszym I czytaniu słyszymy, że w Dniu Wniebowstąpienia „Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1, 10 – 11).

Czasami szukamy nadzwyczajności, cudowności, podczas, gdy niebo mamy pod nosem. Przecież miłość okazana drugiemu człowiekowi to jest niebo. I to jest klucz do zrozumienia dzisiejszej uroczystości, która przypomina mi cel mojego życia: niebo.

Papież Benedykt XVI powiedział, że „Człowieka nie da się zrozumieć, pytając tylko, skąd pochodzi. Zrozumie się go dopiero wówczas, gdy się także zapyta, dokąd zmierza”. A zatem: dokąd zmierzasz? Dokąd ja zmierzam? Czy czekam na niebo?

Oczywiście, że nasze wyobrażenia o niebie są niedoskonałe i niewystarczające. Ale tu na ziemi doświadczamy radości nieba: kiedy kochamy i jesteśmy kochani; kiedy okazujemy dobro innym i inni okazują dobro nam; kiedy możemy służyć miłością i kiedy doświadczamy służby miłości od innych. Tyle, że w niebie będzie jeszcze o niebo lepiej.

Do nieba prowadzić mnie mają moje codzienne wybory, decyzje, posłuszeństwo Bogu. Ks. Edward Staniek naucza, że „Serce nasze rozwijając swoją miłość coraz bardziej zbliża się do nieba. Każdy nasz czyn, słowo, myśl o drugim człowieku, o świecie, o Bogu, jeśli jest aktem miłości, jest krokiem w stronę nieba. I odwrotnie, każdy czyn, myśl, słowo, w którym brakuje miłości, jest krokiem wstecz, opóźnia nasze spotkanie z Bogiem, który jest Miłością”.

I ciągle zastanawia mnie: skoro w niebie jest miłość, radość, piękno, to czemu tak bardzo chcemy, aby pójście do nieba się opóźniło? Codziennie wypowiadamy słowa modlitwy „Ojcze nasz”, a w niej: „Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja…”. Ale gdyby przyjście Królestwa Bożego miało nastąpić dziś albo jutro, to co byśmy na to odpowiedzieli? Przypuszczam, że w większości przypadków: „Przyjdź Królestwo Twoje, ale… jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz”.

Jest pewna anegdota na ten temat. Otóż kiedyś dwóch mężczyzn zakochanych do szaleństwa w piłce nożnej rozprawiało nad tym czym jest niebo i jak tam będzie. I nie wyobrażali sobie, że w niebie może nie być piłki nożnej. Umówili się, że który pierwszy z nich umrze, przyjdzie i powie drugiemu czy w niebie jest piłka nożna. Bo wiadomo, że niebo bez futbolu to nie niebo. I kiedy pierwszy umarł, przybył w nocy do swojego kolegi i powiedział:

- Słuchaj, bracie. Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Od której zacząć?

- Dawaj najpierw tę dobrą.

- Jest tam piłka nożna! I to chłopie na jakim poziomie! Pan Jezus ma swój klub. Matka Boża też ma swoją drużynę. Apostołowie – to już w ogóle pierwsza liga!

- No, a ta druga wiadomość?

- No właśnie… jesteś wystawiony w składzie… na jutro!

Ta anegdota ma swój sens, bo przecież z tym umieraniem, przechodzeniem do nieba, to nam się wcale nie śpieszy. Gdybyśmy tylko naprawdę wierzyli, to chcielibyśmy do nieba iść już dzisiaj.

Niemniej jednak już dziś możemy niebo czynić pośród nas, jeśli tylko trwamy w przyjaźni z Chrystusem, jeśli trwamy w Jego Miłości. Dlatego ks. Jan Twardowski w jednym ze swoich wierszy pisze:

„Nie ma umarłych tylko ci, co odeszli.

Można odejść i wciąż być blisko.

Umieranie jest największym czynem człowieka.

To zadanie do wykonania.

Trzeba się na nie przygotować.

By być spokojnym w momencie śmierci – nie należy żyć tylko dla siebie.

Do nieba wiedzie miłość.

Można odejść i wciąż być blisko”

Nic dodać nic ująć: „Nie należy żyć tylko dla siebie. Do nieba wiedzie miłość”.