Ekstremalna Droga Krzyżowa Klasyka

Agnieszka Napiórkowska Agnieszka Napiórkowska

publikacja 06.04.2019 22:35

Na Drogę Przełomu wychodzili nie tylko dorośli, ale także młodzież. Po raz trzeci EDKK zorganizowała społeczność Zespołu Szkół im. ks. St. Konarskiego.

Uczniowie, nauczyciele i rodzice wędrowali w małych grupach. Uczniowie, nauczyciele i rodzice wędrowali w małych grupach.
Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość

Zarówno młodzież, jak i dorośli, w tym grupa rodziców, pokonując własne słabości i zmęczenie, przy 14 stacjach rozważali mękę Pańską. Wyszli, by przez kilka godzin pójść za Tym i z Tym, który z miłości do człowieka szedł drogą krzyżową i dał się ukrzyżować, przez każdego z nas i za każdego.

– Jest to duchowe wydarzenie, które na trwałe wpisało się w kalendarz i tradycję naszej szkoły – mówi ks. Piotr Karpiński, dyrektor zespołu. –  Z każdym rokiem mamy coraz więcej uczestników. W tym wyruszyło ponad 120 osób w 11 grupach. Trasa liczyła 25 km i w dużej części prowadziła przez Bolimowski Park Krajobrazowy. To jest bardzo cenne wydarzenie duchowe, doświadczenie drugiego człowieka, wspólnej wędrówki. Na naszej drodze łączymy zadumę, refleksję nad męką Jezusa i własnym życiem z eksplozją młodości – dodaje ks. Karpiński.

Co bardzo ważne, podobnie jak w roku ubiegłym, w EDKK uczestniczyli nie tylko uczniowie i nauczyciele, ale i osoby spoza szkoły.

Rozpoczęcie nabożeństwa w drodze odbyło się na dziedzińcu szkoły. Modlitwę poprowadził ksiądz dyrektor. Potem w kilkuosobowych grupach z drewnianym krzyżem w dłoniach w odstępach pięciominutowych wychodziły kolejne grupy. Aż do 11.

Doskonale oznakowana trasa prowadziła przez miasto, wioski, las. Kolejne stacje usytuowane były przy kapliczkach i krzyżach. Podczas drogi zaplanowano jeden dłuższy odpoczynek w parafii św. Antoniego w Radziwiłłowie. Tamtejsza Wspólnota Chrystusa Zmartwychwstałego "Galilea" zadbała o gorące napoje i poczęstunek. Ciasta w większości upiekli uczniowie Klasyka.

Po dotarciu na miejsce uczestnicy EDKK w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa na Widoku otrzymali błogosławieństwo. Po modlitwie wszyscy wracali do szkoły, miejsca, w którym wszystko się zaczęło.... W jednej z klas na pielgrzymów czekały herbata i ciasto.

EDKK była niezwykłym przeżyciem zarówno dla uczniów, jak i dla dorosłych. Każdy z uczestników na swój sposób odnalazł się w innej stacji Drogi Krzyżowej. Niektórzy z nich podzielili się swoim świadectwem.

Więcej na następnej stronie.

Bartek Migała, maturzysta, zaangażowany w organizację wydarzenia:
– Ideą całego EDK jest wyjście ze strefy komfortu oraz podjęcie wyzwania. Młody człowiek, wychodząc z domu, aby spędzić ponad 7 godzin w nietypowych warunkach, ma okazję spojrzeć na życie z innej perspektywy. Może zastanowić się nad własną wiarą i tym, jaki jest. EDK to okazja na zmianę w swoim życiu na coś nowego, lepszego. Od lat przebywam trasy EDK. Spotkałem się z różnymi warunkami atmosferycznymi: deszczem, śniegiem, słońcem. Zawsze dzięki przebytej drodze wynoszę ważną rzecz, z którą często każdy z nas ma problem. Mam na myśli osiąganie własnych celów. EDK ożywia moją wiarę i nakręca mnie do działania, bo wiem, że marzenia się spełniają. Wystarczy tylko podjąć wyzwanie.

O motywach i przeżyciach chętnie opowiadali także inni uczniowie. Konrad Zakrzewski zapytany o powody swojego wymarszu, krótko stwierdził. – Na EDKK poszedłem, aby przeżyć drogę z Jezusem. Chciałem iść, żeby poważnie pomyśleć nad sobą i moimi sprawami.

Inna uczennica:
– Drugi raz zdecydowałam się wziąć udział w EDKK. Nikt mnie nie zmusił, sama chciałam iść, czułam chęć pokonania własnych słabości i sprawdzenia się. Droga Krzyżowa pozwala na spotkanie samego siebie, 7-godzinny marsz i masa myśli przychodzących do głowy w tym czasie pozwoliły mi przemyśleć, co jest dla mnie naprawdę ważne, co chciałabym zmienić w moim życiu i za co podziękować Panu Bogu. Sprzyjająca pogoda i piękni otaczający mnie ludzie pozwolili mi przeżyć ją w spokoju ducha i wewnętrznym poczuciu bezpieczeństwa, za co bardzo im dziękuję. Z pewnością nie był to mój ostatni raz na EDKK.

Anna Kłosińska, polonistka:
– O tym, co przeżyłam, mogłabym książkę napisać. Wszystko jest we mnie niewypowiedziane, tyle łask, tyle wzruszeń i przeżyć. Chciałabym, żeby EDKK wpisało się na stałe w formację duchową mojej rodziny. Zaproponowałam moim synom wspólne przeżywanie misterium męki Pańskiej. Obaj ucieszyli się, że będą mogli pójść. Dzięki ich obecności przeżywałam ten czas wyjątkowo. Ze wzruszeniem obserwowałam ich zmagania. Szczególnie poruszyła mnie postawa mojego 9,5-latka. Powiedział mi, że kilka miesięcy temu śniło mu się, że był przybijany do krzyża, obudził się zlany potem. W czasie EDKK wracał do tego snu, dojrzale jak na swój wiek reagował też na ból nóg i zmęczenie, odnosząc się do drogi krzyżowej Zbawiciela. Na Rawce dopadł go kryzys. Nie skarżył się, po prostu przestał się odzywać, zwolnił. Wspieraliśmy go, dodawaliśmy otuchy. Udało się. "Jezus miał gorzej" - stwierdził i szedł dalej. Alek nie chciał zdradzić intencji, z którą wyruszył. Uszanowałam to, nawet nie snuję domysłów. Wystarczyła mi łza w jego oku, gdy mówił o tej tajemnicy. Starszy syn też miał chwilę zwątpienia, w ciemnym lesie. Powiedział, że zaraz upadnie twarzą na ziemię. Znam Maksa, więc wiedziałam, jak reagować. Zostawiłam go i poszłam dalej. Odwracałam się jednak, sprawdzając, czy walczy. Dogonił grupę, powoli odzyskiwał siłę. Do domu wróciliśmy szczęśliwi, obdarowani łaskami. Bardzo bym chciała, żeby ta droga nauczyła moje dzieci, że chwile ciemności w życiu mogą się zdarzyć, ale w takich momentach nie wolno się poddać, trzeba iść, działać, szukać światła. Nie mogłam zasnąć, wdzięczna Bogu za ten błogosławiony czas.

Aneta Sokołowska, rodzic:
– Podczas drogi niesamowitą była dla mnie XII stacja, która przeszliśmy w całkowitej ciszy. To było konfrontowanie się z moimi słabościami. Nie sądziłam, że tak to będzie przebiegało. On pokazał mi moje słabości. To był mój przełom. Zrozumiałam, że to za mnie. Niezwykłe było to, że będąc rodzicem, poszłam drogą, którą przygotowali uczniowie. Dobrze był patrzeć na energię młodych, ich zaangażowanie. To napawa optymizmem i nadzieją. I jeszcze jedno. Wyruszając, w grupie znałam tylko jedną osobę. Na końcu czułam się jak w rodzinie. Kiedy się żegnaliśmy, to jak ze swoimi. Samo wędrowanie sprawiało, że się do siebie zbliżaliśmy.