Rozmowa o śmierci

Ks. dr Piotr Karpiński

W Ewangelii otrzymujemy dziś opis przemienienia Jezusa na górze Tabor. Jest to jedyny fragment o charakterze mistycznym. Często niestety jest on przedmiotem płytkich, dydaktyczno-moralnych pouczeń, według których przemienienia potrzebowali bardziej apostołowie, aniżeli Jezus. Uważna lektura tekstu pozwala jednak zobaczyć, że jest dokładnie odwrotnie.

Rozmowa o śmierci

Słowa Ewangelii według św. Łukasza (Łk 9,28b-36)

Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dopełnić w Jeruzalem. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwu mężów, stojących przy Nim. Gdy oni się z Nim rozstawali, Piotr rzekł do Jezusa: "Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, pojawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: "To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!". W chwili, gdy odezwał się ten głos, okazało się, że Jezus jest sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie opowiedzieli o tym, co zobaczyli.
 

Zanim jednak przyjrzymy się scenie opisanej przez Łukasza, warto osadzić ją w kontekście całej liturgii Słowa. W pierwszym czytaniu mamy opis przymierza, jakie Bóg zawiera z Abrahamem. Wyznacza on najszerszy kontekst naszych rozważań - Abraham jest ojcem naszej wiary, my jesteśmy jego potomkami nie według ciała, ale według wiary. Abraham jest mistrzem wiary, pojętej nie jako sprawność intelektualna, lecz jako ufność i posłuszeństwo Bogu. Księga Rodzaju mówi: „Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę” (Rdz 15,6). Tak więc zasadniczą i fundamentalną kwestią jest wiara. Nie ma też innej zasługi przed Bogiem, jak tylko wiara. Jakiekolwiek dobre uczynki i postanowienia mogą być zasługą, ale tylko w ścisłym związku z wiarą. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w czasie Wielkiego Postu.

Św. Paweł w drugim czytaniu pokazuje nam centrum naszej wiary - krzyż Chrystusa. Apostoł zachęca, by wpatrywać się w ludzi wiary, brać z nich przykład, za nimi podążać. I dodaje gorzkie słowa: „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego” (Flp 3,18). Człowiek, który odwraca się od wiary, staje się wrogiem krzyża. Ale co to znaczy? Tak łatwo wpaść tutaj w pułapkę polityki i ideologii i powtarzać banalne fantasmagorie o tych, co to atakują Kościół, chcą go uciskać, spętać, pozbawić przywilejów. Pewnie św. Paweł łapie się za głowę na łonie Abrahama, widząc jak zgrabny epitet podsunął niektórym wyznawcom Chrystusa o większym temperamencie polemicznym. Tymczasem sam apostoł wyjaśnia, kogo ma na myśli: „To ci, których dążenia są przyziemne” (Flp 3,19). Taki człowiek wszystko sprowadza do wymiaru doczesnego i tym samym unicestwia moc krzyża. Wrogiem krzyża nie jest więc osoba z innej bańki ideologiczno-informacyjnej, ale ktoś, kto po krzyżu niczego się już nie spodziewa, kogo patrzenie jest czysto ziemskie, doczesne. Taki człowiek nie otwiera się na moc prowadzącą do zmartwychwstania.

I tu dochodzimy do kwestii fundamentalnej. Krzyż jest dwuznaczny: może wywołać zgorszenie, a może też stać się źródłem mocy prowadzącej do najwspanialszego zwycięstwa, jakim jest zmartwychwstanie. Wydaje się, że scena na górze Tabor miała właśnie taką stawkę: nie unicestwić mocy krzyża Jezusa, a odkryć głęboki sens Jego śmierci. Trzej apostołowie: Piotr, Jan i Jakub widzą scenę mistyczną, ponadnaturalną. Oto Jezus objawia najgłębszą prawdę o sobie. Uwagę jednak przykuwa co innego: „A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dopełnić w Jeruzalem” (Łk 9,30-31). Dziwna rozmowa. Czy rozmowa o czymś, co rozmówcy dobrze znają, jest jeszcze rozmową? Ma ona sens tylko, gdy rozmówcy mają sobie coś ważnego do zakomunikowania. Najwidoczniej więc Jezus nie wie wszystkiego. To On potrzebuje tej rozmowy najbardziej. Czego nie wie Jezus? Nie zna jeszcze swojej śmierci. Mojżesz i Eliasz już swoją śmierć przeżyli i wiedzą o niej coś więcej. Na górze Tabor następuje zapierające dech w piersiach wtajemniczenie Jezusa w śmierć.

Mojżesz od samego początku swego powołania dźwigał potężny krzyż. Najpierw pokłócił się z faraonem, przez co pogorszyło się położenie Izraelitów w Egipcie, a co z kolei spowodowało ich niezadowolenie. Potem przez czterdziestoletnią wędrówkę przez pustynię dźwigał krzyż niezrozumienia, szemrania, wątpienia, odstępstwa od Boga. Kiedy modlił się z wyciągniętymi ramionami na górze w czasie wojny z Amalekitami, stał się jakby prefiguracją krzyża. Po tym niezwykle mozolnym życiu i długiej służbie umiera jednak bez wyraźnego spełnienia. Z daleka tylko może popatrzeć na Ziemię Obiecaną, ale do niej nie wchodzi. Umieranie Mojżesza to odejście po długim i ciężkim życiu, ale bez nasycenia w tym świecie, bez spełnienia.

Z kolei krzyż Eliasza to gorliwość o dom Boga i Jego kult, którym rozpalił swoje serce od najmłodszych lat. Ale jego droga jest równie dramatyczna. Ucieczka przed gniewem króla-odstępcy, krwawa rozprawa z fałszywymi prorokami, sprowadzenie suszy jako kary dla Izraela. I również dziwna śmierć. Eliasz umiera nienaturalnie. Jego najbliższy uczeń widzi tylko samo przejście Eliasza do Boga, wóz ognisty z rumakami i wicher. Woła: „Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze” (2 Krl 2,12). I choć już więcej nie ujrzał Eliasza, to jednak znalazł jego płaszcz, który będzie dla niego źródłem mocy w dalszej misji.

Jezus modląc się na górze Tabor zyskuje głębszą świadomość swojej śmierci. Tego dotyczy rozmowa z Mojżeszem i Eliaszem. Teraz wie o swoim odejściu znacznie więcej. Choć słowo „wiedzieć” nie jest na miejscu. O własnej śmierci się nie wie. Ją się w sobie nosi.