Przez 9 dni podczas Łowickiej Pieszej Pielgrzymki Młodzieżowej nie ma znaczenia, czy jesteś uczniem liceum, studentem czy pracujesz w banku, szpitalu czy korporacji. Na szlaku jesteś bratem i siostrą. Bożym dzieckiem, które potrzebuje modlitwy, wysiłku, wsparcia bliźnich i przede wszystkim obecności Matki.
▲ Pątnicy uczestniczą także w chrześcijańskich zabawach podczas wieczoru radości w Makowie.
Magdalena Gorożankin /Foto Gość
Każdego roku na szlak ŁPPM na Jasną Górę wyrusza prawie tysiąc pątników, nie tylko z diecezji łowickiej. Niektórzy na spotkanie z braćmi i siostrami przybywają z różnych zakątków Polski, jak na przykład s. Laurencja, niepokalanka pochodząca z Żyrardowa, która na co dzień służy w klasztorze w Jarosławiu, czy ks. Mariusz Rudnicki SDB z Różanegostoku, a także wierni rozkochani w ŁPPM.
Indywidualne spotkanie
– Długo szukałam „swojej” pielgrzymki, aż 3 lata temu usłyszałam o ŁPPM. Przyjechałam na kilka dni do Ani, mojej koleżanki ze studiów – mówi Malwina Zarębska. – Anka zabrała mnie na zakupy, bo jej rodzina od wielu lat przygotowuje posiłek dla pielgrzymów. Po drodze wypytałam ją o wszystkie szczegóły i, zamiast spędzić u niej tydzień, po trzech dniach plotkowania wyruszyłam na szlak. W trampkach i klapkach, bo tylko takie buty miałam ze sobą. Gdy przyjęłyśmy pątników na obiedzie, serce samo się rwało, by iść. Poszłam następnego dnia z Wysokienic i będę chodzić co rok, bo to mój czas, moje spotkanie z Matką Bożą i ludźmi wielkich serc – dodaje Malwina.
Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.